Data: 2002-07-30 09:01:50
Temat: Re: [długie]masz kłopoty z podejmowaniem decyzji?
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ania K." <a...@w...pl> napisał w wiadomości
news:ai5g1l$ldp$1@pippin.warman.nask.pl...
>
> > Haniu, a czy TZ Cie popiera - nie mowie o przeprowadzaniu
rozmowy z mama,
> > ale o samym fakcie popierania?
>
> O właśnie. To jest BARDZO ważne. Bez tego poparcia/oparcia
będą tylko same
> zgrzyty, bo On może nie widzieć tych "wad", które Ty widzisz.
Trudne pytanie. Postawę TŻ można by krótko streścić w
następujący sposób: "ja rozumiem, że ci jest przykro, tylko nie
rozumiem, dlaczego" :) Z niewielką domieszką "moja mama juz taka
jest" i "weź to olej" oraz śladową ilością "wynajdujesz sobie
problemy tam, gdzie ich nie ma". Dlatego rozpaczliwie poszukuję
sposobu na ukazanie mu z pełną jasnością niewłaściwości
postępowania teściowej (;)). Bo obawiam się, że stan obecny
rzeczywiście nie wygląda specjalnie groźnie, a moje
katastroficzne wizje* mogą zostać uznane za panikarstwo.
Zaś wytłumaczenie TŻ, że coś faktycznie nie gra, wydaje mi się
absolutnie kluczowe. Inaczej skończy się na wspomnianym przez
Madzika "Mamo, Hania nie chce abyś się wtrącała", co mi się
wydaje mało skuteczne. Jasne, że TŻ powinien stać za mną murem,
pod warunkiem, że jest przekonany, że mam rację, nie?
A sytuacja komplikuje się trochę dodatkowo, bo TŻ to człowiek
wyznający zasadę "święty spokój ponad wszystko i jeśli coś
działa, to po co to naprawiać". Więc jeśli można uniknąć
konfrontacji, to będzie jej unikał. Tym bardziej, że zdaje sobie
sprawę, że ja nie będę się z nim bawić w gierki typu ciche dni,
szantaż emocjonalny i takie tam.
> Mój TŻ zawsze stał i stoi za mną murem. Jak mi Teściowie
robili przykrości
> to TŻ zawsze był ze mną. Jak trzeba było (tzn. jak byli
naprawdę
> nieprzyjemni) to się do nich nie odzywał.
No to gratuluję Ci TŻ - opisana postawa wcale nie jest wśród
facetów częstą przypadłością. Mam wrażenie, że TŻ też broniłby
mnie zdecydowanie, gdyby konflikt był ewidentny (w sprawie
karmienia mnie na siłę zadziałał całkiem skutecznie).
*Moje katastroficzne wizje: poziom katastroficzności rośnie
wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego na rozważaniu
problemu. Obecnie zaczynam się poważnie zastanawiać, czy teoria,
którą na początku odrzuciłam, chcąc być grzeczną dziewczynką,
nie jest jednak słuszna. Teoria jest następująca: teściowa nie
potrafi się pogodzić z odejściem synów (dziewczynie brata TŻ
robi to samo) z domu, a dyrygując nimi i nami stwarza złudzenie
(mam nadzieję, że to złudzenie :), że w dalszym ciągu jesteśmy
małymi dziećmi, całkowicie jej podporządkowanymi, i to ona nadal
jest Kobietą Numer Jeden w zyciu swoich synów. Tak czy nie, a
jeśli tak, to co z tego wyniknie i jak uniknąć trzeciej wojny
światowej?
Dodam tutaj, że duży udział w powstaniu powyższej hipotezy miało
wspomniane karmienie na siłę, dla mnie mocno podejrzane
psychologiczne. Z drugiej strony z tego, co obserwuję, w
środowisku, z którego pochodzi TŻ, matriarchat i uczestnictwo
rodziców w życiu dorosłych dzieci jest silnie zakorzenione -
tutaj normą jest np. organizowanie imprez urodzinowych z
rodzicami, dziadkami i znajomymi jednocześnie, z dużym udziałem
mam w przygotowaniach; dla mnie na początku było to coś w
rodzaju szoku kulturowego.
Dzięki za dotychczasową pomoc, liczę na dalszą i pozdrawiam
Hanka, coraz bardziej zła i coraz mniej rozumiejąca ;)
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl
|