Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Tolerancja z nietolerancja razem wziete

Grupy

Szukaj w grupach

 

Tolerancja z nietolerancja razem wziete

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-27 12:44:49

Temat: Tolerancja z nietolerancja razem wziete
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


TOLERANCJA Z NIETOLERANCJĄ RAZEM WZIĘTE



"Tolerancja - dla siebie i dla swoich, czyli
nietolerancja."
- Paweł Hofman


Co za paskudny, złośliwy stwór, ta tolerancja? Niby
ładniutka, niby zgrabniutka - wszędzie się wciśnie, a jakże
często spod jej malowanej buźki wyłazi zupełnie niespodziewanie
maszkarny krzywy ryj. Czym być powinna, a czym nie jest? Jakoś
zawsze wychodzi na to, że trzeba postawić to wyjściowe pytanie.
Tyle dziś tolerancji maskaradowej, przybranej, oszukańczej,
gdzie jest ta prawdziwa?

Tolerancja to wyrozumiałość. Uznanie, pogodzenie się, że
istnieją poglądy, upodobania, wierzenia, "style" życia różniące
się od moich własnych. Przyjmuję to do wiadomości i jestem
daleki, by takowe zwalczać. Czy mówimy, czy milczymy o pewnych
sprawach, nie tyka to problemu tolerancji. Mówiąc, stwierdzamy
różnice, nazywamy je po imieniu, nic ponadto. Natomiast dopiero
negatywne nastawienie i chęć zwalczania "inności" świadczy o
braku tolerancji. Potoczne użycie słowa "tolerancyjny" nabrało
sensu - pobłażliwy, przymykający oko i pewnie stąd wiele
znaczeniowych nieporozumień. A jeszcze to kwalifikowanie
różnych rodzajów tolerancji. Tolerancja albo jest, albo jej nie
ma. Trudność z nią polega chyba właśnie na tym stopniowaniu,
cieniowaniu, różnicowaniu, warunkowaniu, itp.

Widziałam już rożnych "tolerancyjnych". Tolerancyjnych jak
diabli, tyle że tolerancyjnych "pod warunkiem", tyle że
tolerancyjnych "za wyjątkiem". Wszystkiego się odechciewa,
patrząc na takich. Potoczyste deklaracje własnej tolerancji, a
twarda kontra na wszystko, co dotyczy wolności drugiego
człowieka. Tolerancja nie lubi zastrzeżeń. Bo jeśli już na nie
przystać, od jakich zacząć i na jakich skończyć? Według mnie
takie stawianie sprawy jest równoznaczne z odejściem od
tolerancji. Rozumianej jako pewien ideał (nie mylić z utopią),
oczywiście.

Jak taki dziwoląg tak zwanej tolerancji działa? Odebrać
człowiekowi z problemem prawo do wolnego wyboru, tolerancję
sprowadzić do dyktatury "mądrzejszych", "zdrowych",
"normalnych" nad wszystkimi "odmieńcami". Bo słabsi! By
zobrazować przykładem - wykazać zrozumienie dla właściciela
restauracji, któremu zaślinione upośledzone dziecko odbiera
klientów, a klientom apetyt?! Co zaproponować więc w zamian? W
jakim kierunku pójść dalej?

Homoseksualistę wykluczyć ze społeczeństwa, bo homo;
pijaka wziąć za mordę i nie wypuszczać go najlepiej z izby
wytrzeźwień, bo jak popije, to mu (wiadomo!) odbije, a więc
potencjalne zagrożenie na ulicy, w domu i w pracy; brzydkim,
okaleczonym pobudować za grubym murem garkuchnie; wariata w
kaftan bezpieczeństwa i pod elektrowstrząsy...? Coś tu nie
pasuje w tym wszystkim, dobrze mówię - obłuda, maskarada.

A diabli nadali taką tolerancję! Nie cierpię tego słowa, którym
wszyscy szafują jak najęci, odwracając się jednocześnie z
obrzydzeniem od takiego na przykład homoseksualisty lub
wyrzucając upośledzonego z restauracji, bo psuje "normalnym"
przyjemny nastrój. Chodzi przecież właśnie o to dobro drugiego
człowieka. Nie tylko moje dobro, ale również i jego. Czy jest
pedałem, alkoholikiem, schizofrenikiem czy kaleką, ma takie
same prawo do życia. Do szkolnictwa, do leczenia, do
uczęszczania w tzw. miejsca publiczne, itp. Identyczne! - jak
ty i jak ja. Jeśli się co do tego nie zrozumiemy, przykro mi,
nie zrozumiemy się wcale. Co nie znaczy, że mamy zapominać o
sobie. Uznać wolność drugiego, ale bronić swojej. Tolerancja to
niekoniecznie rezygnacja z własnych interesów. To dążenie do
współistnienia często różnych lub nawet sprzecznych interesów.
Możliwego współistnienia!

Ten przykładowy obrazek nie chcianego upośledzonego
dziecka w restauracji zabolał mnie najbardziej. Zrozumieć
strachającego się o swój portfel właściciela, uwzględnić
"wrażliwość" klienteli, a wykluczyć chore dziecko, bo niemiłe
dla oka. Tak ma wyglądać tolerancja? Wobec kogo właściwie?
Wobec siebie i swoich, jak mówi przytoczony aforyzm. Czyli
nietolerancja.

Trochę inaczej to wygląda we Francji. Mam chęć opowiedzieć
jak tu wprowadza się ludzi psychicznie chorych i upośledzonych
w normalne, tzn. pozainstytucjonalne życie i jak prawdziwie (!)
tolerują to ci normalni. Uprzedzam z góry - wiele można by się
od nich nauczyć. Ja się uczę.

Wyproszenie dziecka kalekiego, choćby najbardziej
"przykrego" dla "wrażliwych" byłoby poważnym wykroczeniem. Tu,
jeśli sprzedawca odmówi komuś sprzedaży lub ktoś z personelu
usługowego (restaurator, fryzjer, taksówkarz, itp.) odmówi
usługi, popełni wykroczenie, złamie prawo. Jest specjalnie
wydzielona komórka na każdym merostwie, gdzie klient może
złożyć skargę, w której efekcie "opieszały" może stracić
licencję na to, co robi. Może się zżymać, a nawet ze wszystkim
być przeciw, ale obsłużyć musi. Czy jest czarny, czy żółty,
kloszard - pijaczyna, czy wariat z wariatkowa - każdy jest
klientem! Jeśli płaci. A jeśli klient przysporzy właścicielowi
strat, jego z kolei prawo dochodzić odszkodowania. Proste.

Gdy nasi pensjonariusze trafiają na przykład na dłuższy
pobyt do szpitala, powiedzmy ktoś głęboko upośledzony
wymagający szczególnej, indywidualnej opieki, lekarze
występują, proszą o naszą pomoc, tłumacząc się brakiem
personelu w ogóle lub brakiem wykwalifikowanego personelu do
opieki nad takimi ludźmi. Więc interweniujemy, zmieniamy się
przy łóżku chorego, by on czuł się pewniej i medycy mogli
sprawniej robić swoją robotę. Ale to jest, jak mówię, dobra
wola, współpraca założona między dwoma specjalistycznymi
instytucjami. Gdy trafi się taki chory z ulicy, szpital musi
poradzić sobie sam.

Tolerancja wygodnicka, wybiórcza, warunkowa,
transparentowo pusta nie jest tolerancją. Tolerancja nie może
być zbyt wygodna i całkiem bezpłatna. Jest często ustępstwem z
własnych sobkowskich interesów na korzyść drugiego i tylko
wtedy zasługuje w pełni na swe miano. Nawet najbardziej piękna
idea nie poparta konkretnym czynem jest fałszem. óTrzeba usunąć
ze świata wiele fałszywej wspaniałośció - powie Fryderyk
Nietzsche. I słusznie.















--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-06-28 10:31:52

Temat: Re: Tolerancja z nietolerancja razem wziete
Od: Tomasz Stępkowski <t...@m...pulawy.pl> szukaj wiadomości tego autora

Magdalena Nawrocka wrote:

> Trzeba usunąć
> ze świata wiele fałszywej wspaniałości - powie Fryderyk
> Nietzsche. I słusznie.

święte słowa. dodam tylko, że razem z pojęciem tolerancji i całą filozofią
na jej temat. tolerancja jest tworem człowieczeństwa, a więc polityki,
religii, etyki, spoleczeństwa, etc., nie człowieka. w prawach natury brak
miejsca na "tolerancję".

Pozdrawiam
Tumi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-29 10:02:21

Temat: Re: Tolerancja z nietolerancja razem wziete
Od: "amber" <a...@N...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Magdalena Nawrocka

> Chodzi przecież właśnie o to dobro drugiego
> człowieka.

Hmm... a mnie sie wydaje, ze wlasnie takie podejscie prowadzi do tej
tolerancji, ktora tak Cie oburza ;-) Imo, przede wszystkim wlasne dobro,
calkowita akceptacja siebie, milosc wlasna i nie przejmowanie sie innymi, bo
tylko akceptujac siebie, nie krzywdzac, jestesmy w stanie dac to samo innym.
Jest takie ladne powiedzenie: strategia dla swiata rodzi sie w domu. Chcac
zmienic cokolwiek w swoim otoczeniu powinnismy zaczac od siebie. Nie wiem,
czy zauwazylas, ale im ktos jest bardziej wymagajacy, surowy dla siebie, tym
samym wymaga wiecej od innych, nie pozwala im na bycie soba, wie lepiej, co
jest dobre dla innych i jacy oni powinni byc.

pozdrawiam
amber


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-29 17:32:03

Temat: O odwadze bycia frajerem
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


O ODWADZE BYCIA FRAJEREM I POŻYTKI Z FRAJERSTWA


Mądrzy ludzie mądrze powiedzieli:
"Kto wierzy w obecność dobra w drugim człowieku, rozbudza
je w nim."
"Każda radość, którą niesiemy innym, zawsze do nas
powróci."
"Jakie słowo wypowiesz, takie usłyszysz."


Lubię wierzyć mądrym ludziom - do bliźniego dobrze
nastawiona jestem. Dziwne to jednak jakieś, bo ilekroć
manifestuję taką postawę, natychmiast na komplement wyjątkowej
odwagi cywilnej (ho, ho!) się narażam. Jak gdyby byłby to
wyczyn nie lada. Wierzyć w człowieka, darzyć go sympatią,
szczególnie tak trochę na zapas widać jest interpretowane jako
naiwne frajerstwo. A przyznawanie się do własnego frajerstwa
faktycznie zakrawa nie tylko już na odwagę, co karkołomną
brawurę.

Tylko gdzie tu po prawdzie odwaga? Bo niby czym właściwie
ryzykuję, deklarując sympatię do ludzi? Najwyżej ktoś się na
mnie wypnie, woli być nie lubiany. Najczęściej jednak człowiek
odwzajemnia pozytywne impulsy. Sami obdarowywując niczym
przecież wielkim - uśmiechem, zaufaniem, odrobiną
zainteresowania, jesteśmy spłacani z nawiązką. Wielka potrafi
być wdzięczność osoby, którą zauważymy i chociaż spróbujemy
zrozumieć.

Grajmy więc w otwarte karty. Jeżeli nawet postawa oparta
na deklarowaniu przychylności do innych jest frajerstwem, będę
obstawać przy swoim, że z takim frajerstwem żyć milej i
łatwiej. Frajerstwo bywa intratne, ot co. Utkwiło mi nawet w
pamięci jeszcze takie powiedzenie: "Pochwały lokuje się jak
pieniądze, aby zostały nam oddane z procentem". I właśnie
między innymi na tym jadę. Interesowna jestem. ;-)))

To życie z pesymizmem, a co dopiero mówić, z nienawiścią
jest niewdzięczne, bardzo trudne. Niekiedy staje się nie do
zniesienia. Przeszłam przez to, więc wiem, o czym mówię. Gdy
przez długie lata żyłam pod kloszem depresji, sama nieludzko
nieszczęśliwa, doszukiwałam się wszędzie wokół szpetnych
intencji, machiawelskich kombinacji i złej woli. Możecie mi
wierzyć, taka żółć jest trująca i wprost niestrawnie gorzka.

Ból łatwo przyobleka twarz agresji. Lecz rozgoryczenie,
pretensje do całego świata spopielają jedynie chęć do życia,
czyniąc walkę o jakąkolwiek poprawę zupełnie bezsensowną.
Zgeneralizowana, najczęściej siłą rzeczy źle skanalizowana
agresja, bardzo szybko prowadzi do zgubnej autodestrukcji.
Powiecie - no tak, ale to człowiek chory. Jednak i choćby
zdrowemu, tyle że zaprzysiężonemu pesymiście, chyba niewiele
łatwiej.

Negatywne nastawienie do ludzi i świata nie jest wcale
słodkim biszkoptem. Ta postawa ciąży, przygniata. Wypatrując
wszędzie zła, wkrótce zaczynamy się dusić pod jego naporem.
Ponieważ zło zewsząd napiera, nic dziwnego, że czujemy się
bezsilni. A bezsilność rodzi agresję i tak się koło zamyka.

Może dlatego nienawiść niczego nie załatwia. Walczy na
oślep. Jest desperacka, szalona. Przywodzi mi na myśl
rozszalałego śmiertelnie zranionego byka z korridy rzucającego
się w ostatecznej, przegranej walce o przetrwanie.

Nienawiść jest ekstremą. Podobnie jest chyba jednak ze
wszystkimi negatywnymi nastawieniami. Nawet niechęć lub zbyt
daleko posunięty krytycyzm więcej kosztuje niż daje w zamian. W
sensie psychicznym jest to inwestycja według mnie znacznie
bardziej obciążająca niż taka na przykład mądra łagodność.

Bo łagodność jest mądra. Ktoś ją tak ładnie nazwał
"tajemniczą mową duszy". Duszy nie koniecznie zaraz niewinnej.
Być może nawet takiej, którą poobijało nieźle w czyśćcu lub
nawet uszargało w ludzkim piekle. Może dlatego jest silna -
nieobce jej życiowe potknięcia, upadki.

Łagodność jest przemyśleniem, wyważeniem co złe, a co
dobre i jednocześnie zdecydowaną implikacją ku wartościom
jedynie pozytywnym. To postawa konstruktywna, ufna. Opierająca
się na nadziei, że dobro zwycięży.

Być może są ludzie od urodzenia łagodni i dobrzy. Dobrze
takim. Według mnie o ten przymiot trzeba nieźle w życiu
powalczyć. Szlachetność podobnie jak łagodność jest rezultatem
zmagania się z wszędobylskim brudem i wypracowaniem sobie w tej
walce właśnie takiej - alternatywnej strategii.

Można dyskutować o skuteczności strategii. Jednak, jak by
na to nie patrzeć, człowiekowi z pozytywnym nastawieniem jest
nie tylko o wiele przyjemniej, ale i stanowczo łatwiej. Też
walczy, ale ufniej, z nadzieją. Taki lot trochę uskrzydlony. Ku
ciepłu i ku światłu. Wprawdzie zawzięte, podstępne zło nie raz
połamie skrzydła łagodności, dobroci. Posypią się piękne pióra.
Przyjdzie nałożyć temblaczek, przystroić się w pióra nowe.
Dobrze, jeśli jeszcze piękniejsze, bardziej kuszące, ale i
bardziej trwale.



Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka






--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-06-29 17:42:41

Temat: Zyciowa karuzela
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


ŻYCIOWA KARUZELA



Są tacy, co lubią wesołe miasteczka, a w nich kolorowo
oświetlone, przyciągające wymyślnymi figurynkami, zachęcające
głośną, radosną muzyką karuzele. Sympatyczny bileter kręci się
wśród niezdecydowanego tłumu, namawia na niezapomnianą
przejażdżkę. Karuzela wiruje, wiruje, wiruje. Czas się
zatrzymał w miejscu. Baśniowe życie w lunaparkowej oprawie.

Nie lubię karuzeli! Nie chcę, by oczarował mnie i skusił
bileter, wciskając wejściówkę do "krainy marzeń". Każe mi
płacić, obiecuje przyjemność, wsadzając mnie na swój kierat. A
ja kręcę się w kółko, świat zamazany wokół, na moim koniku
czuję się obrzydliwie samotna, niepotrzebna, bezwolna. A
karuzela kręci się jak opętana. Dostaję mdłości, mąci mi się w
głowie, chciałabym z tego zwariowanego pudla wyskoczyć, ale nie
mogę, ale się boję. Do diabła z taką przyjemnością! Znów się
dałam naciągnąć, pokusiłam się na coś, co zamiast mnie
wyzwalać, odprężać tylko więzi, hamuje.

Czym jest życiowa karuzela? To rutyna, stereotypia życia,
to przymus, który stał się nawykiem. Raz wprawione w ruch tryby
i maszyna się kręci, a my razem z nią. Chcąc nie chcąc,
zaliczamy wciąż te same aż do znudzenia okrążenia. Trzymamy się
uparcie tak zwanych utartych ścieżek, sprawdzonych sposobików,
żyjemy schematami, sami tworzymy schematy. Z rutyną łatwiej -
raz i dziesiąty zadziałało, powtarzaj to samo już zawsze, po co
ryzykować nowymi rozwiązaniami? To wygodnictwo, konformizm,
pójście na łatwiznę, pasywność. Aby mieć tylko wrażenie, że
posuwamy się do przodu. A kręcić się w kółko to jakby stać w
miejscu. Żyć byle jak, aby żyć. Lunapark lunatyczny!

Karuzela ogłupia, oszałamia, ogranicza widoki, przygważdża
do miejsca. Nie chcę karuzeli! Jak się jej wystrzec, omijać ją
bokiem? Ciekawość życia, inicjatywa, poszukiwanie, podejmowanie
ryzyka, akceptacja dla zmian, gdy się nadarzają, korzystanie z
okazji, gdy się trafi, polubienie "przygody", niespodziewanej
"awanturki"... Trochę więcej refleksji, trochę więcej luzu,
spontaniczności w naszym codziennym kieracie. Wybrać się gdzieś
w nieznane, zadecydować w ciemno, pójść za odruchem serca -
swobodnie i z wolnym oddechem. Z daleka od karuzeli! Karuzela
jest namiastką ruchu, jest zniewoleniem i stagnacją. Prawdziwe
życie czeka dopiero wtedy, gdy uda nam się wyskoczyć z tej
wirującej machiny.

A ktoś mi na to daje taki przykład: óWłaśnie dzisiaj
podszedł do mnie na ulicy człowiek i poprosił o bułkę, nie, nie
o pieniądze, o bułkę, którą widział w mojej torbie z zakupami.
Był głodny! Co z takimi, co z ich karuzelami?! Czy mogę coś
pomóc, cokolwiek zmienić? Sama się kręcę w kółko, więc wątpię,
bardzo wątpię...ó

Dużo dziś nędzy na świecie, chyba wszyscy miewamy podobne
wątpliwości. Nie można jednak im się poddawać, bo to prowadzi
do rezygnacji, marazmu. To właśnie, że zatrzymałaś się przy tym
biedaku i pewnie oddałaś mu kupioną bułkę, było zejściem z
Twojej karuzeli. Inaczej wpadłabyś do sklepu, kupiła jak
automat , co trzeba, potem biegiem z siatami do domu, pogrążona
we własnych myślach typu: co mi zostało do zrobienia, jak
rozwiązać ten czy tamten problem, bez spostrzeżenia na swojej
drodze kogokolwiek. Według mnie właśnie takie bezmyślne,
mechaniczne, wykonywanie na ślepo wciąż tych samych,
narzuconych sobie obowiązków jest ogłupiającą codzienną
karuzelą.

Pamiętam, gdy psychicznie działo się ze mną nieciekawie,
zapisywałam wszystko, co do czego poczuwałam się, że jest moim
obowiązkiem na kartce, a potem skrupulatnie punkt po punkcie
skreślałam. Jedyny, złudny zresztą, moment spełnienia, bo nawet
nie przyjemności, było wymazanie czegoś tam, co już zaliczyłam.
Potem wyciągałam czystą kartkę, by zapisać na niej dokładnie to
samo: zakupy, pranie, gotowanie, itp. Wciąż to samo! Do
obrzydzenia to samo. Moje dnie, moje życie - przepisywanie z
kartki na kartkę - beznadzieja!

Teraz mam bardziej w nosie, czy to, co akurat robię jest w
narzuconym sobie przeze mnie "regulaminie". Oczywiście nie ze
wszystkim, bo mam swoje obowiązki w domu i w pracy. Pozwalam
jednak sobie na improwizację, spontaniczność, inwencję, a nawet
na pewne "niedociągnięcia" czy "zaniedbania" kosztem czegoś, co
wydaje mi się ważniejsze lub ciekawsze. Tak trochę na wariata.
Teraz na przykład klepię w klawiaturę, chociaż wiem, że przed
wyjściem do pracy powinnam chociaż odkurzyć mieszkanie. Tym
gorzej dla odkurzacza, niech on się martwi. Postoi sobie
dzisiaj bezużyteczny, za to ja mam swoją frajdę.

Za to ten biedak, którego spotkałaś jest na pewno w
zniewalającym kieracie. Z przymusu albo z wyboru? Bardziej to
pierwsze. Coraz więcej ludzi kręcących się na karuzeli nędzy i
bezsilności, a wokół zabiegane ludzkie mrówki też goniące w
piętkę, nie dostrzegające niczego i nikogo, zapatrzone w swą
codzienną listę obowiązków. Ale Ty go dostrzegłaś, zatrzymałaś
się przy nim, dałaś mu tę bułkę. Dla niego i jemu podobnych to
nie złuda, to czyjaś konkretna realna pomoc, choćby
najmniejsza, choćby tylko w danej chwili - to nadzieja!

Bo taki człowiek proszący przechodnia o jedzenie sam nie
zeskoczy ze swojej karuzeli. Trzeba by kogoś, kto by go
dostrzegł, wyciągnął pomocną rękę, szarpnął i wyprowadził na
stały grunt. Tym kimś możesz być Ty lub ja. Nie możemy jednak
wirować, wirować, wirować. Musimy mieć oczy i serca otwarte, a
także znać wszystkie ścieżki oddalające człowieka od mamiącego,
lecz ogłupiającego lub nawet zgubnego życiowego lunaparku. Ja
tam wyskakuję z tego zwariowanego kołowrotu, a Ty zrób jak
chcesz...






Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka





--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Proszę o pomoc
Przeskok myśli
Niedzielny "Teleranek".
Ktos nie obronil moze swojej pracy dyplomowej?
Samo dno

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????

zobacz wszyskie »