« poprzedni wątek | następny wątek » |
21. Data: 2005-04-23 22:52:22
Temat: Re: Problem rodzinnyidiom <i...@v...pl> napisał(a):
>
> > Fajnie wiedziec, ze nie tylko ja mam takie problemy:) Robie dokladie tak
> > jak mowisz, ale nie uzywam argumentu "bo sie wyprowadze", bo chwilowo
> > nie ma takiej potrzeby.
>
>
> Wiesz, Tomku, z tym zadowoleniam ze wspólnoty z Kasią w problemach uważaj.
> Kasia ma takie problemy, jakie pasują do aktualnego watku - to blagierka.
nie sluchaj jej Tomek, to ze lubie sobie czasem pozartowac to fakt, ale jak
jestes git gosciu jak mylse ze jestes wyczujesz kiedy zartuje a kiedy nie.
ale moja odpowiedz dla ciebie jest prawdziwa, mam podobny problem do twego i
naprawde mowie ci pewne rzeczy zatrzymaj dla siebie, ja juz sie nauczylam
tego, po prostu nie warto psuc swoich i cudzych nerwow.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
22. Data: 2005-04-24 08:46:35
Temat: Re: Problem rodzinny
Użytkownik "Kasia " <m...@W...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:d4ejj6$qmp$1@inews.gazeta.pl...
> nie sluchaj jej Tomek, to ze lubie sobie czasem pozartowac to fakt,
ROTFL
mamy nowy synonim kłamstwa - "żart" :D
EOT
Monika
P.s. Ewentualnie, gdyby przyszło ci do głowy w reakcji na moje zdanie
zbluzgać mnie - od razu informuję, że kompletnie mi dynda, jakich słów
uzyjesz pod moim adresem
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
23. Data: 2005-04-24 10:52:48
Temat: Re: długie bylo: Re: Problem rodzinnyUżytkownik idiom napisał:
>>Nie żebym pochwalała ich postawę, ale jestem daleka od potępienia tejże.
>>Nela ładnie napisała: to ich zadanie, ślubowali wychować Cię w wierze.
>
> O, kurczę, a ja myślałam, że w wieku 25 lat już się nie wychowuje dzieci
> tylko pozwala się im iśc własną ścieżką....
... na własne utrzymanie. Postawa z gatunku "chciałbym, żeby mi rodzice
dawali żryć i dach nad głową, bo jestem dzieckiem, ale nie wtrącali się
ani na krok, bo jestem dorosły/a" jest, łagodnie mówiąc, nie w porządku.
Dom rodzinny to nie hotel, trudno wymagać od rodziców, żeby patrzyli bez
słowa, jak dziecko pakuje się (ich zdaniem) w kłopoty.
> Dla rodziców, którzy boją się, że związek z niewierzącą osobą odsunie ich
> dziecko od Kościoła mam jedną radę - namówcie jakiegoś księdza, żeby
> przespał się z Waszym "dzieckiem" - rozumując tym tokiem, przez analogię,
> będzie to najlepszym sposobem na oddalenie takich obaw... A własciwie -
> bliski związek z biskupem będzie jeszcze lepszy...
I pewnie wydaje Ci się, że to było błyskotliwe? Wydaje Ci się.
--dusz. z doskoku
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
24. Data: 2005-04-24 15:51:46
Temat: Re: długie bylo: Re: Problem rodzinny
Użytkownik "duszołap" <g...@i...wytnij.pl> napisał w wiadomości
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1002A750AC@jplwan
t003.jasien.net...
> ... na własne utrzymanie. Postawa z gatunku "chciałbym, żeby mi rodzice
> dawali żryć i dach nad głową, bo jestem dzieckiem, ale nie wtrącali się
> ani na krok, bo jestem dorosły/a" jest, łagodnie mówiąc, nie w porządku.
> Dom rodzinny to nie hotel, trudno wymagać od rodziców, żeby patrzyli bez
> słowa, jak dziecko pakuje się (ich zdaniem) w kłopoty.
Ale skąd wiesz, że to właśnie zachodzi w przypadku Tomka ?
Znam co najmniej kilka osób, które mieszkając z rodzicami mają takie same
obowiązki jak "dorośli" członkowie rodziny i jedną, która wkłada więcej do
domowego budżetu niż rodzice (bo ma więcej i nie wyprowadza się tylko
dlatego, że nie stać jej na utrzymanie dwóch domów).
Czy również w tym wypadku "dziecko" ma godzić się na sterowanie przez
rodziców? Czy może uznać, że skoro ma się takie same obowiązki to i prawa
przysługiwałyby takie same? Nie wyobrażam sobie, żebym miała wpływac na to,
z kim spotyka się któreś z moich rodziców...
Nawiasem mówiąc, jeśli zdarzy się sytuacja, że moi rodzice będą skazani na
moją pomoc (co nie jest wykluczone, w przyszłości) również nie wyobrażam
sobie, że wypełniając jakieś obowiązki względem nich, rościłabym sobie z
tego tytułu prawo do wtrącania się w ich życie.
> I pewnie wydaje Ci się, że to było błyskotliwe? Wydaje Ci się.
Może. Ale przynajmniej było logiczne.
Jeśli ktoś przekazał swojemu dziecku taką wiarę, która chwieje się w
bliskiej obecności kogoś niewierzącego to powinien zadbać o ciągłe
wzmacnianie tej wiary przez towarzystwo kogoś mocno wierzącego (ksiądz,
zakonnik, zakonnica). Albo pogodzić się z faktem, że "wychowanie w wierze"
po prostu mu się nie udało i że tego, czego się nie zrobiło w ciągu
pierwszych 25 lat zycia dziecka trudno będzie naprawić w drugim
ćwierćwieczu. A już na pewno nie naprawi się tego systemem
nakazowo/zakazowym.
Monika
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
25. Data: 2005-04-24 17:04:27
Temat: Re: Problem rodzinnyJacek napisał(a):
> Jeśli tak zacznijcie szukać pracy dla niej i dla Ciebie w wybranym przez Was
> mieście - proces jej znajdywania nie jest taki krótki.
> Myślę że i dla niej szukanie teraz może być rozsądnym posunieciem zamiast
> czekania do dyplomu potem wakacje a potem praca.
Tu wlasnie pojawia sie kolejny problem. Ona nie jest z Polski, apracy
bedziemy szukac na poczatku gdzies na wysach Brytyjskich i rodzina wie,
ze mam taki plan.
> Jeśli nie chcą Was widywać jeździj do niej co tydzień, na całe weekendy, tak
> aby wogóle Cie nie było.
To jest dosc trudne, kosztowne nie tak bardzo. Bilet turystyczny, to
tylko 50 zl, ale 16 godzin w pociagu to nie takie przyjemne. Taanie
linie lotnicze ida z pomoca, ale bilet to tez jakies 250 zl.
> W tygodniu też zacznij brać urlopy i zacznij chodzić na rozmowy
> kwalifikacyjne.
Mieszkam w Bialymstoku, gdzie nic sie nie rozwija. Pracuje w firmie,
ktora powstala kolo 1990 roku i ktora do tej pory nie upadla, wiec moge
powiedziec, ze mam szczescie, ze wogole pracuje. Zdobywam doswiadczenie
a to chyba tez jest wazne.
> Zamiast tracić czas na rozmowy inwestuj w siebie - ucz się czegoś co myślisz
> że Ci się przyda,
> może jakiś kurs językowy albo studia podyplomowe.
Angielski jest w miare opanowany, tak sie dogaduje z Monika. Podyplomowy
kurs tez juz mam. Aktualnie rozwijane sa nastepujace zagadnienia:
- pisanie stron www (PHP, JSP, Flash)
- bazy danych (MySQL, Oracle)
- programowanie (Bash, Builder C++, Java, troche programuje
mikrokontrolery itp. elektronike)
- systemy operacyjne (Windows 2000, 2000 server, XP, Linux) z windowsow
mam jakies certfikaty
- troche bawie sie w sieci komputerowe (routery, serwery WWW, FTP itd.,
administracja siecia itd.)
Wystarczy chwalenia sie.
> Jak Twoja rodzinka zobaczy że nie żartujesz sama zmieni zdanie, bo pewnie
> tak samo jak Ty od nich
> oni są uzależnieni od Ciebie.
Masz racje, sa. Ojciec juz zapomnial, ze jest facetem i zw to on
powinien dbac o dom. O ile zrobi cos w ogrodku od czasu do czasu, to
zeby zrobic cos w domu to juz trzeba wzywac fachowca. Kiedys byl inny,
teraz sie rozleniwil.
> Jeszcze jedna uwaga wspólne mieszkania z rodzicami po Waszym ślubie,
> skonczy się rozwodem, więc jeśli kochasz działaj.
Wspolne mieszkanie po slubie jest czyms, co jest tak samo prawdopodobne
jak ttrafienie w totka 6, trzy razy pod rzad. Chce z nia zamieszkac
przed slubem.
Pozdrawiam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
26. Data: 2005-04-24 17:18:32
Temat: Re: długie bylo: Re: Problem rodzinnyidiom wrote:
>>... na własne utrzymanie. Postawa z gatunku "chciałbym, żeby mi rodzice
>>dawali żryć i dach nad głową, bo jestem dzieckiem, ale nie wtrącali się
>>ani na krok, bo jestem dorosły/a" jest, łagodnie mówiąc, nie w porządku.
>>Dom rodzinny to nie hotel, trudno wymagać od rodziców, żeby patrzyli bez
>>słowa, jak dziecko pakuje się (ich zdaniem) w kłopoty.
>
> Ale skąd wiesz, że to właśnie zachodzi w przypadku Tomka ?
>
> Znam co najmniej kilka osób, które mieszkając z rodzicami mają takie same
> obowiązki jak "dorośli" członkowie rodziny i jedną, która wkłada więcej do
> domowego budżetu niż rodzice (bo ma więcej i nie wyprowadza się tylko
> dlatego, że nie stać jej na utrzymanie dwóch domów).
"Ktos powie, ze moge sie wyprowadzic i olac rodzine, tyle ze tam gdzie
ona mieszka mam male szanse znalezienia pracy. Czekam na to, az skonczy
studia (to juz w tym roku) i wtedy gdzies pojedziemy, jak tylko uda nam
sie dotrwac w tym zwiazku do tej pory."
"Robie dokladie tak jak mowisz, ale nie uzywam argumentu "bo sie
wyprowadze", bo chwilowo nie ma takiej potrzeby."
Coś jeszcze?
(Przy okazji podkreślam, że 'pakuje się w kłopoty' _ich zdaniem_. Sama
jestem ateistką i wiem, że od tego się nie umiera. Przynajmniej mam
nadzieję, że nie w XXI wieku, jakiś tysiąc lat temu umieranie z tego
powodu było dość powszechne. ;])
> Czy również w tym wypadku "dziecko" ma godzić się na sterowanie przez
> rodziców? Czy może uznać, że skoro ma się takie same obowiązki to i prawa
> przysługiwałyby takie same? Nie wyobrażam sobie, żebym miała wpływac na to,
> z kim spotyka się któreś z moich rodziców...
Ale są ludzie, którzy nie tylko sobie to wyobrażają, ale nawet
wprowadzają w życie, i rodzice Tomka najwyraźniej do takich należą. Nie
sądzę, żeby dowiedział się o tym 'wczoraj', toteż nie bardzo rozumiem,
po co im w ogóle powiedział o tym, że sobie ateistkę znalazł. Skoro ona
mieszka w innym mieście, wspólne układanie sobie życia planują
najwcześniej za rok, kiedy ona skończy studia -- mógł sobie darować ten
temat. A biorąc pod uwagę tekst: "jak tylko uda nam sie dotrwac w tym
zwiazku do tej pory", wskazujący, że to układanie życia nie jest jeszcze
na 100% pewne, tym bardziej powinien był to pominąć. A skoro już
powiedział i zobaczył, jaki odniosło to skutek, to teraz musi wybrać:
albo wygodne życie u rodziny, albo niepewna przyszłość z dziewczyną.
Aha, nie teoretyzuję -- jak uznałam, że jestem już dosć dorosła, żeby
rodzice nie musieli mi mówić, co mam robić, to się wyniosłam. Było mniej
wygodnie, ale swobodniej. W życiu tak już jest -- coś za coś.
--dusz.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
27. Data: 2005-04-24 18:06:19
Temat: Re: długie bylo: Re: Problem rodzinny
Użytkownik "duszołap" <g...@i...wytnij.pl> napisał w wiadomości
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1002A77961@jplwan
t003.jasien.net...
> "Ktos powie, ze moge sie wyprowadzic i olac rodzine, tyle ze tam gdzie ona
> mieszka mam male szanse znalezienia pracy. Czekam na to, az skonczy studia
> (to juz w tym roku) i wtedy gdzies pojedziemy, jak tylko uda nam sie
> dotrwac w tym zwiazku do tej pory."
> "Robie dokladie tak jak mowisz, ale nie uzywam argumentu "bo sie
> wyprowadze", bo chwilowo nie ma takiej potrzeby."
> Coś jeszcze?
I z powyższych cytatów wyciągnęłaś wniosek, że ma postawę roszczeniową i
chce, żeby mu "dawali żryć" ??
> Aha, nie teoretyzuję -- jak uznałam, że jestem już dosć dorosła, żeby
> rodzice nie musieli mi mówić, co mam robić, to się wyniosłam. Było mniej
> wygodnie, ale swobodniej. W życiu tak już jest -- coś za coś.
Wiesz, ja też...
Ale moi rodzice też najchętniej próbowaliby wtykać mi się w moje sprawy...
Może nie w imię "wychowania w wierze" ale w imię pewnej rozpowszechnionej
zasady, że "dziecko zawsze zostaje dzieckiem" ;)
Nawet nie mieszkając z rodzicami staje się wobec dylematu - mówić im prawdę
i mieć czyste sumienie czy mieć święty spokój.
Jak sama zauważyłaś - coś za coś.
Istnieją jeszcze na tym świecie frajerzy, którzy sumienie mają czyste nie
dlatego, że nie używane ;)
pozdr
Monika
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
28. Data: 2005-04-24 18:51:41
Temat: Re: Problem rodzinnyDnia Thu, 21 Apr 2005 20:29:03 +0200, TomaszB napisał(a):
> We wrzesniu tamtego roku poznalem dziewczyne (...) Wszystko bylo spoko,
> (...) Przedstawilem ja rodzinie i jakis czas pozniej zostalem stracony
> z mojego szczesliwego lotu, rozowe szkielka zerwano mi sila.
Jeśli przez całe swoje ćwierć wieku życia pozwalałeś rodzinie
wybierać sobie szkiełka i jeździć po swoim ciotowatym grzbiecie
[ups! wymknęło mi się, sorry, hihihi], nie dziw się, że teraz
zrywają Ci je z nosa, bo _im_ się nie podobają.
> Problemem okazalo sie
Problemem dla kogo? Dla Ciebie czy dla rodziny?
To naprawdę nie jest takie oczywiste, skoro już nie masz przed
oczami idylli.
> ze Ona nie jest ochrzczona i tylko to jest dla mojej rodziny istotne.
> Cala reszta, to jak Ona mnie traktuje itd. jest nie istotna.
Pomyśl przez chwilę, co zrobiłby na Twoim miejscu Jezus?
Czy poszedłby na kompromis, poślubiając niewierną pogankę?
Czy lepiej zaskarbiać sobie *tylko chwile* szczęścia, decydując się
na pasmo koszmarnych problemów np. podczas prób wychowania dzieci na
sług Boga wbrew woli niewierzącej, czy raczej wybrać sobie za
towarzyszkę życia osobę kochającą Boga i wielbiącą Go w zgodzie z
To... Twoją rodziną?
Odmowa związku z tą kobietą spodoba się Bogu - niech to będzie
ofiara na rzecz czystości wielbienia - i zaskarbisz sobie skarb w
niebie.
Oczywiście zakładając, że inwestujesz w dobrego Boga :)P
Ten wątek jest jednocześnie śmieszny i żałosny
{
czekam teraz na 'argumenty' w rodzaju: 'a mamusia ma słabe serce
i nie przeżyje mojej odmowy, a tatuś ma w rodzinie 4 księży i jest
kuzynem Ratzingera - no i będzie wstyd'.
},
zatem uważam, że albo zawyżasz swój wiek (ale zwykłem zakładać
prawdomówność piszących na newsy z problemem), albo zwykła cipka
jesteś [oj, znów mi się wymknęło, przepraszam, chciałem napisać:
słaba jednostka o braku asertywności i siły przebicia].
--
Cieszę się, że i moja kobieta, i ja, mamy większe jaja niż Ty* :)
*) [uprzedzając] to wcale nie oznacza, że jestem homoseksualistą :>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
29. Data: 2005-04-24 19:53:11
Temat: Re: Problem rodzinnyZ. Boczek napisał(a):
> Czy poszedłby na kompromis, poślubiając niewierną pogankę?
W tym co wyzej napisales, wyczuwam pogarde dla Niej, tylko dlatego, ze
nie nalezy do kosciola. Rownie dobrze ja moge Cie nazwac wierzacym
baranem, jednym z trzody w stajni Pana.
> Czy lepiej zaskarbiać sobie *tylko chwile* szczęścia, decydując się
> na pasmo koszmarnych problemów np. podczas prób wychowania dzieci na
> sług Boga wbrew woli niewierzącej, czy raczej wybrać sobie za
> towarzyszkę życia osobę kochającą Boga i wielbiącą Go w zgodzie z
> To... Twoją rodziną?
>
> Odmowa związku z tą kobietą spodoba się Bogu - niech to będzie
> ofiara na rzecz czystości wielbienia - i zaskarbisz sobie skarb w
> niebie.
> Oczywiście zakładając, że inwestujesz w dobrego Boga :)P
Zalozenie jest nie sluszne. Dam dzieciom wybor i to bedzie zalezalo od
nich co zrobia. Ja osobiscie mam dosyc kosciola, ksiezy pedofilow,
zakonnic ze spiralkami, pieprzenia o grzechu antyknocepcji, a potem
braniu wiecej kasy za slub, gdy kobieta jest juz w ciazy, udowadnianiu,
ze sex po slubie jest lepszy, bo jaki by nie byl i tak bedac dobrym
katolikiem nie zmienisz partnera, udowadnianu, ze wszystko co dobre jest
przez Boga, a wszystko co zle jest dlateg ze "Bog tak chcial". Nie
potrzebuje tlustych ksiezy, jezdzacych swoimi wypasionymi furami
kupionymi za kase stada baranow w mocherowych beretach, do tego
wyciagnieta lapa po kase za cokolwiek. Wszystko to nie jest mi potrzebne
do zycia. Wole dac 10 zl dla zebraka pod kosciolem, niz te same 10zl dla
ksiedza na jaki tam cel by nie zbieral.
PS. Jezeli ktos ma zamiar powiedzec, ze kasa z ofiary zbierana na jakis
cel trafia tam w calosci to niech sobie dalej w to wierzy. Przez lat
bycia ministrantem widzialem rozne komedie.
Pozdrawiam
TomaszB
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
30. Data: 2005-04-24 20:00:06
Temat: Re: długie bylo: Re: Problem rodzinnyUżytkownik idiom napisał:
> Nawiasem mówiąc, jeśli zdarzy się sytuacja, że moi rodzice będą skazani na
> moją pomoc (co nie jest wykluczone, w przyszłości) również nie wyobrażam
> sobie, że wypełniając jakieś obowiązki względem nich, rościłabym sobie z
> tego tytułu prawo do wtrącania się w ich życie.
Nie zarzekaj się.
W mojej rodzinie niedawno tak się zdarzyło, że mama przejęła opiekę nad
dziadkiem po wylewie. Pierwsze co się stało, to totalny konflikt z
babcią :( Jedna jedno, gduga drugie. Tragedia :( Owszem - są granice
niewpieprzania się, ale jak zostają przekroczone, to nie sposób się nie
wpieprzyć.
Eulalka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |