Data: 2004-11-18 15:04:54
Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Andrzej Garapich wrote:
> Na początku - pewnie nie. Ale przecież są pary, gdzie po rozwodzie
> ex żyją na zgodnej stopie, mówią o swojej przyjaźni i szacunku.
> Czy to są naprawdę takie rzadkie przypadki?
Dosc spotykane. Ale osmiele sie zauwazyc, ze nie mieszkajace ze soba,
nie zmuszajace sie do codziennego klamstwa, udawania... Tu IMHO jest
kwestia kluczowa.
> A to oczywiste!. Nigdy już nie da osiągnąć tego efektu, to już
> jasne. Walczymy już w innej, znacznie niższej lidze.
Ciesze sie, zesmy sie choc w tym zgodzili :)
Zostaje jeszcze kwestia czy warto ( dla dobra dziecka wlasnie ) grac w
tej nizszej lidze.
> Czy wszystkie pary, które się kochają, zawsze się przytulają, całują,
> obejmują itd? Zawsze? Nie wiem, pytam się po prostu. Dla mnie to nie
> jest warunek sine qua non.
Masz racje, nie wszystkie. Podalam te przyklady, bo sa dosc powszechne.
Mialam na mysli kazdy wyraz bliskosci, jaki miedzy wspolmalzonkami
móglby i powinien byc - a którego brakuje. Dziecko ten brak wlasnie
wylapie. Wybacz niejasnosc mojej wczesniejszej wypowiedzi.
> Chyba tak. OK, wiemy już gdzie jest rozbieżność.
:)
> Ja nie wiem, jak to jest. Serio nie mam pojecia. _WYDAJE_ mi się,
> że to jest możliwe. Widzisz: ja nie wiem co dałbym za dom, w któym
> nie ma czułosci w ogóle, rodzice się nei obejmują i nie żartują
> ze sobą. Byleby by byli. To, o czym Ty piszesz, to wtórna potrzeba
> wobec pierwotnej: żeby kurcze byli oboje. Niech będą jacy chcą
> wobec siebie.
Przeczytaj prosze mój post z 15. 19 - tam odnioslam sie do tego akapitu.
Zeby sie nie powtarzac, w tym podwatku nie bede sie do tego odnosic,
dobrze?
> Widocznie tak. Różnic między Twoim dzieciństwem i moim jest
> zapewne mnóstwo, więc nie ma co porównywać bez wódki. Ale dla
> mnie (jak się okazuje) te sprawy stały się kluczowe.
Dla mnie "wsciekle psy " ;)
Nie da sie ukryc-kazdy z nas ma jakas 'bolaczke'. Tylko brakujace- nie
zawsze znaczy lepsze. Warto o tym pamietac bo mozna sie niepotrzebnie
wpakowac w bledne kolo pt. "co by bylo gdyby".
> No to wszystko jasne. W Twoim wypadku było lepiej, ja kbyło.
> Całkowicie mnie przekonałaś. Mam prośbę, żebyś uwierzyła, że nie
> zawsze tak musiało być. Tylko tyle.
Ok- wierze.
> >po domu po prostu widac, ze nie ma w nim szczesliwej rodziny.
>
> Rodziny i tak nie będzie.
I o to mi chodzi. Po co wiec fundowac dziecku nastepna traume pt.
"Teatrzyk mlodego widza i moja w nim rola"
( ja naprawde staram sie zrozumiec co chcesz przekazac i dlaczego - ale
uwazam, ze skutki sa o wiele gorsze niz ewentualne korzysci )
> >latami, tlumiac milosc i utrudniajac relacje miedzy malzonkami.
>
> I z takich uczuć spłodzili jeszcze jedno dziecko? Gwałcił ją?
> Wg prawa może nawet legalnie usunąć albo oddać do adopcji.
Co do plodzenia:
1) wiesz...ja mówie o zdarzeniach rozciagnietych w czasie. _Kiedys_ ta
milosc istniala. Co nie oznacza, ze jest tu i teraz. Wygasala równiez z
czasem a nie nagle 'bum' i nie ma.
2) wystarczy chwilowe polepszenie relacji. Chec poprawy czasem
niektórym wystarczy, aby uwierzyc, ze jednak mimo wszystko bedzie
dobrze, ze milosc zwyciezy ( wybacz patos )
Co do adopcji:
Po co jesli oboje rodzice kochaja dzieci? Jesli oboje chca ich dobra? I
z tego daleko posunietego pragnienia zapewnienia dzieciom domu tworza
farse. A to co zle, zamiast byc rozwiazane wciaz narasta.
> Ale to też będzie miało miejsce, gdy rodzicę stworzą dwa osobne domy
> i nie będą na tyle kulturalni, żeby w sobie te pragnienia
> stłumić. Naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić silniejszą potrzebę,
> niż rywalizację o miłość dziecka pomiędzy rodzicami po rozwodzie
> (na zasadzie: a wiodzisz! on jednak mnie bardziej kocha, to Ty
> jesteś kanalia!).
Tu akurat masz racje. Przy dwóch domach tez moze sie tak zdarzyc.
Ale moze byc mniej silne ( mam przynajmniej taka nadzieje ) niz kiedy ma
sie zaburzone relacje non stop, 24 h/dobe.
> >ROTFL. Spróbuj mnie przekonac, ze rodzina powinna uczyc oszukiwania _bliskich_,
> >udawania przed _bliskimi_, braku wiezi z _bliskimi, dzielenie sie tym co
> >najimtymniejsze z osobami sobie obcymi etc.
>
> Oczywiście, że będę próbował. Rodzina powinna uczyć, że się
> szanuje starsze ciocie i nie wypala się im prosto z mostu,
> co się o nich myśli. Toleruje się dziwactwa, jakich u obcych
> by się nie tolerowało. Uczy się przestrzegania konwenasów,
> które są przecież czystym udawaniem.
Andrzej przeciez konwenanse, s-v, takt, umiejetnosc wyrazania tego co
sie czuje delikatnie, to nie to samo co nauka:
- obludy w stosunku do najblizszych
- ze mozna krzywdzic bliskich ( zone/meza ) w imie wyzszych celów,
- ze falsz w relacjach emocjonalnych jest dozwolony w imie wyzszych
celów.
To co piszesz jest dla mnie o tyle dziwne, ze mnie w domu klamac nie
uczyli- nawet w imie wyzszych celów. Dyplomacji owszem- ale klamac w
zywe oczy nie.
> Ale możemy o tym rozmawiać, prawda?
Oczywiscie :) Nawet bardzo chetnie. Ciekawi mnie Twoj punkt widzenia i
kryjace sie za nim zalozenia.
pozdrawiam
agi
|