Data: 2006-05-21 18:47:56
Temat: Re: szkola podstawowa - dylemat
Od: "Agnieszka" <a...@z...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "miranka" <a...@m...pl> napisał w wiadomości
news:e4p7nf$sva$1@inews.gazeta.pl...
>
> "Agnieszka" <a...@z...net> wrote in message
> news:446fd740$0$22609$f69f905@mamut2.aster.pl...
>
>> A pani chce zapewne sprawdzić, czy _dziecko_ umie odrobić pracę
>> domową i czy zna materiał potrzebny do jej odrobienia. Oraz czy nie ma
>> problemów z ortografią.
>
> Agnieszo, masz dużo racji i ... nie masz. Szkoła, w której nauczycielka
> pochyla się osobno nad każdym dzieckiem, sprawdza każdą pracę domową
> każdego
> dziecka, śledzi jego postępy i braki, a potem dopasowuje treść zadań do
> jego
> indywidulanych potrzeb, to szkoła idealna. Ideały mają to do siebie, że
> nie
> istnieją. Już w 20-osobowej klasie dzieci giną w tłumie. Za pracę domową
> dostaną słoneczko albo chmurkę, ale na normalnych lekcjach (nie
> reedukacyjnych) nikt z nimi nie usiądzie, żeby wyjaśnić, co dokładnie źle
> zrobiły, bo nauczyciel nie ma czasu na lekcje one-to-one.
Tylko, że ja wcale nie piszę o idealnej szkole. Piszę o takiej, w której
nauczyciel nie ma czasu pochylić się nad każdym z 20 uczniów. I dlatego
zapamiętuje tylko tych wybitnych i tych, którzy sprawiają problemy. A jak
żaden nie ma problemów i z prac domowych ma same słoneczka, to znaczy, że
można się nie zatrzymywać, tylko dalej gnać z programem. Jeżeli dziecko ma
problemy z pracami domowymi, to jest spore prawdopodobieństwo, że nauczyciel
to zauważy i przekaże spostrzeżenia rodzicom. A wtedy można zacząć się
zastanawiać, co jest nie tak i jak temu zaradzić.
> Nie wiem, jak Kania wyobraża sobie "odrabianie lekcji z dzieckiem", ale
> jeśli nie odrabia ich ZA córkę, a tylko śledzi jej tok rozumowania przy
> ich
> odrabianiu, naprowadza, ukierunkowuje, pomaga myśleć, to to jest IMHO
> właściwe postępowanie. Nauczyciel w dużej klasie tego zrobić nie może.
> Pozostaje rodzic.
Jeżeli przez 3 godziny (w 2 klasie!) siedzi z nią i śledzi, naprowadza i
ukierunkowuje, to JA uważam, że nie jest to właściwe postępowanie. W końcu w
2 klasie podstawówki dzieci nie dostają do domu zadań koncepcyjnych, tylko
proste uzupełnianki...
> Tak, też uważam, że dzieci powinny więcej uczyć się w szkole, że nauka w
> szkole powinna być bardziej efektywna, czas lepiej wykorzystany, tak żeby
> w
> domu dzieci miały czas na poszerzanie zdobytej wiedzę, a nie dopiero
> uczyły
> się tego, czego nauczycielka ich nie nauczyła. Ale tak nie jest. Obawiam
> się, że zmiana szkoły nic tu nie da. Rodzic w procesie edukacyjnym jest
> potrzebny - do rozmów, do dyskusji, do tego, żeby pomóc dziecku poukładać
> sobie wiedzę w głowie - im wyższe klasy tym bardziej jest potrzebny. IMHO
> nie ma szkoły, która zrobi to za niego. Oczywiście, można sobie to
> odpuścić.
> Dzieci żyją i zaliczają klasy także bez pomocy rodziców. Jednak przyjrzyj
> się, czy to nie jest jednak tak, że dzieci, która mają wsparcie w domu po
> prostu uczą się lepiej - nie w sensie stopni, one po prostu mają lepiej
> poukładane w głowie, a to przecież o to chodzi.
Widzisz, uważam, że moje dziecko (na razie jedno, od września będzie drugie)
dostaje ode mnie spore wsparcie, czasami może nawet zbyt duże. Efekty widzę:
niezłe wyniki w konkursach, równorzędne pozycje z uczniami wyższych klas nie
są _tylko_ wynikiem lepszych predyspozycji w kierunku nauk ścisłych. Jednak
nie przypominam sobie okresu, kiedy musiałabym "siadać z dzieckiem do
odrabiania lekcji". Owszem, często o coś pyta, czasem prosi, żeby mu pomóc
znaleźć coś w internecie, dyskutujemy o przeczytanych lekturach i tym
podobne rzeczy. Owszem, zdarza mi się sprawdzać, jak napisał wypracowanie i
dodać swoje uwagi, czasem nawet sporo uwag. W młodszych klasach sprawdzałam,
czy odrobił lekcje. Ale nigdy dziecko nie czekało na mnie, żeby zacząć
odrabiać lekcje ze mną. Uważam, że odrabianie lekcji z dzieckiem jest
zabijaniem samodzielności, a nie wspieraniem. Wspieraniem jest odpowiadanie
na pytania. To, na co Kania nie ma czasu...
No ale ja to wiadomo... ;-)
Agnieszka
|