Data: 2002-02-19 00:31:22
Temat: dojrzała osobowość tłumu
Od: "ika zuzeloth" <i...@i...ciach.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Czytam (męczę) sobie skrypt do sajko. Rozdział o zdrowiu psychicznym.
Wśród cech dojrzałej osobowości znajduję: adekwatne spostrzeganie
rzeczywistości, czy akceptację siebie i ułomności natury. Taki człowiek
nie traktuje krytyki jego poglądów jako ataku na niego samego, potrafi
się zdystansować, lepiej ocenić sytuację i nie daje się wyprowadzić z
równowagi banalnymi międzyludzkimi nieporozumieniami.
Stronę dalej czytam, że lekarze nie zajmują się pacjentem, tylko jego
chorobą: "choroba jest ujmowana jako 'coś' - niepożądany przedmiot
zewnętrzny, który 'tkwi' w ciele człowieka i zakłóca jego
funkcjonowanie". Kolejne wnioski o tym, że kiedy atakuje się to 'coś',
pacjent czuje dyskomfort i takie postępowanie jest złe.
Rozumiem, że nie można człowieka traktować jak cyborga, kazać mu
opowiadać o swojej chorobie przy ludziach, albo zacząć od 'nakazu'
rozebrania się, ale z drugiej strony nie można przecież niańczyć tych
ludzi. Takie podejście z góry zakłada, że szary obywatel jest
*niedojrzały psychicznie*. Czy to nie jest bardziej uwłaczające?
Stąd mój wniosek, że to nie postępowanie lekarzy jest złe i nie to trzeba
zmienić - to problem pacjenta, że czuje się niedowartościowany, bo
oczekiwał, że na przykład będzie się mógł wygadać o duperelach, a spotyka
się z obojętnością w tej kwestii. Przedmiotem jest tu *choroba*, a nie
pacjent, więc czemu ludzie nie potrafią tego zrozumieć i odbierają takie
traktowanie jako uprzedmiotowienie ich właśnie?
Pytanie: gdzie jest środek?
Pomiędzy roczulaniem się nad _chorym biedactwem_, a traktowaniem
człowieka jak rzeczy.
--
ika - umop apisdn
|