Data: 2006-09-11 13:23:37
Temat: Re: stanowcze T/N dla wychgodzenia dziewczyny z kolezankami na tance
Od: "elGuapo" <e...@v...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta.onet.pl)@tutaj.nic> wrote in message
news:ee3ff7$o5m$1@news.onet.pl...
> "elGuapo" <e...@v...pl> napisał w wiadomości
> news:1157966848.989939.154270@b28g2000cwb.googlegrou
ps.com...
>
> Na początek uwaga natury technicznej - coś masz nie tak ustawione
> w czytniku, bo mi się dziubki nie pojawiają w cytowanym tekście.
> Do Twoich fragmentów muszę je wstukiwać ręcznie.
>
Nie wiem - albo to Onet, albo Google, bo stamtąd mą mądrością
emanawam ;)
>
>> Chyba raczej kobiety są zazdrosne o nieco inne rzeczy, niż faceci.
>> Dla faceta laska może się kochać po uszy w innym byle tylko mu nie
>> dała, a dla kobiety 'zdrada' emocjonalna ma większe znaczenie - niech
>> sobie facet nawet i pyka coś na boku, byle tylko nie zostawił mnie z
>> tego powodu.
>
>
> Generalnie zgoda.
>
>
>> [...] BTW zahaczamy tutaj o jeden z najbardziej
>> interesujących mnie aspektów konstrukcji pt. człowiek, a mianowicie
>> relacji emocji i rozumu. Gdzie niegdzie rozum jest już w stanie
>> zapanować nad emocjami, gdzie niegdzie emocje podporządkowują sobie
>> rozum, a przede wszystkim co jest tak na prawdę emocją, a co myślą
>> rozumną. IMHO np. przekonanie jest emocją właśnie - jest to
>> poczucie, uczucie słuszności/sensowności pewnej tezy.
>> Bez rozgrzebywania - jest to dla mnie jeden z najbardziej
>> interesujących aspektów działania systemu p.t. człowiek: co czym
>> kiedy rządzi i co jest przez co wyzwalane.
>
>
> Generalnie niezgoda. Musielibyśmy w międzyczasie potrzepać trochę
> pianki na temat tego, czym jest rozum oraz czym są emocje, ale
> wydaje mi się, że zakres znaczeń "czujemy" w pokrywającym
> się zakresie.
>
> Według mnie człowiek jest maszyną "z gruntu" emocjonalną.
100% zgoda.
> Tak zwany rozum jest tylko "interfejsem" pomiędzy dość złożoną sferą
> jego istnienia (taką mniej więcej "niszą ekologiczną") a emocjonalnym
> centrum sterowania. Układem dość prymitywnym (choć jednocześnie
> nieprawdopodobnie skomplikowanym), niemal czysto mechanicznym
> w działaniu, bezrozumnym, w końcu bezświadomym. Jeśli wydaje
> Ci się, że w niektórych sytuacjach rozum "panuje" nad "emocjami",
> to w praktyce zwycięża jedna emocja nad drugą emocją. Po prostu
> nie zauważasz (z różnych przyczyn) tej "zwyciężającej" emocji.
>
Generalnie zgoda (o ile mogę ten poetycki - with all due respect -
bełkot zakumać).
> Napisałem kiedyś kawałek tekstu, przejrzyj go z łaski swojej, być
> może zrozumiesz, dlaczego jesteś w błędzie ;-)
> (Quasi - Tobie też polecam):
>
> http://groups.google.pl/group/pl.sci.psychologia/msg
/ce8e500ab4d92a48?hl=pl
>
> Zachęcam również do przeczytania wypowiedzi Janusza H., po rozwinięciu
> (jednym kliknięciem) wątku.
>
>
>> > I co z tego? Ja sie nie wkurwiam na nadskakiwacza, ze to ze lamie jakis
>> > wyimaginowany uklad, lecz za to, ze nadskakuje...
>> >
>>
>> Więc to czysto emocjonalny impuls wyzwalany nie przez rozum ('koleś
>> łamiesz układ'), tylko poprzez jakieś odzwierzęce atawizmy. Nie
>> oceniam - tylko dodefiniowuję. Już napisałem, że te tereny mnie
>> najbardziej interesują, więc staram się zrozumieć na ile
>> atawistyczny jesteś Ty. Akurat u mnie ten atawizm jest dość
>> stępiony. U mnie zazdrość kanalizowana jest na partnerce, a nie na
>> pozostałych samcach. [...]
>> U mnie tego atawistycznego wyzwalacza nie ma lub prawie nie ma -
>> zastąpił go wyzwalacz 'rozumowy' - myśl poprzedza emocję.
>
>
> "Oj, niedobrze, koledzy, niedobrze..." Bardziej podoba mi się moje
> wyjaśnienie tej sytuacji, zamieszczone przed chwilą w odpowiedzi dla
> Quasi. Pewnie dlatego, że jest moje. ;-) No i całkowicie chybione
> jest zdanie: "U mnie [...] myśl poprzedza emocję" (o ile przeczytałeś
> wskazany wcześniej tekst, to chyba potrafisz przyłożyć tutaj moją
> argumentację). Masz po prostu swoiście wyregulowany system
> emocjonalny, a najprawdopodobniej dobrą samoocenę.
>
Czy gdyby było inaczej ośmieliłbym się naparzać z QBusiem? ;)
BTW sądzę, iż termin niska/wysoka samoocena jest odrobinę mylący.
IMHO nie ma raczej bezwzględnie niskiej/wysokiej samooceny, jest tylko
niska/wysoka samoocena W KONKRETNYM ZAKRESIE. Jednostka mająca
wysokie mniemanie o swej urodzie może mieć niziuteńskie mniemanie o
swej inteligencji.
Mówienie o niskiej/wysokiej samoocenie bez podania kontekstu jest
więc IMHO odrobinę bezprzedmiotowe - jak dyskusja o koniach
mechanicznych. Nie jest ich bezwględnie dużo, lub mało - 500 KM to
ogrom dla samochodu, ale słabizna dla czołgu, czy okrętu.
A wracając do wątku. Owszem - człowiek jest generalnie maszyną
emocjonalną, ale rozum w owym systemie ma pewne znaczenie i jednak
trochę czasem emocje jest w stanie kontrolować z uwagi na
uzmysławianie sobie konsekwencji chociażby. Grożenie psu karabinem
nie ma sensu, bo nie jest on w satanie pojąć zagrożenia jakim jest
karabin, grożenie karabinem człowiekowi sens ma.
-) Zdrada partnera nie boli dopóki o niej nie wiesz - w takim sensie
rozum może wyzwalać emocje. Boli nie tylko zdrada, którą
'organoleptycznie' doświadczasz (np. podglądając przez dziurkę od
klucza) - aby wyzwolić te emocje wystarczy zdjęcie, ale nawet i
słowna relacja post factum - i to bez żadnych plastycznych detali.
Także w całkowicie werbalny sposób możesz człowieka sprowokować
do zachowań emocjonalnych. Możesz wkurzyć człowieka stojąc za
parawanem - tak, iż nie ma on możliwości używania żadnych innych
bodźców. OK - można się spierać iż sam ton głosu może być
bodźcem, ale sądzę, iż w przeciwieństwie do QBiego wykażesz
odrobinę dobrej woli i zrozumiesz o co mi biega.
-) W jakiś tam sposób jednak rozumowi czasem udaje się w imię
rozsądku (lub w jakimś innym celu) okiełznawać emocje. Rozsądek
nie jest chyba raczej emocją? Choć generalnie relacje czasu/sytuacji
(cokolwiek obralibyśmy za skalę) w jakim moglibyśmy uznać, iż
rozsądek nami kieruje do kierowania się emocjami to pewnie
90-99%/10-1% (to oczywiście nie jest ścisłe oszacowanie, a raczej
wskazanie trendu). Homo sapiens to określenie życzeniowe ;) Sam
zwykle rozum/cywilizację/kulturę przyrównuję do lakieru w
samochodzie. Jest to coś, co rzuca się w oczy i zajmuje dużą
powierzchnię, ale to znikomiutkeńki ułameczek masy samochodu i
praktycznie nie ma wpływu na jego pracę (choć akurat
rozum/cywilizację/kultura na pracę samochodu wpływa bardziej, niż
lakier. OK skończmy te barokowo niemierzalne analogie, bo przekroczymy
współczynnik nieprecyzyjności pojęć {tzw. faktor QBiego
http://en.wikipedia.org/QB_factor} tak dalece, iż przepali Mu się
bezpiecznik i dostanie zawału).
>
> Przy okazji, nie podoba mi się nazywanie niektórych emocji jako
> atawistyczne. Mnóstwo bęcwałów zaraz się weźmie za wartościowanie.
Rozumiem obawy, ale bynajmniej nie taka byłą moja intencja.
Być może nie używam pojęcia atawizm ściśle. Dla mnie znaczy to
tyle, co element współdzielony z naszymi zwierzęcymi przodkami - bez
żadnej moralnej oceny jego.
> Wszystkie emocje mamy, jakie mamy. Faktem jest, że utworzone zostały
> w najróżniejszych etapach ewolucyjnej drogi prowadzącej do aktualnego
> stanu, ale działają w całości, tu i teraz, w eleganckim komplecie.
Włączając homofobię, a także i wiarę w zabobony, wróżby, czary,
czy przekonanie, że gówniarza trza lać, żeby z niego niezłe
ziółko nie wyrosło. Wszystko to, do czego QBi (i lewactwo) traktuje
tak nonszalanco, jako zbyteczny balast i co stara się wykorzenić w
skali globalnej z entuzjazmem dziecka manipulującego niewypałem.
> Dotarły
> się i doregulowały w ubiegłych stuleciach i tysiącleciach. Jeśli jakiekolwiek
> się ujawniają, i to w istotnych i częstych w życiu człowieka sytuacjach,
> znaczy to tyle, że nadal wykazują swoją przydatność, na równi z innymi,
> które wyewoluowały później. Tymczasem określenie "atawizm" sugeruje
> niepotrzebną zaszłość, jakiś balast. Gdyby tak było, uległyby niemal
> całkowitej atrofii, tak jak ogon u człowieka. Można jeszcze jakieś marne
> ślady tego ogona namacać, ale w praktyce ani nam nie pomaga, ani nie
> przeszkadza. Tymczasem na przykład "instynkt rywalizacji" jest dla
> części ludzi bardzo silnym napędem emocjonalnym, pozwalającym wielu
> z nich osiągać jakieś sukcesy, przekładalne na ewolucyjne. To, że inni
> wyglądają na pozbawionych tego instynktu, nie oznacza, że są jakoby
> "wyżej i dalej" na szczeblu ewolucji, tylko to, że w ich przypadku realizowany
> jest inny model strategii postępowania. Natura "lubi" sobie eksperymentować,
100% zgody - dlatego m.in. opowiadam się za państwem minimum, a nie
urawniłowkowatym socjalizmem - brrrr.
Gdyby rozwiązania unifikujące były lepsze, to natura wyewoluowałaby
jeden uniwersalnie doskonały, najlepszy we wszystkich dziedzinach
gatunek roślino-zwierza zamieszkującego Ziemię od bieguna do Sahary.
Zamiast tego jednak natura wyewoluowała ogrom najrozmaitszych
gatunków przystosowanych do najróżniejszych warunków.
UWAGA! UWAGA!
Ważne jest aby efekty strategii wpływały na posługujących się
nią, który to mechanizm jest zniszczony (OK - ogromnie
znikształcony) w warunkach socjalizmu, gdzie zarówno przyczyny, jak i
skutki lądują we wspólnym worze i są z niego (po uważaniu
urzędasów) rozdysponowywane, w wyniku czego najnaturalniejszy na
świecie związek przyczynowo-skutkowy zostaje wypaczony w jakąś
straszliwą karykaturę totalnego relatywizmu - nie tylko moralnego,
ale co wielokroć gorsze przyczynowo-skutkowego właśnie (np. fabryki
istnieją w celu 'mania' pracy, a nie w celu zaspokajania potrzeb
konsumentów etc.).
> że tak sobie pozwolę na jej personifikację, a ludziom, jak pionkom,
> poprzypisywana jest (z pewnego punktu widzenia na chybił-trafił)
> taka czy inna strategia, zdefiniowana między innymi genetycznie
> zaprogramowanym pakietem emocjonalnym.
>
Pozdrawiam
EG
|