Data: 2004-09-20 09:02:30
Temat: Re: do Alla - precz z preczem :)
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
* kachna * w news:Mw42d.285662$vG5.183839@news.chello.at... :).
/.../
> > ... Proponuję wznoszenie, bez końca. /.../
> Takie wznoszenie zmusza w pewnym sensie do pogodzenia się
> z samotnością. To ogromna przeszkoda przed zrobieniem kroku...
> Ludzie nie lubią czuć się sami (chociaż czasem lubią 'być' sami)...
> Może gdyby nie to poczucie osamotnienia z jednej strony,
> a odrzucenie z drugiej... byłoby znacznie więcej chętnych.
Czy mam to rozumieć jako chęć "pobratania się ze wszystkimi ludźmi"?
Sądzisz, że to celowe? Możliwe? Pouczające? Korzystne?
Chciałabyś funkcjonować tak, jakby "wszyscy ludzie" byli Twoimi
... hmmm - najbliższymi? Czy jesteś w stanie zaakceptować w swoim
otoczeniu każdego człowieka? A jeśli nie, to co będzie stanowiło
główną linię graniczną? Co sprawia, że "nowy kontakt" staje się
dla Ciebie atrakcyjny bądź przeciwnie - odstręczający?
> > > Nie ma trzeciej drogi - trzeba robić tyle dobrego ile się da, z tego
> > > co jest :) Chciałabym, żeby ktoś mnie przekonał, że nie mam racji...
> > Jest trzecia droga. Ale z oczywistych względów - nie dla wszystkich.
> Czy w takim razie można nazwać to drogą? raczej.... przejściem..
Ktoś, kto nie wie z własnego doświadczenia o istnieniu kolorów, nie
może rozumieć kogoś, kto malując obraz posługuje się pełną paletą
barw. Dla tego odbiorcy (który nawiasem mówiąc ma do perfekcji
opanowaną np. sztukę fotografii czarno-białej) obraz faktycznie kolorowy
będzie czymś mdłym i bez wyrazu. Z dwóch dróg percepcji, tylko jedna
będzie dla niego szeroką i jasną - droga odcieni szarości i kontrastów.
Próba przekonania go, że w kompozycjach kolorystycznych jest
równie szeroka droga komunikacji, zakończy się fiaskiem.
Nazwie tę drogę wąskim przejściem...
Sytuacja oczywiście ma szansę się zmienić, gdy na skutek jakiegoś
zdarzenia, nasz daltonista uzyska możliwość percepowania światła
o różnych długościach fali i odpowiednio poukłada sobie te nowe
wrażenia w swojej główce...
Czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że otaczają nas tylko "daltoniści"?
Oczywiście w przenośni. Każdy, dosłownie każdy człowiek, jest
w jakimś zakresie ograniczony w swojej zdolności wchłaniania
i przetwarzania sygnałów z zewnątrz, jakie teoretycznie mogłyby dotrzeć
do wszystkich. Jest to całkowicie naturalne, tak jak naturalne jest
zróżnicowanie fizycznej lokalizacji ludzi w czasie ich życia (a co za
tym idzie - inne przeżycia, doświadczenia, emocje, wiedza, wrażliwość
i temu podobne cechy). To samo zdarzenie zewnętrzne, dla każdego
będzie czymś innym - wystarczy poprosić go o bardziej szczegółowe
wspomnienia, aby się o tym przekonać.
Jaki jest tego skutek?
Jakim cudem ludzie się ze sobą porozumiewają?
A może tylko ulegają iluzji porozumienia?
Może tylko zaspokajają jakąś swoją potrzebę (bezpieczeństwa
i przynależności), pielęgnując ciągle złudzenia?
> Poza oddychaniem, jedzeniem i seksem do wszystkiego trzeba
> ludzi przekonywać, i to od małego. Może warto byłoby zaszyć
> poczucie, że jest się częścią całości (społeczeństwa) w bajkach
> dla dzieci i elementarzach? ;)
Tylko nie to...;). Ten sposób prowadziłby wprost do zaszywania
ludziom ich mózgów. Na amen.
Jedyne co należałoby zaszywać / wspierać / rozwijać, to zdolność
do samodzielnego myśłenia. Niestety nie można oczekiwać, że
armia "daltonistów" jest w stanie nauczyć kogokolwiek wrażliwości
na "kolory"...;||
> > Trzecia droga, to Rozumienie Wszystkiego.
> Dobro bezwzględne jest czymś co rozumiemy dopóki nie zaczyna
> dotyczyć nas samych, dopóki nie musimy podejmować decyzji.
> Gdy zaczynamy być subiektywni, widzimy głównie tylko to "względne".
> MrMuscle nawet nie pomoże, żeby polepszyć widoczność...
> Myślisz, że "gadanie" pomoże?
> Słowo, za którym nic nie idzie, nie zadziała. Upieram się przy
> "własnym przykładzie" ;) chociaż ja na taki przykład się nie nadaję.
Słowo słowu nie równe. Nie tak dawno ktoś tu powiedział, że grupa
jest dobrym miejscem relaksu. Ktoś inny, bardziej doświadczony,
zaśmiał się hihi twierdząc, że to dobry żart (w wolnym tłumaczeniu).
A cóż to oznacza? Ano tylko to, że za jednymi słowami nie idzie nic,
a za innymi przewalają się burzliwe emocje. Słowo bez emocji
nie jest w stanie niczego zmienić. Słowo, które wzburza - zmienia
bardzo dużo.
A za słowem oczywiście idą czyny, ale to już poza tym forum,
u każdego z osobna...
> (Wiesz z czym kojarzy mi się słowo "lepsze"? zapominając o jego
> znaczeniu, tylko słuchając... lepsze, lepsze... Widzę drewnianą
> stodołę, zboże, ręczną młockę i drobinki kurzu w promieniach
> słońca. Coś co szumiąco-szeleści... A jednocześnie - oznacza
> tradycję, coś co się dzieje z dziada pradziada, cieżka praca i serdeczne
> ciepło tego co się zna, niechęć do ryzyka... Masz rację, to niewłaściwe
> słowo...)
(Z tej pachnącej, kolorowej wizji wnoszę, że nie jesteś zachwycona "lepszym"
w wydaniu współczesnym - plastikowym światem erzatzów, sztucznych skór,
laminatów zamiast drewna, błyszczących quasi srebrnych obudów gadżetów,
jakimi daliśmy się osaczyć, krzykliwych reklam, bilboardów i panienek
częstujących nas próbkami serka homo w hipermarketach...,
gdzie standardem jest, że cena na wywieszce nad produktem, jest
o kilkadziesiąt procent niższa, niż ta na paragonie kasowym...
Mnie takie "lepsze" zdecydowanie nie pasuje.... zanurzam się z przyjemnością
w to, pachnące gorącym słońcem wirowanie pyłków w drewnianej, wiejskiej
budowli...; sądzę też, że nocą trzeba będzie pójść nad jezioro...)
> Niestety, żeby coś zrozumieć, trzeba szukać przyczyn, ale kto ma
> na to czas? kto tego chce? łatwiej poruszać się po ścieżkach
> wcześniej określonych, nawet jeśli to zmusza do naginania "faktów",
> a nie odwrotnie...
W takim razie grozi nam permanentne staczanie się w bylejakość...
Czego tu się przytrzymać!?
> "Unosić się wyżej w chęci zrozumienia wszystkiego"... ale samo
> zrozumienie nie wystarczy. Trzeba umieć przekazać swoją wiedzę,
> a jeśli unosimy się sami, to z kim rozmawiać na ten temat, kogo
> nauczać, od kogo czerpać wskazówki na dalszą drogę?
> Samemu niewiele się zdziała, jeśli słuchacze nie są w stanie zrozumieć
> tego, co chce się im przekazać. To jak rozmawianie innym językiem
> - na migi??
W ostateczności mamy jeszcze... klasztor, bądź chatkę pustelnika ;)).
/.../
> > o harmonii można mówić wówczas, gdy człowiek potrafi działać
> > adekwatnie do kręgu wydarzeń. Skupianie się na drobiazgach
> > tam, gdzie nie mają one znaczenia /.../
> > prowadzi bezpośrednio do konfliktów, przepychanek, obrzucania się
> > epitetami i etykietami a w skrajnym przypadku do użycia siły. /.../
> Korzystając z tego porównania - człowiek ma ograniczone
> możliwości. Jedni wykorzystują je intensywnie w tych mniejszych
> kręgach, inni starają się sięgnąć jak najdalej, ale cóż... "tak krawiec
> kraje, jak materii staje" - sięgają tam, ale najmniejsze kręgi tracą.
> Trzeba dokonać wyboru - zwykle robimy to nieświadomie (jeśli mamy
> szczęście!), ale czasem świadomość decyzji jest przytłaczająca.
> Przeszło mi nawet przez myśl, że Ci, którzy chcą sięgać jak najdalej,
> powinni być sami. Rodzina narzuca zobowiązania, jednocześnie
> kusi przyciągając do środka. A ub.sz. brzmi mi ... jakoś źle.
> Myślę, że nie nam oceniać, co ma dla kogo znaczenie - jeden
> wybiera najbliższych i chwała mu za to, inny chce "wiedzieć"...
> i też dobrze. Trudno powiedzieć co powinno być normą dla
> "człowieka". /.../
Normą powinna być elastyczność i samodzielność myślenia
konstruktywnego. I tylko tyle. To dobry fundament. Kłopot w tym,
że trzeba je budować od pieluszek..., a więc nie wszystko
w naszych rękach ;)).
No i ... nikt nie mówi o ocenianiu!! Wręcz przeciwnie!!
Wynik obserwacji dotyczący ogółu nie jest ocenianiem jednostek.
Jest precyzowaniem wiedzy o zjawisku. To, że jest ona potem
kierowana mniej lub bardziej konkretnie ku określonym personom,
nie ma na celu "dopieczenie" tymże. Wręcz przeciwnie.
Jest natomiast konieczną ilustracją, szukaniem wspólnego języka,
bez którego - tylko chatka pustelnika... z jednej strony, a wojny,
ból i cierpienia zadawane sobie nawzajem w niezrozumieniu, z drugiej...
> > > /.../ tak naprawdę to "złe" pojawia się już w momencie
> > > wsłuchiwania się w siebie - a tym bardziej w drugiego człowieka.
> > Dlaczego? Skąd taka myśl?
> Pomyślałam, że wsłuchując się w siebie, jesteśmy maksymalnie
> subiektywni... Wręcz otwieramy się na "zło" - na to co niesprawiedliwe,
> egoistyczne, jednostkowe............... Zaś wsłuchując się w kogoś
> innego, mamy do dyspozycji tylko wiedzę o sobie (tę subiektywną)
> i nasze wyobrażenia o tym drugim człowieku. Jakże tu łatwo o pomyłkę...
Nadal nie rozumiem wymowy tej pierwszej części... tego otwarcia się
na "zło" ;). Pomożesz mi przeskoczyć ten widoczek?
> > > /.../ wciąż wydaje mi się, że tak nas urządziła natura - dążenie do
> > > zachowania gatunku -> dążenie do przeżycia -> patrzenie przez
> > > pryzmat tego co dla mnie bezpieczne/wygodne/dobre... "dla mnie".
> stada obszerne i obfite, na dodatek o bardzo płynnej granicy.
> Konflikt - do tej pory między stadami - staje się nieczytelny,
> więc przenosi się albo pomiędzy konkretne osobniki (ot, tak na zapas)
> albo w ogóle znika, bo nie wiadomo gdzie szukać punktu zaczepienia...
> Kiedyś było łatwiej ;)
A dziś trzeba rozumieć więcej...
> ha! miłego czwartku ... ;))
> kachna
był miły i pracowity ;)).
pozdrawiam
All
|