Data: 2011-11-25 02:40:27
Temat: Re: reakcje paranoika
Od: zażółcony <r...@c...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-11-22 22:39, Ren@t@ pisze:
>> Przesadzasz. Próbujesz buddyzmowi przypisać jakąś skrajność, żeby
>> łatwiej Ci było uznać go za religię prymitywną i 'mieć problem
>> z głowy'. Ale o tym krótko niżej.
>
> Nie uważam buddyzmu za religię prymitywną (w mojej bazie pojęć takie
> coś nie występuje odnośnie największych religii świata). Conajwyżej
> możesz mi zarzucić stereotypowe czy skrzywione podejście do tej
> religii. Do tego się przyznam bez bicia - nie mam o tej religii zbyt
> rozbudowanej wiedzy. W skład moich stereotypów wchodzi też, że
> wcielenie w ciało kobiety jest w buddyźmie uważane za obcję gorszą niż
> wcielenie w ciało mężczyzny - ale już nie wiem czy jest to obcja
> lepsza niż wcielenie w zwierzę. I w tym sensie chyba faktycznie można
> uznać, że w tej religii człowiek jest jakoś tam traktowany szczególnie
> (ale człowiek płci dowolnej czy jednak mężczyźni są jakoś wyjątkowo
> uprzywilejowani?).
OK :) Cieszę się, że otwarcie podchodzisz do własnej, stereotypowej
wiedzy.
Pokrótce wyjaśnię: buddyzm jest bardzo rozbudowany i ma wiele
odmian, więc trudno mówić o nim w jeden sposób. Zresztą podobnie,
jak w chrześcijaństwie, z wszelkimi jego odłamami.
Ja najlepiej znam buddyzm tybetański, który zresztą, obok
buddyzmu zen (buddyzm japoński) jest najszerzej znany na Zachodzie.
W tym buddyzmie nie spotkałem się z przejawami dyskryminacji
kobiet, a wręcz przeciwnie, tzw. mistrzom buddyjskim zdarza się
pół-żartem powiedzieć, że kobiety już są oświecone. Wynika
to m.in. z tego, że w buddyzmie centralną ideą jest współczucie,
są w niej np. odwołania do przykładów miłości, jaką matka
obdarza swoje dziecko. Myślę, że w chrześcijaństwie podobny
klimat powstaje tam, gdzie dominują kulty maryjne. W każdym
bądź razie zbytnie przeintelektualizowanie buddyzmu to
pewien zauważany problem - i wynika on raczej z natury
mężczyzn :)
Wśród wysokich rangą duchownych buddyjskich, nauczycieli
pojawiają się kobiety. Są znacznie rzadsze, ale formalnie
nie ma tu przeszkód, zupełnie inaczej, niż u katolików.
http://www.webfabrika.com.pl/tybet/9810.htm
> Czyli co - szukasz jakiejś definicji człowieka nie obejmującej
> najwcześniejszych faz jego rozwoju? Czy też źle rozumiem?
Można by to tak skrótowo nazwać, ale nie chodzi tu o definicję,
ale o ocenę wyrządzanej 'krzywdy' i nieoderwaną od kontekstu
znacznie szerszego świata istot biologicznych na naszej
planecie. Po prostu uważam, że wyrywanie człowieka
ze świata przyrody jest zabiegiem sztucznym, abstrakcyjnym.
> O zaletach możemy porozmawiać innym razem ;)
;)
>> Zobacz, ile razy podkreśliłaś, że zrównuję człowieka ze zwierzęciem.
>> I po co ?
>
> Bo wydaje mi się to ważne.
Ale nieprawdziwe. Wkładam go w kontekst, a nie zrównuję.
Po prostu wymagam myślenia szerszego, kiedy pada termin 'życie'.
> A co sądzisz o przyznaniu tej szczególnej ochrony dorosłym ludziom
> sadystycznie znęcającym się zarówno nad ludźmi (najczęściej od nich w
> jakiś sposób zależnymi i bezbronnymi) jak i nad zwierzętami oraz o
> wszelkiej maści dopuszczających się mordów ze szczególnym
> okrucieństwem? Bo jak dla mnie to ta szczególna ochrona należy się
> bardziej zygotom ludzkim i ludzkim zarodkom niż takim zwyrodnialcom.
Z powyższej wypowiedzi wyciągnę termin
'mordów ze szczególnym okrucieństwem'. To jest bardzo ważne,
bo pokazuje, że istnieje gradacja cierpienia i zaraz za nią
idzie definicja zbrodni, jej waga i ocena moralna - i Ty przyjmujesz
taką gradację za naturalną (ja również). Tego samego właśnie
wymagam, by było stosowane w temacie aborcji. GRADACJI.
Jakie kryteria decydują o tym, że coś uznajemy za 'szczególne
okrucieństwo' a coś innego za mniejsze okrucieństwo ?
A jak zastosujemy te same kryteria do usunięcia zygoty,
to jak wygląda wtedy skala okrucieństwa ?
|