Data: 2003-10-17 20:10:39
Temat: francuskie żarcie, trochę OT
Od: waldemar z domu <w...@t...de>
Pokaż wszystkie nagłówki
Cześć wam,
wróciłem właśnie z "ciężkich robót" z Bordeaux. Co robiłem jest gdzie
indziej opisane, tu ograniczę się do spraw kuchennych. Co się jadało? A
różniście. Wcinałem na ogół bagietkę z serem. Carfour był w zasięgu
samochodowym, więc się skubnęło zestaw serów, jakieś kozie i inksze i
wbijało w hotelu. Na kolację też sobie poszedłem, ale wyszło mi, że
delegacja na 10 dni pójdzie w 2, a i tak byłem głodny, choć jedzenie
niezłe: rybka z oberżynami. Niestety nie wiem jaka to była ryba. Malizną
niestety zalatywało. Na szczęście na łykęd pojechałem sobie do Paryża,
gdzie spotkałem w (kolejności) Ewę (siostrę Ani), w przelocie Anię,
niestety na robotach, i Newtona, kota Ani. Po splądrowaniu serów, szynki i
win Ani udaliśmy się z Ewą na podbój Paryża. Byliśmy w świetnej
restauracji, ale nie spamiętałem, co jadłem, to się jakoś wszystko tak
strasznie po francusku nazywało, ale było wspaniałe ;-) Niestety w
niedzielę musiałem wracać do Bordeaux pracować.
Ale już wracam do Bordeaux. W trakcie pracy żywiliśmy się w sąsiedniej
stołówce, jedzenie takie sobie, choć jak na stołówkę przyzwoite. Na
przykład raja z soczewicą, wesoła kombinacja, ale smakuje. Pomidory z kozim
serem też były ok. W stołówce można było wziąć sobie wino do jedzenia,
niestety nam nie było wolno (ze względu na pracę, nie stołówkę).
Na zakończenie robót udaliśmy się do miasta na muszle w maśle, łososia z
ryżem i ser biały z czerwonym sosem (a toto jadła Ewa na deser, pamiętam
;-)). Na zakończenie wieczoru (no dzisiaj rano to było) obaliliśmy w 4
flaszkę Talisker single malt whisky. Po 3 godzinach snu wróciłem do
Berlina, gdzie mnie szef zaraz dopadł :-!( Teraz mam oczy na zapałkach i
spadam do wyra...
W poniedziałek udaję się do Stuttgartu, tam będzie kuchnia szwabska, to też
jakieś kombinację podam.
Waldek
|