Data: 2004-01-02 14:19:45
Temat: Re: nie chce mi się żyć :(
Od: "Greg" <o...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Smutny" w wiadomości news:43d7.0000071f.3ff4a6f0@newsgate.onet.pl
napisal(a):
>
> Witam,
Czesc :-)
Pewnie nie uwierzysz, jesli Ci napisze podobnie jak pozostali - tez tak
mialem? ;-) Moze uwierzysz, ale pewnie zapytasz co z tego... i ja sie wcale
nie dziwie. To ze inni tak mieli i juz nie maja to super. Jednak to zbyt
malo aby inaczej postrzegac swiat.
> Mam 16 lat jestem ponoć przystojny i mądry, ale zamknięty w sobie.
"Nie rozmawiamy, nie rozmawiamy ze soba wcale. Nosimy w sobie smutki,
smutki i zale" jak spiewa niejaki Fisz. I spiewa prawdziwie. Po wielu
ludziach nawet nie mozna sie poznac, ze cos ich od srodka zzera. Na
zewnatrz usmiech od ucha do ucha, a w srodku rozdzierajacy krzyk zakrapiany
lzami.
> Ja jednak wiem, że wcale tak nie jest - wyglądam okropnie,
Zdarzylo Ci sie moze kiedys zobaczyc parke w ktorej jej lub jego widok Cie
odrzucil? No nie wierze, ze nie i wszyscy Ci sie podobaja lub sa Ci
chociazby obojetni ;-) Wiec jesli widziales kogos takiego to zwroc uwage,
ze chociaz Ciebie odrzucilo, to jednak ktos tego potwora trzymal za reke.
Bywa, ze tego kogos mozna uznac za naprawde atrakcyjna osobe. Na usta
cisnie sie wtedy pytanie:
- Co u licha on/ona w tym potworze widzi?! Pewnie pieniadze ;-P
Tymczasem idzie po prostu o najzwykleszy w swiecie subiektywizm. Nie to
ladne co ladne, tylko co sie komu podoba. Czy ja sie moge podobac? Jasne!
Niektore rozanielaja sie na moj widok ;-) Sa jednak osoby, ktorym sie na
moj widok podnosi - nie zartuje! :-) To obrzydzenie w niejednych oczach juz
widzialem. I komu wierzyc? Jestem paskudny jak noc listopadowa, czy jednak
atrakcyjny? Jestem .... :-) W miejsce kropek kazdy sam moze sobie wstawic
co chce, wedlug wlasnej oceny.
Umberto Eco w liscie do kardynala Marii Martiniego (o ile sie nie myle),
ktory zatytulowal "Gdy na scene wkracza ten drugi", czy jakos tak, napisal:
"Wymiar etyczny powstaje wtedy, gdy na scenę wkracza ten drugi. Wszelkie
prawo, moralne, czy jurydyczne, reguluje zawsze stosunki międzyosobowe,
również te, które wiążą nas z tym drugim, co je narzuca. (...) Jak uczą nas
również najbardziej laickie spośród nauk społecznych, to właśnie inny, jego
spojrzenie, określa nas i kształtuje. Jak nie potrafimy żyć bez jedzenia
czy spania, tak też nie potrafimy zrozumieć, kim jesteśmy, bez spojrzenia i
odpowiedzi innego."
Mlody jestes, wiec mozesz nie zdawac sobie z tego sprawy. Sam sie oceniasz
i swoja ocene narzucasz innym. I w tym problem. Ty oceniles siebie
negatywnie, a tym samym odebrales innym szanse do wlasnej oceny. Calkiem
mozliwe, ze gdy ktos jednak wyraza wlasna opienie, ktora nie jest zgodna z
Twoja, to traktujesz te slowa z duza doza podejrzliwosci. Byc moze uwazasz,
ze ta osoba wrecz klamie, aby tylko podniesc Cie na duchu. Gdy zas ktos
wyraza opienie zgodna z Twoja... oooo! To jest to! Ty zawsze wiedziales, ze
jestes do niczego i znowu ktos to potwierdza. Robisz tak? Byc moze nie...
ja tak robilem :-)
> Poza tym jestem gruby.
No i? W Japonii im grubszy tym lepszy :-) Ale nie mozna powiedziec, ze to
Japonczycy swiruja. Znam chlopaka, ktory od malego nosil ksywke odwolujaca
sie do najwiekszego ssaka ladowego ;-) W chwili obecnej brzuchol ma jeszcze
wiekszy... ma rowniez zone (calkiem, calkiem) i uroczego bobaska :-) Wiesz
jaka jest miedzy Wami roznica? Taka, ze on nie uznal, iz jego brzuch jest
wystarczajacym powodem, ktory mialby przekreslic wszelkie szanse na
szczescie.
Nie ma co sciemniac - to jak wyglada Twoje zycie w jakims stopniu jest
uzaleznione od Twojego wygladu i tego co nosisz na karku. Moja budowa na
przyklad uniemozliwia mi oddawanie takich skokow jak Adam Malysz ;-) Ale
Adam moze zapomniec o tym co moge zrobic ja ;-P Natomiast szczescie jest
pojeciem bardziej uniwersalnym. Szczesliwym moze byc chudy, gruby, niski,
wysoki, garbaty, lysy, wlochaty, z oczami zielonymi, niebieskimi, z nosem
zadartym, orlim... kazdy. Samo szczescie nie jest uzaleznione od tego jak
sie wyglada czy jaka wiedza sie dysponuje, ale od tego czy da sie sobie na
nie szanse. Jesli uznasz, ze nie jestes wart szczescia, to chocby tysiace
kobiet Cie adorowaly - bedziesz sam. Jesli zaakceptujesz samego siebie i
pozwolisz innym na ocene - wtedy chocby tysiace kobiet Cie olewaly, a tylko
kilka bylo zainteresowanych - w zupelnosci Ci to wystarczy ;-)
Tak swoja droga wlasnie mi sie przypomnialo. Bardzo podobala mi sie pewna
dziewczyna. Wlasciwie fizycznie nadal mnie pociaga ;-P Jednak wiem, ze nie
mam u niej szans. Dlaczego? Dlatego, ze ona ma slabosc do facetow z
krzywymi nogami... z takimi jakby pol zycia na beczce przesiedzieli ;-)
Pisze serio. Byc moze bym ja pociagal gdybym mial krzywe nogi, ale niestety
:-) I co w zwiazku z tym? Ano mowi sie trudno. Nie ona jedna na tym swiecie
i na szczescie nie wszystkie z nich lubuja sie w krzywych nogach :-)
> Nie jestem w stanie się uczyć, a co za tym idzie ciągle dostaje
> opieprze od rodziny za oceny w szkole.
Niektore rodziny juz takie sa ;-) Pamietam lzy pewnej dziewczyny (to juz
chyba byla II klasa LO), bo zamiast 5 dostala na koniec 4. No faktycznie
straszna tragedia. Pewnie miala nieco zeswirowana rodzine, ktora wymagala
od niej aby ciagle byla najlepsza.
> Co do mojej rodziny to matka jest alkoholiczką, a ojciec ciągle
> na mnie krzyczy.
No taka sytuacja napewno nie pomaga w tym, aby poczuc sie lepiej, pewniej,
bezpieczniej.
> Nie umiem także wogóle nawiązywać kontaktu z innymi ludźmi.
Ja nadal mam z tym problemy :-) Nabralem jednak wiekszego dystansu, mniej
roztrzasam porazki itp. - dzieki temu jest latwiej niz kiedys :-)
Pamietam swoje pierwsze kroki w podrywaniu ;-P To byla dyskoteka. Fajne
miejsce - w tlumie ludzi ma sie poczucie anonimowosci i dlatego moglem
tanczyc nawet na podescie w pierwszym rzedzie ;-) Mialem widok na caly
klub. Po przeciwnej stronie sali zauwazylem pewna dziewczyne - swietnie sie
ruszala :-P Bezczelnie sie jej przygladalem sadzac, ze w takim tlumie tego
nie zauwazy. Sadzilem tak nawet wtedy gdy zaczela patrzec w moim kierunku.
W pewnej chwili nawet sie usmiechnela. Pomyslalem, ze obok mnie tanczy ktos
kogo zna... moze nawet jakis chlopak ktory sie jej podoba. Gdy znowu sie
usmiechnela rozejrzalem sie dookola, ale nie dostrzeglem nikogo takiego. W
tej chwili przelknalem sline ;-) Juz chcialem zaczac patrzec w inna strone,
ale przypomnialem sobie, ze przeciez mialem zaczac pracowac nad moja
pewnoscia siebie. Usmiechnalem sie wiec lekko, na co ona wyszrzeczyla zeby
w pelnym usmiechu potwierdzajac tym samym, ze jednak o mnie jej chodzilo.
Nogi lekko zadrzaly, ale udalo mi sie wziasc w garsc ;-) Tanczylismy tak na
przeciwko siebie szczerzac do siebie zeby. Po jakims czasie cos odwrocilo
moja uwage i na chwile spojrzalem w innym kierunku. Gdy wzrokiem powrocilem
na kolumne jej juz nie bylo.
- No tak - pomyslalem sobie - Wszystko co fajne szybko sie konczy.
Skorzystala z okazji i zwiala. Pewnie za namolnie sie jej przygladalem
jednak.
Tanczylem dalej, az tu nagle ktos delikatnie lapie mnie za ramie. Odwracam
sie i... o w morde! To byla ona z kolezanka. Na to nie bylem przygotowany.
Mnie sporo kosztowalo odpowiedziec na jej usmiech, a tu po kilku minutach
juz mamy odbyc rozmowe? I co ja jej powiem? Powiedzialem tylko czesc i
odwrocilem sie do niej plecami. One tak staly, a ja intensywnie myslalem co
mam robic. Wreszcie zrezygnowaly, bo moje plecy nie sa czyms na co mozna
zbyt dlugo patrzec z zainteresowaniem ;-) W tym momencie ja jakos doszedlem
do siebie, no ale bylo juz za pozno. Zaczalem jej szukac, ale nie moglem
jej nigdzie znalezc. Wszystko rozegralo sie okolo polnocy, wiec prawie jak
historia z Kopciuszka ;-) Ja czulem sie okropnie. Uswiadomilem sobie
jednak, ze ona zapewne musiala czuc sie rownie (o ile nie jeszcze bardziej)
paskudnie. Zdecydowala sie pierwsza podejsc do chlopaka, ktory odwrocil sie
do niej plecami. Ona nie mogla przeciez wiedziec, ze zzarla mnie trema.
Wrocilem do domu i myslalem o tym, przezywalem te sytuacje ponownie raz za
razem. Wyzywalem sie od najgorszych, powtarzalem sobie, ze jestem do
niczego i tak dalej. W pewnej chwili powiedzialem sobie dosyc - przeciez
mialem sie zmienic. Spojrzalem wiec na sprawe inaczej. Skupilem sie na tym,
ze jednak moge wzbudzic zainteresowanie. To, ze nie wyszlo... trudno.
Nastepnym razem bedzie lepiej. Od tamtego czasu bywa roznie - czasem jest
lepiej, czasem znowu gorzej. Bywa, ze sie zblaznie, dostane kosza, zawiaze
nic porozumienia, ja bede na nie etc.
> Ciężko mi przychodzi nawet rozmowa na takie tematy jak
> sport, gry komputerowe, dziewczyny...
Mnie tez i dlatego na wykladach siedze po przeciwnej stronie niz moja grupa
;-P Ale gdy jest jakis temat, ktory mnie poruszy i jestem akurat z nimi
(np. na cwiczeniach) to wlaczam sie do rozmowy. Czasem palne jakas glupote,
ze az w uszach czuje cieplo, ale staram sie nie zapamietywac tego, aby moc
w domowym zaciszu rozlozyc to na czynniki pierwsze ;-)
> Własnie, jest u mnie w szkole dziewczyna - najładniejsza jaką
> kiedykolwiek widziałem na tym marnym świecie.
:-)
> Kiedy przy Niej jestem to denerwuję się tak bardzo, że ciągle
> gadam jakieś głupoty... chyba Ją tym do siebie zraziłem, zresztą
> jak wszystkich ludzi dookoła mnie.
Trudno mi uwierzyc, abys zrazil do siebie wszystkich. Przecie nawet taka
bestia jak Hitler mial u boku takich, ktorzy go popierali i darzyli
sympatia (co najmniej). Czy to mozliwe, aby zrazic do siebie wszystkich?
Moim zdaniem nie. Skoro wiec piszesz, ze zraziles do siebie wszystkich...
najprawdopodobniej sam sie od nich odcinasz uwazajac, ze to oni nie chca
miec z Toba nic do czynienia. Oczywiscie to dziala tez w druga strone - nie
wszyscy darza Cie sympatia. Byc moze nawet ta dziewczyna nie ma o Tobie
najlepszego zdania. Trudno. W zyciu czesto bywa, ze Adam czuje miete do
Bozenki, ktora woli Wojtka. Wojtek zas swiruje do Kasi, a Kasia do Adama
;-) A pozniej odwrotnie ;-P
> nic mi nie przynosi satysfakcji, nic nie daje szczęścia,
> nic nie zadowala.
Rozmawiam z kolezanka i dziwie sie, ze ona studiuje, chodzi na imprezy,
dorabia udzielajac korepetycji, chodzi na jakies dodatkowe szkolenia i cos
tam jeszcze. Skad ona bierze na to czas i energie? Mnie nawet nie chce sie
wyjsc z domu aby zrobic drobne zakupy. Wreszcie lapie jakas umowe zlecenie.
Nagle okazuje sie, ze przez 12 godzin biegam od mieszkania do mieszkania
rozmawiajac z obcymi ludzmi, po tym mam czas aby jeszcze zaczepic o sklepy,
usmiechnac sie do ekspedientki i cos tam zagadac, w domu posprzatac, cosik
ugotowac... Im wiecej robie tym wiecej checi do zrobienia czegos jeszcze.
To tu biegne cos zalatwic, to znowu tam trzeba cosik zrobic. Pozniej z
jakichs powodow sobie odpuszczam. Doswiadczam czegos niemilego i przedluzam
"urlop". Im mniej robie tym mniej energii na robienie czegokolwiek. Zycie
staje sie smetniejsze, bardziej szare.
Czysta fizyka - trudniej jest poruszyc cialo, ktore sie nie porusza, niz
nadac wieksze przyspieszenie cialu, ktore juz chociaz minimalnie sie
porusza. W druga strone to samo - gdy juz cialo sie porusza, to duzo
trudniej jest je zatrzymac. Kazdy doswiadcza tego jadac np. autobusem gdy
ten to przyspiesza, to hamuje ;-)
> wszystko jest takie bezsensu nawet to co teraz napisałem.
To co napisales nie jest takie bezsensowne, tylko takie zyciowe :-)
> Ale mój koniec i tak jest już niedaleko, bo mam zamiar się zabić
> i skończyć wreszcie swój głupi żywot.
A nie szkoda Ci tak latwo oddawac te wszystkie mozliwosci, ktore jeszcze
masz? Mozesz jeszcze wielu rzeczy sprobowac. Co Ci szkodzi? Najwyzej to
czego sprobujesz Cie do grobu wpedzi - np. wycieczki po gorach ;-) Laziles
po gorach? Z wycieczka szkolna to jednak nie to samo ;-) Moze jeszcze
jestes na to za mlody i nie masz mozliwosci - poczekaj wiec troche. Moj
kolega poczekal i wybral sie na zwiedzanie Europy majac pare zloty w
kieszeni - jezdzil autostopem, spal gdzies pod namiotem. To jest ryzykowne,
jasne. Trzeba liczyc sie z konsekwencjami - mozna nawet trafic na swirow,
ktorzy gdzies do lasu wywioza i zakopia czlowieka tak, ze wszelki sluch po
nim zaginie. Ale przynajmniej wczesniej czlowiek sobie troche swiata
obejrzy ;-)
Nie mam pojecia jak sie Twoje losy potocza i co Ci to zycie przyniesie...
co Ty bedziesz z niego chcial wziasc. W ciemno jednak mowie, ze Kostucha o
Tobie nie zapomni i wczesniej czy pozniej sie o Ciebie upomni. Skoro tak,
to po co sie tak rwac? To troche tak jak w przypadku jakiejs kolejki -
rozdaja np. hmmm... powiedzmy bilety za friko. Biletow jest 50 i maja je
otrzymac konkretne osoby. Bedac wsrod nich czy bedziesz sie rzucal do
przodu walczac z innymi aby dostac je jak najszybciej? No po co, skoro i
tak bilet otrzymasz - nawet jesli przyjdziesz ostatni. Co innego gdyby tych
50 biletow mialo otrzymac 50 pierwszy osob - wtedy nie ma zmiluj ;-) Walcz
o to co mozesz zdobyc jesli sie postarasz, a nie o to co i tak otrzymasz -
czyli swoj koniec.
Wiesz co mi pomagalo w takich chwilach, gdy juz prawie siadalem na
parapecie lub lapalem sie za zyletke? Mysl, ze byc moze jutro wszystko by
sie zmienilo. Wystarczylo zaczekac jeden dzien na to, aby byc wreszcie
szczesliwym, a ja z tego zrezygnowalem. Klopot w tym, ze jesli kolejnego
dnia nic sie nie zmieni, to ja nie mam pewnosci, czy nastepnego dnia nie
nadejda zmiany ;-) No i tak czekac pewnie bede do dnia, az juz nie bede
mial duzo do gadania tylko uslysze swist kosy ;-) Ale fajnie miec
swiadomosc, ze moge to zrobic. Dzieki temu moge zniesc wiecej.
I jeszcze jedno... byc moze na tym swiecie jest ktos, z kim mialem sie
ktoregos dnia spotkac i pomoc tej osobie. Jesli skoncze z soba, to nie
stane na drodze tej osoby i nie pomoge jej. Tym samym przyczynie sie do
czyjegos nieszczescia - i nie wazne, ze nie zdawalem sobie z tego sprawy.
Takiego swinstwa zrobic drugiej osobie nie mozna!
> Po co ja wogóle się urodziłem? ;(
Tez zadaje sobie to pytanie. No ale stalo sie - trudno. Skoro juz tutaj
jestem to czemu nie wykorzystac tego jak tylko sie da (jak tylko potrafie)?
:-)
> Czy mogę zrobić coś co by w końcu zakończyło ten
> koszmar, oprócz popełnienia samobójstwa?
Zmien punkt widzenia :-)
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
|