Strona główna Grupy pl.sci.medycyna Czy lekarz był mądry?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Czy lekarz był mądry?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 65


« poprzedni wątek następny wątek »

31. Data: 2003-05-04 05:44:34

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: JB <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Primo - odpowiadam tak, bo taki mam zwyczaj. W przeciwieństwie do
ciebie nie korzystam z MS OE, więc nie wiem jak ustawia. Korzystam z
Pan-a pod linuxem. Jeśli taki sposób odpowiadania ci się nie podoba,
to możesz GRZECZNIE zwrócić uwagę - zapewniam, że ją uwzględnię.

>Primo - odpowiadaj POD cytatem, a nie jak MS OE głupio ustawia.
>

Chętnie, to znaczy konkretnie jak często? Ja się akurat spotykam ze
stosowaniem tego leku rzadko. Może nie warto uogólniać bez sensu?

>>Tetracykliny popularne w Polsce???
>Ano tak - tanie i np. taka doksycyklina jest chętnie stosowana.

>>Tylko my w Polsce mamy problem z narastaniem poziomu ESBL? Jaki to ma
>>związek z poprzednim mailem?

Czyżbym twierdził coś innego? Ponawiam pytanie: jaki to ma związek z
poprzednim mailem?

>A taki, że oporność na leki zależy od popularności danych leków.

Nie zrozumiałeś mojej odpowiedzi. Idąc twoim tokiem myślenia nigdy nie
będzie można porównać toksyczności nowego leku z toksycznością
starego, bo zawsze może się okazać, że badania którejś fazy nie były
dokładne, a obserwacja jest zbyt krótka. Stwierdzenie, że nie
wszystkie działania niepożadane zostaną wykryte jest banalne -
wiadomo, że tak, ale jednak na czymś się trzeba na co dzień opierać. I
są to badania kolejnych faz. A propos: jeśli nie można stwierdzić, że
nowe antybiotyki są mniej toksyczne, to nie można chyba również
stwierdzić, że są toksyczne bardziej?


>Nie zrozumiałeś tezy - dawniej źle robiono fazę III i dziś lepiej są
>wykrywane działania niepożądane przed rejestracją, ale nie oznacza to,
>że działania niepożądane zostaną wszystkie wykryte.
>Więc nie można mówić, że dany lek jest super-/hiper a priori.

Zachwycano się tak samo, jak czym? Proszę o wyjaśnienie.

>BTW. 20 lat tak samo zachwycano się cefalosporynami III generacji a 3
>lata temu streptograminami.
>

To już jest poważny zarzut. Proponuję udowodnienie, że tak się dzieje
NAJCZĘŚCIEJ - fakty, liczby i t.d.

>I najczęściej podaje leki, jakie pomogą uzyskać tytuł "best prescribera"
>w danej firmie.
>
>>A poziom wiedzy lekarzy-klinicystów jest dokładnie
>>taki, jak poziom wiedzy i zaangażowania asystentów, którzy kształcili ich
>>w Akdemiach Medycznych.

Po reakcji widzę, że ubodło. Więc jednak prawdziwe (że wspaniałe, to
nie twierdzę - zachowujmy jednak umiar). Żeby się DOkształać, to
trzeba mieć najpierw WYkształcenie.

>Ale wspaniałe wytłumaczenie.:-)))
>A zatem nie istnieje pojęcie dokształcania się.
>Nie dziwię się tedy niczemu, bo jeśli ktoś skończył studia w 1980 i
>specjalizację uzyskał w 1990, to już się nie dokształca.
>
>>No i co z tego wynika? Ano tylko to, żeby uważać osądami. I nic poza tym.

Gdzie napisałem, że zdobywanie wiedzy ma się kończyć na studiach?
Proszę o cytat. Dam przykład: poziom patofizjologii na mojej AM był
denny - obcinanie głów szczurom wciśnięte pomiędzy inne, "ważniejsze"
bloki. Ponieważ był denny, dopiero po studiach zorientowałem się, że
dziedzina ta jest podstawą jakiegokolwiek samodzielnego rozumowania.
Musiałem kupić za całą pensję amerykański podręcznik (dostępny wówczas
w Polsce Horst był poniżej wszelkiej krytyki) i sam się nauczyć
PODSTAW. Straciłem czas i pieniądze na coś, czego powinienem się
nauczyć na studiach. Przy okazji: na egzaminie miałem 5, więc AM
uznała mnie za osobę bardzo dobrze tę nieszczęsną patofizjologię
znającą. Czy nadal twoim zdaniem poziom wiedzy i zaangażowania
asystentów Akademii Medycznych nie rzutuje na poziom przyszłej wiedzy
lekarzy?

>Sam się "wkopałeś" pisząc to, co powyżej - jeśli ktoś po 20 latach
>stosuje te same metody, jakie poznał na studiach, to pozostaje tylko
>modlić się, żeby nie on mnie leczył.

Jako niewierzący nie uważam, że trzeba się tylko modlić - na ogół
wystarczy obserwować.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


32. Data: 2003-05-04 07:28:33

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: Artur Drzewiecki <d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> szukaj wiadomości tego autora

>Primo - odpowiadam tak, bo taki mam zwyczaj. W przeciwieństwie do
>ciebie nie korzystam z MS OE, więc nie wiem jak ustawia. Korzystam z
>Pan-a pod linuxem. Jeśli taki sposób odpowiadania ci się nie podoba,
>to możesz GRZECZNIE zwrócić uwagę - zapewniam, że ją uwzględnię.
Po pierwsze, korzystam z Agenta a nie OE i przepraszam za ostrą
wypowiedź, ale trochę czytuję Usenet i zauważam, że ci użytkownicy OE,
którzy wiedzą, co i jak zmienić oraz chcą to zrobić, to dawno to
zrobili.
A pozostali najwyżej dorabiają tylko ideologię do swej niewiedzy.
Tedy przepraszam i GRZECZNIE proszę, żebyś przy odpowiadaniu na moje
posty pisał pod cytatem.

>Chętnie, to znaczy konkretnie jak często? Ja się akurat spotykam ze
>stosowaniem tego leku rzadko. Może nie warto uogólniać bez sensu?
Opieram się na opiniach farmakologów i mikrobiologów, jak chociażby:
- prof. Dzierżanowskiej,
- prof. Hryniewicz,
- prof. Meszarosa
którzy znają w miarę statystyki zużycia antybiotyków różnych grup w
całej Polsce.

>Czyżbym twierdził coś innego? Ponawiam pytanie: jaki to ma związek z
>poprzednim mailem?
Podałeś przykład niskiej oporności pałek G(-) izolowanych w Polsce na
pefloksacynę, który de facto świadczy tylko o tym, że ten lek jest mało
popularny w Polsce a nie o tym, że mamy lepszą "politykę antybiotykową",
bo jej nie mamy w ogóle.:-)

>Nie zrozumiałeś mojej odpowiedzi. Idąc twoim tokiem myślenia nigdy nie
>będzie można porównać toksyczności nowego leku z toksycznością
>starego, bo zawsze może się okazać, że badania którejś fazy nie były
>dokładne, a obserwacja jest zbyt krótka. Stwierdzenie, że nie
>wszystkie działania niepożadane zostaną wykryte jest banalne -
>wiadomo, że tak, ale jednak na czymś się trzeba na co dzień opierać. I
>są to badania kolejnych faz.
>A propos: jeśli nie można stwierdzić, że
>nowe antybiotyki są mniej toksyczne, to nie można chyba również
>stwierdzić, że są toksyczne bardziej?
Owszem, dlatego przyjąć powinno się toksyczność porównywalną, czyli nie
używać leków masowo choćby i z tego względu (abstrahuję od oporności na
szerokostosowany lek).
I zgadzam się, że w USA jest bardzo wysoki poziom oporności na
antybiotyki wynikły z ich nadużywania (nie tylko w lecznictwie), ale tam
to spostrzeżono i coś się z tym robi.
I po co mamy powielać ich stare błędy, skoro możemy ich uniknąć.:-)

>Zachwycano się tak samo, jak czym? Proszę o wyjaśnienie.
Jak każdym nowowprowadzanym lekiem (taki skuteczny i bezpieczny).
Nihil novi. Więc nie można się zachwycać np. fluorochinolonami III i IV
generacji czy oksazolidynonami, bo życie boleśnie zweryfikuje te
oczekiwania.

>To już jest poważny zarzut. Proponuję udowodnienie, że tak się dzieje
>NAJCZĘŚCIEJ - fakty, liczby i t.d.
Ciekawy temat badawczy dla socjologów medycyny - może ankietować
reprezentatywną grupę lekarzy i akwizytorów farmaceutycznych.:-)
Zresztą nawet, gdy to nie jest najczęstsze, to jakie mamy inne
możliwości:
- wiedza uzyskana podczas studiów, specjalizacji - w Polsce po pierwsze
mamy w medycynie (szczególnie klinicznej) "szkolarskość", po drugie
czynnik czasowy;
- "własne doświadczenie", które sprowadza się do "wieloletniego
powtarzania tych samych błędów z coraz większym przekonaniem;
- "owczy pęd" - "Wszyscy sobie to chwalą a ja jeszcze nie stosuję.".
Zadam inne pytanie - ilu lekarzy żąda od firmy SZCZEGÓŁOWYCH opisów
danego leku (poza materiałami reklamowymi i skrótowymi ulotkami) z
odnośnikami do publikacji - mają do tego prawo.

>Po reakcji widzę, że ubodło. Więc jednak prawdziwe (że wspaniałe, to
>nie twierdzę - zachowujmy jednak umiar). Żeby się DOkształać, to
>trzeba mieć najpierw WYkształcenie.
A widzę, że i ja trafiłem - winne są:
- uczelnie,
- specjalizacje,
- rodzice,
- szkoły.
A biedny lekarz to ofiara złego systemu. I owszem system jest zły, ale i
lekarze nie są bez winy.
I bynajmniej np. takich uczelni nie usprawiedliwiam, ale skoro ktoś
skończył te studia i uzyskał specjalizację, to nie skończył nauki, tylko
ją zaczął.

>Gdzie napisałem, że zdobywanie wiedzy ma się kończyć na studiach?
Napisałeś, że wiedza lekarzy jest taka sama, jak wiedza asystentów etc.,
więc ja to tak zinterpretowałem.

[Ciach patofizjologia]
> Czy nadal twoim zdaniem poziom wiedzy i zaangażowania
>asystentów Akademii Medycznych nie rzutuje na poziom przyszłej wiedzy
>lekarzy?
Bynajmniej nie twierdzę, że nie, ale "jacy asytenci, tacy studenci i
jacy studenci, tacy asystenci" - czyli większości studentów tacy
asystenci niestety odpowiadają.:-(
Zauważ, jaki odsetek studentów ściąga chociażby (i szkodzi w ten sposób
sobie).
Ilu "ważność" przedmiotów ocenia na podstawie "ostrości"
profesorów/asystentów (przecież studenci to są ludzie dorośli, więc
chyba nie potrzeba im knuta?).
I możnaby tak ciągnąć dalej.:-)))
Tylko, że studia powinny być nie szkółką, gdzie "pani" zadaje i potem
sprawdza, czy dzieci odrobiły, tylko miejscem, gdzie się ktoś uczy
samemu a uczelnia mu tylko pomaga i w tym duchu powinni się zreformować
zarówno asystenci, jak i studenci.

>Jako niewierzący nie uważam, że trzeba się tylko modlić - na ogół
>wystarczy obserwować.
W niektórych przypadkach nie będzie czasu na obserwację.:-)))
--
Zjadający "przyjaciół" politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
Zwolennik deekspierdyzacji Usenetu.

Usuń "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego adresu w nagłówku.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


33. Data: 2003-05-04 07:46:18

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: JB <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

On 4 May 2003 00:27:39 +0200, x...@p...onet.pl wrote:

Zdaje sie, że nie całkiem.

>> - leczenie kataru siennego Depo-Medrolem przez lekarza rodzinnego w USA
>
>No ta kwestie , z pomoca Piotra to juz sobie wyjasnilismy...
>

Nie ma tam takiego stwierdzenia. Jest stwierdzenie: oszczędzał na rtg?
Dla ułatwienia: to co widać na końcu rzeczonego stwierdzenia, to znak
zapytania.

>A teraz tez umiem odczytac reszte tej historii. Kluczem dla mnie jest
>stwierdzenie : >>oszczedzajac na rtg<< . Kazde badanie RTG dla mieszkanca
>Kanady jest bezplatne !
>

Historia oczywiście do bani. Nikt badania rtg nie zalecił (przy
okazji: matka zwróciła też uwagę na to, że lekarz nie zbadał np.
węzłów chłonnych dziecka). Zalecono tylko paracetamol, tłumacząc, że
to tylko przeziębienie. Ponieważ gorączka rosła i dziecko czuło się
coraz gorzej, ponownie poszła do lekarza i ponownie została
zapewniona, że to przeziębienie. Ponieważ matka jest lekarzem
(wprawdzie dermatologiem, ale czuła, że coś nie gra) wsadziła dziecko
do samolotu i odesłała do Polski. Czy i ile płaciła - tego nie wiem,
bo nic nie wspominała.

>A wiec moim zdaniem historia wyglada tak.
>
>Wspomniany 6 latek przylecial w odwiedziny do Kanady z Polski. Zachorowal. Co
>wcale nie jest niczym nadzwyczajnym. Poszedl do lekarza rodzinnego w tym kraju.
>Lekarz dal acetaminophen i skierowal na RTG ( trwa to , w moim przypadku cos
>kolo pol godziny - godzine). Tutaj matka dowiedziala sie, ze RTG bedzie
>kosztowac stowe. I o ile mogla przebolec $30 dla lekarza, to stowa. juz stala
>sie problemem.
>

Bez komentarza.

>Bo Polacy, przyjedzajacy w odwiedziny, do Kanady, wcale nie zdaja sobie sprawe,
>ile leczenie w tym kraju moze kosztowac. Jak juz wykupuja polise
>ubezpieczeniowa, to taka najtansza, na $20.000.
>

No więc nie dowiedziała się, że dziecko ma zapalenie płuc...

>Przypuszczalnie dowiedziala sie, tez, ze jezeli dziecko ma zapalenie pluc, to
>winno byc przyjete do szpitala ( bo tak sie tutaj robi). A szpital kosztuje od
>$400 do ponad $1000 dziennie. Nie liczyc oplat dla lekarzy, ktorzy pobieraja
>osobno.

Nie leczę dzieci, ale prosto z lotniska dziecko trafiło do szpitala,
więc zakładam, że stan ten taki znowu lekki nie był. Podejrzenie
zapalenia płuc wysunął lekarz izby przyjęć na podstawie badania
przedmiotowego i podmiotowego, a potwierdził to badaniem rtg. Podanie
antybiotyku spowodowało szybką poprawę.

>
>No wiec jak matka sie o tym wszystkim dowiedziala to wsadzila dziecko do
>samolotu i odeslala do Polski. Widocznie nie bylo dziecko w stanie ciezkim -
>skoro podroz znioslo. Co tylko uprawdopadabnia moja interpretacje, ze chodzilo
>tutaj o sprawe wirusowa.
>

W Polsce nie. A w Kanadzie tak się leczy?

>Czy w Polsce wirusowe zapalenie pluc leczy sie u 6 letniego dziecka
>antybiotykami ?
>

Dobrze, jeśli o tym wie. A wiedzieć nie musi.

>Jezeli pacjent jest chory-chory to zawsze moze w Kanadzie zglosic sie
>bezposrednio do szpitala. Nie potrzeba zadnego skierowania. Od nikogo... Co
>rowniez odnosi sie do 6-latka z zapaleniem pluc.
>

Jak już wspomniałem - interpretacja do bani.

>Taka jest moja interpretacja wydarzen. Jezeli sie myle, no to mowi sie trudno.
>W kazdym razie tak to wyglada w porownaniu z realiami kanadyjskimi.

Jak ktoś nie jest "permanent resident" to widać ucieka, zwłaszcza gdy
cudna kanadyjska medycyna mu nie pomaga.

>Zaden "permanent resident" ( w tym i obywatel Kanady) nie wysle dziecka do
>Polski, jak mu lekarz rodzinny nie bedzie leczyl dziacka w sposob przez niego
>oczekiwany. Pojdzie do drugiego lekarza rodzinnego, albo do pediatry, albo do
>szpitala i poprosi o "druga opinie" ( lub nawet trzecia). Nazywa sie to "zasada
>wolnego wyboru lekarza".
>
>

No tak - głupia kobieta rzuca kalumnie na nieomylnych kanadyjskich
lekarzy.

>Przypuszczam, ze mamusia opowiada te bajeczki, po to tylko, aby usprawiedliwoc
>swoja oczywista lekkomyslnosc ( w postaci nie zabezpieczenia ubezpieczenia
>chorobowego).
>
>
>> - pacjent z pociskiem rewolwerowym w jamie opłucnowej zaopatrzony plastrem
>> w brytyjskim szpitalu i t.d.
>

W czasie jakiegoś ulicznego zbiegowiska w Londynie (jakaś parada, czy
coś w tym rodzaju) facet poczuł bardzo silne uderzenie w klatkę
piersiową. Ponieważ bardzo bolało, było mu duszno i poleciała krew
poszedł na izbę przyjęć (czy jak się to tam nazywa). Tam ranę przemyto
i naklejono opatrunek. Ponieważ pomimo zagojenia się rany i ustąpienia
duszności nadal odczuwał ból, po przyjeździe do Polski zgłosił się do
lekarza - ten zlecił rtg, które wykazało obecność ciała obcego (kuli
rewolwerowej małego kalibru, jak się potem okazało) w jamie
opłucnowej. Przypadek znam z prezentacji w Inst. Chorób Płuc lub
którejś z klinik torakochirurgicznych, więc więcej szczegółow podać
nie umiem.

>Radbym poznac blizsze fakty.
>
>> No i co z tego wynika? Ano tylko to, żeby uważać osądami. I nic poza tym.
>>
>
>

Właśnie, właśnie.

>A no wlasnie, wlasnie !!!
>


JB

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


34. Data: 2003-05-04 08:15:47

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: "Adam" <s...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

> sie, ze jak czegos nie da zostanie opisany tak jak ja
> np. w "Gazecie Wyborczej" (czy jest na tej liscie jakis
> redaktor z "Gazety Wyborczej", ktora nmnie oczernila?)

Zapisz sie do SLD albo zapusc pejsy i GW bedzie o Tobie dobrze
pisala ;)

Adas


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


35. Data: 2003-05-04 08:16:18

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: JB <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

On Sun, 04 May 2003 09:28:33 +0200, Artur Drzewiecki
<d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> wrote:


>Tedy przepraszam i GRZECZNIE proszę, żebyś przy odpowiadaniu na moje
>posty pisał pod cytatem.

No i wszystko gra.

>Opieram się na opiniach farmakologów i mikrobiologów, jak chociażby:
>- prof. Dzierżanowskiej,
>- prof. Hryniewicz,
>- prof. Meszarosa
>którzy znają w miarę statystyki zużycia antybiotyków różnych grup w
>całej Polsce.

I o to "w miarę" właśnie chodzi - proponuję unikania kategorycznych
stwierdzeń.

>
>>Czyżbym twierdził coś innego? Ponawiam pytanie: jaki to ma związek z
>>poprzednim mailem?
>Podałeś przykład niskiej oporności pałek G(-) izolowanych w Polsce na
>pefloksacynę, który de facto świadczy tylko o tym, że ten lek jest mało
>popularny w Polsce a nie o tym, że mamy lepszą "politykę antybiotykową",
>bo jej nie mamy w ogóle.:-)

Nie przypominam sobie bym twierdził, że mamy lepszą "politykę
antybiotykową" - przypuszczam, że faktycznie wcale jej nie mamy. Moją
intencją było zwrócenie uwagi na to, że Polska nie jest jedynym
krajem, w którym występuje zjawisko antybiotykooporności bakterii, a
bywa że jej nie ma.

>Owszem, dlatego przyjąć powinno się toksyczność porównywalną, czyli nie
>używać leków masowo choćby i z tego względu (abstrahuję od oporności na
>szerokostosowany lek).
>I zgadzam się, że w USA jest bardzo wysoki poziom oporności na
>antybiotyki wynikły z ich nadużywania (nie tylko w lecznictwie), ale tam
>to spostrzeżono i coś się z tym robi.
>I po co mamy powielać ich stare błędy, skoro możemy ich uniknąć.:-)

I znowu się zgadzam. Nie zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że
antybiotyki nowsze, są często bardziej toksyczne od starszych. Albo to
nieprawda (że często), albo nie wiadomo. I nic nadto.


>Jak każdym nowowprowadzanym lekiem (taki skuteczny i bezpieczny).
>Nihil novi. Więc nie można się zachwycać np. fluorochinolonami III i IV
>generacji czy oksazolidynonami, bo życie boleśnie zweryfikuje te
>oczekiwania.
>

Na tak, ale co to ma do rzeczy? Nie przypominam sobie, by w tym wątku
ktokolwiek zachwycał się jakimiś lekami .

>Ciekawy temat badawczy dla socjologów medycyny - może ankietować
>reprezentatywną grupę lekarzy i akwizytorów farmaceutycznych.:-)

Proponuję więc nie rzucać zbyt łatwo oskarżeń. Tym bardziej, że best
prescriberów może być niewielu (skoro mają być best), a opinia odnosi
się do wszystkich (to "najczęściej"). Mam kiepskie zdanie o
faktycznych standardach moralnych przyjmowanych przez polskie
środowisko medyczne, ale w tym wypadku poczułem się dotknięty
osobiście.

>Zresztą nawet, gdy to nie jest najczęstsze, to jakie mamy inne
>możliwości:
>- wiedza uzyskana podczas studiów, specjalizacji - w Polsce po pierwsze
>mamy w medycynie (szczególnie klinicznej) "szkolarskość", po drugie
>czynnik czasowy;
>- "własne doświadczenie", które sprowadza się do "wieloletniego
>powtarzania tych samych błędów z coraz większym przekonaniem;
>- "owczy pęd" - "Wszyscy sobie to chwalą a ja jeszcze nie stosuję.".
>Zadam inne pytanie - ilu lekarzy żąda od firmy SZCZEGÓŁOWYCH opisów
>danego leku (poza materiałami reklamowymi i skrótowymi ulotkami) z
>odnośnikami do publikacji - mają do tego prawo.

Ano prawda. Tylko jak się to ma do treści mojego postu?

>
>>Po reakcji widzę, że ubodło. Więc jednak prawdziwe (że wspaniałe, to
>>nie twierdzę - zachowujmy jednak umiar). Żeby się DOkształać, to
>>trzeba mieć najpierw WYkształcenie.
>A widzę, że i ja trafiłem - winne są:
>- uczelnie,
>- specjalizacje,
>- rodzice,
>- szkoły.
>A biedny lekarz to ofiara złego systemu. I owszem system jest zły, ale i
>lekarze nie są bez winy.
>I bynajmniej np. takich uczelni nie usprawiedliwiam, ale skoro ktoś
>skończył te studia i uzyskał specjalizację, to nie skończył nauki, tylko
>ją zaczął.
>

Oczywiście, że lekarze nie są bez winy. Jednak rozpoczynając studia są
istotami niewinnymi (dla ułatwienia pomińmy rodziców i szkoły, choć
oczywiście te czynniki też odgrywają rolę) i to w Akdemiach Medycznych
rozpoczyna się proces ich demoralizacji, jako lekarzy (jeśli uznać
rolę rodziców i szkoły, to powiedziałbym, że tutaj ten proces znacznie
się nasila).

>>Gdzie napisałem, że zdobywanie wiedzy ma się kończyć na studiach?
>Napisałeś, że wiedza lekarzy jest taka sama, jak wiedza asystentów etc.,
>więc ja to tak zinterpretowałem.
>

Błędna interpretacja. O co mi chodzi wyjaśniłem za pomocą przykładu
"patofizjologicznego".

>[Ciach patofizjologia]
>> Czy nadal twoim zdaniem poziom wiedzy i zaangażowania
>>asystentów Akademii Medycznych nie rzutuje na poziom przyszłej wiedzy
>>lekarzy?
>Bynajmniej nie twierdzę, że nie, ale "jacy asytenci, tacy studenci i
>jacy studenci, tacy asystenci" - czyli większości studentów tacy
>asystenci niestety odpowiadają.:-(

A pewnie, że odpowiadają. Czy mamy to uznać za normę do
zaakceptowania?

>Zauważ, jaki odsetek studentów ściąga chociażby (i szkodzi w ten sposób
>sobie).
>Ilu "ważność" przedmiotów ocenia na podstawie "ostrości"
>profesorów/asystentów (przecież studenci to są ludzie dorośli, więc
>chyba nie potrzeba im knuta?).
>I możnaby tak ciągnąć dalej.:-)))

A możnaby, ale to już chyba zahacza o kwestie cech narodowych (dla
jednych), czy demoralizacji przez komunizm (dla innych). Niebezpieczny
teren!

>Tylko, że studia powinny być nie szkółką, gdzie "pani" zadaje i potem
>sprawdza, czy dzieci odrobiły, tylko miejscem, gdzie się ktoś uczy
>samemu a uczelnia mu tylko pomaga i w tym duchu powinni się zreformować
>zarówno asystenci, jak i studenci.
>

Jednak ktoś tę reformę musi zacząć. Nie sądzę, by mogli to być
studenci (nawet gdyby chcieli).

>>Jako niewierzący nie uważam, że trzeba się tylko modlić - na ogół
>>wystarczy obserwować.
>W niektórych przypadkach nie będzie czasu na obserwację.:-)))

No cóż - to cóż, to już nieubłagane wyroki losu. Nie sądzę by modlitwa
była tu bardziej skuteczna.

JB

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


36. Data: 2003-05-04 08:18:19

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: JB <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Ejże, to jest pl.sci.medycyna, a nie pl.soc.polityka (o ile kwestię
pejsów można uznać za polityczną)!

JB

On Sun, 4 May 2003 10:15:47 +0200, "Adam" <s...@i...pl> wrote:

>> sie, ze jak czegos nie da zostanie opisany tak jak ja
>> np. w "Gazecie Wyborczej" (czy jest na tej liscie jakis
>> redaktor z "Gazety Wyborczej", ktora nmnie oczernila?)
>
>Zapisz sie do SLD albo zapusc pejsy i GW bedzie o Tobie dobrze
>pisala ;)
>
>Adas
>

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


37. Data: 2003-05-04 08:31:03

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: Artur Drzewiecki <d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> szukaj wiadomości tego autora

>No i wszystko gra.
Oki.:-)

>I o to "w miarę" właśnie chodzi - proponuję unikania kategorycznych
>stwierdzeń.
Stwierdzeniem jednoznacznym jest to, że oporność na te leki w Polsce
jest wyższa niż w USA czy UE (wg ich danych).

>Nie przypominam sobie bym twierdził, że mamy lepszą "politykę
>antybiotykową" - przypuszczam, że faktycznie wcale jej nie mamy.
Te drugie.:-(((

>Moją
>intencją było zwrócenie uwagi na to, że Polska nie jest jedynym
>krajem, w którym występuje zjawisko antybiotykooporności bakterii, a
>bywa że jej nie ma.
Tylko że u nas dalej obowiązuje zasada powielania czyichś błędów a w
zakresie antybiotykooporności mamy lepszy niż np. w USA punkt startu do
wprowadzenia właściwej polityki antybiotykowej.

>>I po co mamy powielać ich stare błędy, skoro możemy ich uniknąć.:-)
>
>I znowu się zgadzam. Nie zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że
>antybiotyki nowsze, są często bardziej toksyczne od starszych. Albo to
>nieprawda (że często), albo nie wiadomo. I nic nadto.
Ja optuję za nie wiadomo i dlatego właśnie lepiej nie stosować nowszych
zbyt chętnie - na szczęście limitują nas finanse.

>>Jak każdym nowowprowadzanym lekiem (taki skuteczny i bezpieczny).
>>Nihil novi. Więc nie można się zachwycać np. fluorochinolonami III i IV
>>generacji czy oksazolidynonami, bo życie boleśnie zweryfikuje te
>>oczekiwania.
>
>Na tak, ale co to ma do rzeczy? Nie przypominam sobie, by w tym wątku
>ktokolwiek zachwycał się jakimiś lekami .
Założyłeś a priori, że nowe antybiotyki są mniej toksyczne od starych a
to element "zachwytu".:-)
A sam przyznałeś, że nie wiadomo do końca.

>Proponuję więc nie rzucać zbyt łatwo oskarżeń. Tym bardziej, że best
>prescriberów może być niewielu (skoro mają być best), a opinia odnosi
>się do wszystkich (to "najczęściej"). Mam kiepskie zdanie o
>faktycznych standardach moralnych przyjmowanych przez polskie
>środowisko medyczne, ale w tym wypadku poczułem się dotknięty
>osobiście.
A to przepraszam.

>Ano prawda. Tylko jak się to ma do treści mojego postu?
W jednym z poprzednich postów, gdy powiedziałem, że w Polsce nie ma
dobrych danych do prowadzenia terapii empirycznej, Ty odpowiedziałeś, że
"Każdy orze jak może".
To co powyżej to po prostu są te "możliwości".:-)

>Błędna interpretacja. O co mi chodzi wyjaśniłem za pomocą przykładu
>"patofizjologicznego".
Teraz to wiem.:-)

>>Bynajmniej nie twierdzę, że nie, ale "jacy asytenci, tacy studenci i
>>jacy studenci, tacy asystenci" - czyli większości studentów tacy
>>asystenci niestety odpowiadają.:-(
>
>A pewnie, że odpowiadają. Czy mamy to uznać za normę do
>zaakceptowania?
Bynajmniej - po prostu to jest przykład wzajemnej zależności.

>>>Jako niewierzący nie uważam, że trzeba się tylko modlić - na ogół
>>>wystarczy obserwować.
>>W niektórych przypadkach nie będzie czasu na obserwację.:-)))
>
>No cóż - to cóż, to już nieubłagane wyroki losu. Nie sądzę by modlitwa
>była tu bardziej skuteczna.
A to stanowi kwestię indywidualnych cech.:-)
--
Zjadający "przyjaciół" politycznie niepoprawny Artur Drzewiecki.
Zwolennik deekspierdyzacji Usenetu.

Usuń "nie.", "cierpie.", "spamu." i ".qvx" z mego adresu w nagłówku.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


38. Data: 2003-05-04 09:10:18

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: JB <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

On Sun, 04 May 2003 10:31:03 +0200, Artur Drzewiecki
<d...@n...poczta.cierpie.onet.spamu.pl.qvx> wrote:

>Stwierdzeniem jednoznacznym jest to, że oporność na te leki w Polsce
>jest wyższa niż w USA czy UE (wg ich danych).
>

No tak, ale dyskusja dotyczyła tego, czy są stosowane chętnie.

>Tylko że u nas dalej obowiązuje zasada powielania czyichś błędów a w
>zakresie antybiotykooporności mamy lepszy niż np. w USA punkt startu do
>wprowadzenia właściwej polityki antybiotykowej.
>

Co stoi na przeszkodzie jej wprowadzeniu (pytam zupełnie na serio)?

>>>I po co mamy powielać ich stare błędy, skoro możemy ich uniknąć.:-)
>>
>>I znowu się zgadzam. Nie zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że
>>antybiotyki nowsze, są często bardziej toksyczne od starszych. Albo to
>>nieprawda (że często), albo nie wiadomo. I nic nadto.

>Ja optuję za nie wiadomo i dlatego właśnie lepiej nie stosować nowszych
>zbyt chętnie - na szczęście limitują nas finanse.

Ja też za tym optuję, choć teoretycznie, bo w codziennej praktyce
posługuję się dosłownie kilkoma antybiotykami i to takimi w średnim
wieku. Na szczęście mam uznane na całym świecie standardy i alorytmy,
dzięki czemu nie muszę się za każdym razem od nowa zastanawiać...

>
>>>Jak każdym nowowprowadzanym lekiem (taki skuteczny i bezpieczny).
>>>Nihil novi. Więc nie można się zachwycać np. fluorochinolonami III i IV
>>>generacji czy oksazolidynonami, bo życie boleśnie zweryfikuje te
>>>oczekiwania.
>>
>>Na tak, ale co to ma do rzeczy? Nie przypominam sobie, by w tym wątku
>>ktokolwiek zachwycał się jakimiś lekami .
>Założyłeś a priori, że nowe antybiotyki są mniej toksyczne od starych a
>to element "zachwytu".:-)
>A sam przyznałeś, że nie wiadomo do końca.

No niezupełnie. Zareagowałem tylko na stwierdzenie, że "nowsze" są
bardziej toksyczne od "starszych". Do zachwytu, to jeszcze kawał
drogi, choć muszę przyznać, że podobają mi się (teoretycznie z powodów
j.w.)


>>Ano prawda. Tylko jak się to ma do treści mojego postu?
>W jednym z poprzednich postów, gdy powiedziałem, że w Polsce nie ma
>dobrych danych do prowadzenia terapii empirycznej, Ty odpowiedziałeś, że
>"Każdy orze jak może".
>To co powyżej to po prostu są te "możliwości".:-)
>

Ale tak poprostu jest, niezależnie od tego czy to dobrze, czy źle.
Antybiotykoterapia to jedynie wycinek całości interny (pozostanę przy
tej dziedzinie), a pamiętam, że zdarzało się, iż prawie jednocześnie
publikowane były artykuły zawierające wzajemnie sprzeczne zalecenia,
co do leczenia zapaleń gardła - przeciętny lekarz (nieprzeciętny chyba
też) nie jest tego w stanie śledzić, bo przecież dysponuje ograniczoną
ilością czasu, a warto żeby poczytał też coś o cukrzycy czy
nadciśnieniu i t.d. Dla wielu sytuacji nie ma standardów, albo podważa
się ich zasadność (byłem na wykładzie, na którym jeden z autorów
standardu leczenia zakażeń układu moczowego dezawuował zawarte w nim
zalecenia i proponował własne rozwiązania). No więc każdy orze, jak
może.

>>>Bynajmniej nie twierdzę, że nie, ale "jacy asytenci, tacy studenci i
>>>jacy studenci, tacy asystenci" - czyli większości studentów tacy
>>>asystenci niestety odpowiadają.:-(
>>
>>A pewnie, że odpowiadają. Czy mamy to uznać za normę do
>>zaakceptowania?
>Bynajmniej - po prostu to jest przykład wzajemnej zależności.
>

Załóżmy, że nie da się ustalić pierwotnego kierunku tej zależności.
Uważam, jednak że inicjatywa na rzecz zmiany stanu rzeczy może wyjść
tylko ze strony uczelni - pozycja studentów jest zbyt słaba.

>>>>Jako niewierzący nie uważam, że trzeba się tylko modlić - na ogół
>>>>wystarczy obserwować.
>>>W niektórych przypadkach nie będzie czasu na obserwację.:-)))
>>
>>No cóż - to cóż, to już nieubłagane wyroki losu. Nie sądzę by modlitwa
>>była tu bardziej skuteczna.
>A to stanowi kwestię indywidualnych cech.:-)

Amen.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


39. Data: 2003-05-04 09:45:38

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: x...@p...onet.pl szukaj wiadomości tego autora

JB wrote:
>
> Zdaje sie, że nie całkiem.
>
> >> - leczenie kataru siennego Depo-Medrolem przez lekarza rodzinnego w USA
> >
> >No ta kwestie , z pomoca Piotra to juz sobie wyjasnilismy...
> >
>
> Nie ma tam takiego stwierdzenia.

Dla mnie sprawa jest wyjasniona. Czasami stosuje sie rowniez KENALOG.


> Jest stwierdzenie: oszczędzał na rtg?
> Dla ułatwienia: to co widać na końcu rzeczonego stwierdzenia, to znak
> zapytania.

Ja uzywam Agenta, ktory nie rozpoznaje "narodowych" fonts. Musialbym miec zbyt
wiele tych fonts zainstalowanych... Wiec pozostaje przy znakach ASCII (lub
powiedzmy ) = przy literach alfabetu lacinskiego. Jezeli cos przeoczylem to
przepraszam.


> >
>
> Historia oczywiście do bani. Nikt badania rtg nie zalecił (przy
> okazji: matka zwróciła też uwagę na to, że lekarz nie zbadał np.
> węzłów chłonnych dziecka). Zalecono tylko paracetamol, tłumacząc, że
> to tylko przeziębienie. Ponieważ gorączka rosła i dziecko czuło się
> coraz gorzej, ponownie poszła do lekarza i ponownie została
> zapewniona, że to przeziębienie. Ponieważ matka jest lekarzem
> (wprawdzie dermatologiem, ale czuła, że coś nie gra) wsadziła dziecko
> do samolotu i odesłała do Polski. Czy i ile płaciła - tego nie wiem,
> bo nic nie wspominała.

No tak, typowe podejscie dla "polskiego odwiedzajacego". Zwazywszy, ze miedzy
Kanada i Polska jest pare tysiecy kilometrow. I trwa taka podroz (nawet z
Toronto) wiecej niz 8 godzin.
Niestety nie buduje to zaufania do polskich lekarzy, a dermatologow w
szczegolnosci. Zwazywszy, ze bez problemow, jak pisalem, mogla matka wziasc
dziecko do kazdego innego FP lub do pediatry. Tylko, ze to oczywiscie
kosztuje.... !



>
> Nie leczę dzieci, ale prosto z lotniska dziecko trafiło do szpitala,
> więc zakładam, że stan ten taki znowu lekki nie był. Podejrzenie
> zapalenia płuc wysunął lekarz izby przyjęć na podstawie badania
> przedmiotowego i podmiotowego, a potwierdził to badaniem rtg. Podanie
> antybiotyku spowodowało szybką poprawę.

Nie uwazasz, ze po spedzeniu ponad 8 godzin w samolocie, przy nienajlepszej
wentylacji (jakby nie bylo) = stan pacjenta nie ulegl poprawie. Co wiecej -
szanse superinfekcji bakteryjnej byly wcale solidne ?

>
> >
> >No wiec jak matka sie o tym wszystkim dowiedziala to wsadzila dziecko do
> >samolotu i odeslala do Polski. Widocznie nie bylo dziecko w stanie ciezkim -
> >skoro podroz znioslo. Co tylko uprawdopadabnia moja interpretacje,
> > ze chodzilo
> >tutaj o sprawe wirusowa.
> >
>
> W Polsce nie. A w Kanadzie tak się leczy?

Sames sobie odpowiedzial.

>
> >Czy w Polsce wirusowe zapalenie pluc leczy sie u 6 letniego dziecka
> >antybiotykami ?
> >
>
> Dobrze, jeśli o tym wie. A wiedzieć nie musi.

A moze warto czasami. Czy w Polsce nie robi sie serologii na wirusy ?

>
> >Jezeli pacjent jest chory-chory to zawsze moze w Kanadzie zglosic sie
> >bezposrednio do szpitala. Nie potrzeba zadnego skierowania. Od nikogo... Co
> >rowniez odnosi sie do 6-latka z zapaleniem pluc.
> >
>
> Jak już wspomniałem - interpretacja do bani.

Widocznie jest Ci tak wygodnie. Ale niestety ta Twoja interpretacja nie ma nic
wspolnego z kanadyjska rzeczywistoscia.

>

> Jak ktoś nie jest "permanent resident" to widać ucieka, zwłaszcza gdy
> cudna kanadyjska medycyna mu nie pomaga.

Bo widzisz, w gre wchodzi to co dla mnie nie jest wazne. A mianowicie forsa. Bo
ten ktory tutaj nie mieszka na stale to nie jest objety bezplatnym leczeniem.
Tak jest , na przyklad w odniesieniu do dermatologow z Polski. Zamiast isc do
innego FP lub pediatry - co trwa pol godziny, a w wiejskim terenie - godzine =
wola wsadzic dziecko z zapaleniem pluc do samolotu i wyslac je na wielogodzinna
podroz. Zeby tylko nie zaplacic tych paru marnych dolarow !

>
> >Zaden "permanent resident" ( w tym i obywatel Kanady) nie wysle dziecka do
> >Polski, jak mu lekarz rodzinny nie bedzie leczyl dziacka w sposob
> przez niego oczekiwany. Pojdzie do drugiego lekarza rodzinnego,
> albo do pediatry, albo do szpitala i poprosi o "druga opinie"
> ( lub nawet trzecia). Nazywa sie to "zasada
> >wolnego wyboru lekarza".
> >
> >
>
> No tak - głupia kobieta rzuca kalumnie na nieomylnych kanadyjskich
> lekarzy.

Nie bede komentowal uwag na temat madrosci tej lekarki-dermatologa z Polski. Bo
to sie samo rzuca w oczy.
Czy lekarze kanadyjscy sa nieomylni = tez nie bede sie wypowiadal. Bo trzeba by
bylo znac ta "druga strone" tej opowiesci, a nie tylko Twoja. Wierze, ze po
paru godzinach podrozy samolotem dziecko mialo zapalenie pluc. Czy wirusowe czy
bakteryjne = tego nie wiadomo. Poprawa po podaniu antybiotykow moze, ale nie
musi, byc dowodem bakteryjnosci infekcji.

O czym powinni wiedziec nawet polscy studenci medycyny.



>
> >Przypuszczam, ze mamusia opowiada te bajeczki, po to tylko, aby
> usprawiedliwoc
> >swoja oczywista lekkomyslnosc ( w postaci nie zabezpieczenia ubezpieczenia
> >chorobowego).
> >

Co wlasnie bylo do okazania.


> >
> >> - pacjent z pociskiem rewolwerowym w jamie opłucnowej zaopatrzony plastrem
> >> w brytyjskim szpitalu i t.d.
> >
>
> W czasie jakiegoś ulicznego zbiegowiska w Londynie (jakaś parada, czy
> coś w tym rodzaju) facet poczuł bardzo silne uderzenie w klatkę
> piersiową. Ponieważ bardzo bolało, było mu duszno i poleciała krew
> poszedł na izbę przyjęć (czy jak się to tam nazywa). Tam ranę przemyto
> i naklejono opatrunek. Ponieważ pomimo zagojenia się rany i ustąpienia
> duszności nadal odczuwał ból, po przyjeździe do Polski zgłosił się do
> lekarza - ten zlecił rtg, które wykazało obecność ciała obcego (kuli
> rewolwerowej małego kalibru, jak się potem okazało) w jamie
> opłucnowej. Przypadek znam z prezentacji w Inst. Chorób Płuc lub
> którejś z klinik torakochirurgicznych, więc więcej szczegółow podać
> nie umiem.
>


Zdarza sie ... Nie slyszales o pomylkach ? Swoja droga ciekawa historyjka o tym
jak ktos zapomnial wsadzic sonde do rany klatki piersiowej ( jezeli juz nie
zrobic RTG klatki piersiowej).

W kwestii AZITHROMYCYNY : widze, ze moja literowka bardzo Ciebie podnieca.
Przyjmij wiec do wiadomosci, ze wiem o tym jak sie ten antybiotyk nazywa w
Polsce, Rosji i paru innych okolicznych krajach z tej prostej okolicznosci, ze
na jego temat toczyla sie dwa lata temu dyskusja na lamach pl.sci.medycyna i
wtedy na temat tego antybiotuku zabieralem glos. Stad tez znam ta nazwe.

Zreszta moze to Ciebie zainteresuje, iz wtedy bronilem "amerykanskiego" sposobu
dawkowania tego srodka. Po dwoch latach jednak zmienilem zdanie. Otoz okazalo
sie, ze sposob "amerykanski" powoduje powstawanie wiekszej liczby odpornych
patogenow niz sposob "rosyjski". Co spowodowalo to, ze FDA i wytworca zmienily
zalecenia odnosnie dawkowania. Co z zainteresowaniem zanotowalem.

Nie mysl jednak, ze mnie, jako "kanadyjczyka" ta kwestia bardzo obchodzi. Bo
Kanada tym sie rozni od USA, iz najpopularniejszym antybiotykiem u nich jest
AZITHROMYCIN, a u nas CLARITHROMYCIN ( biaxin). I ja osobiscie nie musialem
zmieniac swoich zwyczajow przy przepisywaniu leku. Poniewaz oba antybiotyki sa
makrolidami, wiec jest to w gruncie rzeczy wszystko jedno.

ZYRTEC nazywa sie w Ameryce Polnocnej REACTIN . Jak to to sie nazywa w
Pakistanie czy Bangladeshu to ja nie wiem. Jezeli Ciebie to interesuje to mozna
te wiadomosci sprawdzic na WWW, ale wymaga to znajomosci paru dodatkowych
jezykow, ktorych ja moze nie posiadam.

Dlaczego ACETAMINOPHEN nazywa sie w Ameryce polnocnej czasami ACETAMINOPHEN,
czasami TYLENOL , a w Polsce nazywa sie PANADOL to mniej wiecej wiadomo. I
mysle, ze to Ty tez rozumiesz, wiec nie bede sie rozwodzil. W kazdym razie nie
moglem znalezc w spisie kanadyjskim tej nazwy, a napisales, ze w Kanadzie
pacjent nim byl leczony. Stad moje zapytanie, zreszta bardzo uprzejme.

Na zakonczenie chcialbym sie, nieco zartobliwie, ustosunkowac do Twoich uwag
odnosnie tego, jaka to jest lesna Alberta. Co moze ( na przyklad w Twoim
umysle) byc dowodem na to, jaki to prymitywny poziom ma u nas medycyna.

Prawda jest , ze na obszarze ponad 600 tys. km jedna trzecia to lasy. Zreszta
byloby dziwnie, aby na przyklad Gory Skaliste byly pokryte pustyniami. Prawda
jest , ze na tym terytorium mieszka az 3 miliony mieszkancow (circa). Ze na
tych mieszkancow wypada blisko 20 aparatow MRI. W samym tylko Edmonton ( milion
mieszkancow) sa trzy aparaty PET. Ze obecnie zaczeto instalowac CT w malych
miejscowosciach, takich jak Hinton ( 20 tys. mieszkancow). Ze "computer data" z
tych skanerow beda szly zlaczem swiatlowodowym do najblizszego radiologa (ponad
200 km). Nie bede wdawal sie w dalsze szczegoly , bo to moze wygladac na
epatowanie ... Przyjmij jednak do wiadomosci iz, jak z powyzszego wynika, mamy
tutaj wcale solidna baze materialna, solidny dostep do wiedzy medycznej. Ja
robie CME z pomoca satelitarnego Internetu/ telewizji satelitarnej , miedzy
innymi . Aby sie dowiedziec, co robia lekarze i co wykryli w innych krajach.
Nie jestem w tym jedyny.

No i mamy bezplatna ( no prawie bezplatna) sluzbe zdrowia. Co wcale nie znaczy,
ze lekarze pracuja za grosze !

Takie sa niestety realia zycia w jednym z najbogatszych i najlepiej urzadzonych
krajow Swiata. Bo takie sa od wielu lat oceny UNDP, gdzie Kanada plasuje sie
stale albo na pierwszym miejscu, albo na trzecim.

Pozdrawiam serdecznie


dradam






--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


40. Data: 2003-05-04 10:01:54

Temat: Re: Czy lekarz był mądry?
Od: x...@p...onet.pl szukaj wiadomości tego autora

JB napisal :



>
> Co stoi na przeszkodzie jej wprowadzeniu (pytam zupełnie na serio)?
>
> >>>I po co mamy powielać ich stare błędy, skoro możemy ich uniknąć.:-)
(...)
>
> >Ja optuję za nie wiadomo i dlatego właśnie lepiej nie stosować nowszych
> >zbyt chętnie - na szczęście limitują nas finanse.
>
> Ja też za tym optuję, choć teoretycznie, bo w codziennej praktyce
> posługuję się dosłownie kilkoma antybiotykami i to takimi w średnim
> wieku. Na szczęście mam uznane na całym świecie standardy i alorytmy,
> dzięki czemu nie muszę się za każdym razem od nowa zastanawiać...

No tak, widze, ze nie zdajesz sobie sprawy z tego, ze w nowoczesnej medycynie
nalezy sie poslugiwac nie kilkoma, ale kilkunastoma antybiotykami ( o ile nie
wieksza iloscia). Ale nie to jest najwazniejsze :

- co kwartal - pol roku dostaje z regionalnego laboratorium zestawienie
antybiotykoopornosci patogenow w naszej populacji, mieszkancow regionu. Raz do
roku dostaje wykaz zalecanych, w zaleznosci od rodzaju infekcji
(umiejscowienia) i patogenu - antybiotykow. Po prostu pare osob nad tym siedzi
i to przygotowywuje. I dlatego odpornosc na antybiotyki( antiviral drugs)
bakterii i wirusow spada, a nie rosnie.


I to sie OPLACA ! W sensie ludzkim , a takze finansowym.

>
>
> >>Ano prawda. Tylko jak się to ma do treści mojego postu?
> >W jednym z poprzednich postów, gdy powiedziałem, że w Polsce nie ma
> >dobrych danych do prowadzenia terapii empirycznej, Ty odpowiedziałeś, że
> >"Każdy orze jak może".
> >To co powyżej to po prostu są te "możliwości".:-)
> >

Z tym sie zgadzam. Ale wymaga to edukowania spoleczenstwa, miedzy innymi
poprzez pokazanie, iz nie zawsze podanie antybiotyku jest najlepszym sposobem
leczenia. I ze nawet w duuuzo bogatszych krajach sie nie wyrzuca antybiotykow
byle jak i byle gdzie...


>
> Załóżmy, że nie da się ustalić pierwotnego kierunku tej zależności.
> Uważam, jednak że inicjatywa na rzecz zmiany stanu rzeczy może wyjść
> tylko ze strony uczelni - pozycja studentów jest zbyt słaba.

No taak. Wlasnie napisalem powyzej. To pacjenci winni wymagac prawidlowego
leczenia. A najlepszym sposobem wymagania jest udostepnienie srodkow
materialnych, w tym i osiagalnosci wymazow ( w ciagu 48 godzin).

>

>
> Amen.

Amen.

Pozdrawiam

dradam


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5 ... 7


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

SARS - ctrl C, ctrl V
klinika > operacja plastyczna
rezonans magnetyczny
Znowu alkohol
Krwawie i nie wiem czemu?Pomozcie!!!

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Demokracja antyludowa?
Semaglutyd
Czym w uk zastąpić Enterol ?
Robot da Vinci
Re: Serce - które z badań zrobić ?

zobacz wszyskie »