Data: 2002-04-20 00:02:49
Temat: Re: cd flirtowanie - bylo o strachu
Od: Carrie <c...@w...pf.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Fri, 19 Apr 2002 19:30:18 +0200 "Dariusz Drzewiecki"
<d...@w...pl> zaszczycił/a czytelników tej grupy taką oto
wiadomością:
>No nie koniecznie. Jeżeli taki kryzys małżeński działa na ciebie
> przygnębiająco to chyba nie szukasz ratunku w sprawianiu sobie
>przyjemności, jaką jest flirt, tylko szukasz pocieszenia
>u przyjaciela ale nie na zasadach flirtu. Nie wiem czy mnie dobrze
>tutaj rozumiesz. Jak można z kimś flirtować, gdy ma się konflikt.
Zgadzam się z tym. Jak mi się coś psuje w życiu lub w związku, to nie
flirty mi w głowie... Lepiej się wtedy wyżalić i wypłakać, bo to, że
ktoś tam powie, że na niego 'działam', moich problemów nie rozwiąże.
No, ale to ja, inni pewnie mają inaczej ;)
>Flirt może być głównie odskocznią , poszukiwaniem nowego, próbą
>odgryzienia się na partnerze ale raczej nie bierze swego źródła z
>konfliktu małżeńskiego
A czy flirt nie może być zwyczajną rozrywką? Mam kilku takich
internetowych znajomych, z którymi wymieniam maile, czasem gadamy
sobie przez rozmaite komunikatory, i kiedy czytam maile lub logi, nie
mogę się oprzeć wrażeniu, że to flirty najczystsze :) Tylko że dla
mnie i dla nich sytuacja jest jasna: związki, w jakich jesteśmy, to
związki trwałe, a to, co my do siebie gadamy, wynika z poczucia
humoru, ze skojarzeń, ze zwykłej sympatii... Nie chciałabym musieć się
wyrzekać tych flircików. Mój chłopak o nich wie, nazywa mnie czasem
okropną flirciarą - chociaż, jeśli istotnie nią jestem, to tylko w
internecie, na żywo mi jakoś nie wychodzi ;) - ale nie domaga się,
żebym ich zaprzestała, z czego wnioskuję, że nie widzi w nich
zagrożenia dla naszego związku. I za to m.in. go uwielbiam :) Bo
mogłabym się powstrzymać bez wielkiego trudu, pisać poważnie i nie
zbaczać na frywolne tematy, ale... ale to mnie bawi :) Te flirty są
dla mnie prawie tym samym, co czytanie dowcipów ocierających się o
erotykę, oglądanie komedii albo komiksów "z podtekstem". Tyle tylko,
że w odróżnieniu od filmów i obrazków, flirt działa w obie strony i ja
też mogę być w nim aktywna, a nie tylko bierna.
Przyszło mi na myśl, że są osoby, które traktują w kategoriach zdrady
takie rzeczy, jak oglądanie przez partnera filmów erotycznych albo
patrzenie na rozebrane panie... Dla mnie to z lekka niepojęte, ale nie
mnie to osądzać :)
Tak sobie myślę, że może istnieje wiele odmian flirtu. Ten mój to
niezobowiązująca rozrywka, a może są też flirty, które wyraźnie
prowadzą do jakiegoś celu...
Nie bardzo natomiast rozumiem argument, że 'bez okazji zmniejsza się
możliwość popełnienia grzechu'. Coś w tym jest, owszem, ale po to
dostaliśmy rozum, żeby umieć nad sobą panować [nie mówię, że nie jest
to trudne, ale też nie jest niemożliwe ;)].
Konkludując: ja się flirtów nie boję. Tych własnych :) Priorytety i
zasady mam ustalone od dawna i sprawdziłam wielokrotnie, że nawet ja
sama nie potrafię ich złamać, a co tu mówić o osobie trzeciej... ;)
Pozdrawiam, Carrie
|