Data: 2005-09-13 21:17:14
Temat: Re: czy partner powinien wiedzieć...?
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Hania ; <dg6hdb$r5g$1@inews.gazeta.pl> :
> pewnie wlasnie tak - (sadze sama po sobie) -wlasnie wywalenie na zewnatrz
> pozwala pogodzic sie/zrozumiec w pelni.
No nie do końca --> jak sama mogłaś zauważyć, w tym przypadku wywalenie
na zewnątrz nic nie zmieniło, a wręcz spowodowało lawinę nieporozumień
--> dopiero musiałem wrócić pamięcią do momentu wygenerowania
racjonalizacji i przypomnieć sobie po co ją zrobiłem. W odróżnieniu od
idiotycznej i mocno wybiórczej definicji leksykonowej [nb. "dzień dobry"
też jest racjonalizacją ;)] ja tworzę racjonalizacje bardzo świadomie -
kłopot polega na tym, że czasami zaczynam je obrabiać jako abstrakcyjne
byty i wtedy, zagadnięty, próbuję bronić racjonalizacji lub wytłumaczyć
jej treść. Nadal więc nie wiem, dlaczego wywaliłem ją tutaj, na grupie
psp - mógłbym zgadywać, ale to nie ma znaczenia.
> > A co do dowodu --> może faktycznie trudno przewidywać działanie
> > długofalowe takiej sytuacji, ale można udowodnić jej wpływ na wybór
> > okreslonego partnera --> gdyby nie istniał i nie oddziaływał "słaby", to
> > silny nie zostałby wybrany. ;) Jeżeli znane mi fakty są prawdziwe, to
> > wszedłem odpowiednio w swoją rolę --> wybór, nawet niekorzystny dla
> > mnie, jest lepszy od braku wyboru, jeżeli Ktoś ma gorącą wolę
> > wybierać/tworzyć sytuację wyboru [w tym wypadku to nie byłem ja ;)]. ;)
>
> ???slaby/mocny? jak mozesz tak to rozpatrywac? raczej :
> korzystny_w_danej_chwili dla Kogos...i juz ;-)
Korzystny? Dobrze - pobawmy się. Ludzki mózg nie jest w stanie znieść
długotrwałego silnego stresu [niezależnie z jakiego źródła pochodzącego,
czym wywołanego ;)] - korzystne w mojej sytuacji [nie dla mnie] było
więc zamknąć sytuację zgodnie z wolą drugiej strony [albo przy jej
niewypowiedzianym sprzeciwie]. Czyli dostąpię Zbawienia? ;)
A co do słabych/silnych - taki, co to nie próbuje na szybko zamknąć
sytuacji jest "słabym" [nie próbuje zażegnać stresu] - ja to łatwowierny
jestem i wierzę słowom, ale wiadomo, że kobietom nie należy wierzyć - ot
moja głupota, a może próba nauczenia Kogoś, że niezależnie od płci jest
odpowiedzialny za własne słowa? ;)
> >[ot]: Dziś zastanawiałem się nad mizoandrią i doszedłem do wniosku, że
> kobiety
> > przejawiające tę cechę są istotami szkodliwymi --> w ramach doradzania
> > zawsze będą starały się dokopać facetowi niezależnie od tego, że przy
> > użyciu swoich dobrych rad mogą też poszkodować osobę, której doradzają.
> > Jak kiedyś dziwnym trafem będę w jakimś związku, to najpierw wszelkie
> > mizoandryczki sobie "oznakuję" i będę "pilnował", tak jak pilnuje się
> > wściekłe i niebezpieczne psy.
>
> hi, hi, a da sie tak? to ja poprosze o test na mizoginizm ;-)
Da się - po prawdzie wszyscy jesteśmy *częściowo* mizoginami i
mizondrami - nie da się przejść przez życie nie dostając kopa od jednej
lub drugiej płci - to proste warunkowanie. Inna sprawa, że np. popularne
stwierdzenie kierowcy "wiadomo baba prowadzi" przeważnie nie świadczy o
mizoginiźmie i jest neutralnym racjonalizmem mającym ułagodzić emocje
[moja koleżanka z pracy prowadząc samochód też potrafiła tak skwitować
sytuacje na drodze ;)]. Ale tych klasycznych przedstawicieli obu
gatunków jest dosyć mało - ich jakość można sprawdzić poprzez sytuacje,
a nie deklaracje. Niech będzie Twój mizogin - załóżmy, że jest on
przyjacielem męża jakiejś Pani i w ich małżeństwie doszło do scysji - na
100% doradzając będzie chciał dokopać małżonce [jeżeli posługuje się
intuicją, to tym gorzej], niezależnie od skutków, które przyniesie to
małżonkowi - to jak granat w gaciach - żeby więc było polubownie - Panie
powinny się wystrzegać krańcowych mizoander w swoim otoczeniu, a Panowie
mizoginów, a przynajmniej ich/je "odznaczyć" i traktować jak
paranoików/paranoiczki.
Flyer
|