| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-11-07 14:54:52
Temat: Re: Czy to się skończy...?Ewa wrote:
[...]
> zaczną ci drętwieć nogi, ręce to pomyśl że to przecież tylko twoja
> wyobraźnia i że tak naprawdę nic ci się nie stanie. Zajmij się czymś
> - ja zawsze grzebałam w plecaku, w torbie, szłam gdzieś, pytałam się
> ludzi o jakieś pierdoły - od razu jak tylko takie myśli mnie
> nachodziły.
Jestem w stanie czymś się zająć ale do czasu kiedy nie wystąpią pierwsze
objawy arytmii. Dzisiaj i wczoraj było wręcz beznadziejnie - dziś ze szkoły
musiałem wrócić taksówką bo nie byłem w stanie jechać autem. Przez prawie
całą drogę puls 120-130 i co kilka uderzeń (często nierównych) ból i bardzo
nieprzyjemne uczucie kiedy serce wypada z rytmu... Najgorsze jest to, że
jednego dnia mogę być bardzo wystraszony i oprócz szybkiego bicia serca nic
się złego nie dzieje a innego wystarczy niewiele emocji - np. głośne
mówienie, szybki chód, niezbyt duży stres, żeby wystąpiła a. Nie wiem od
czego to zależy ale ostatnio najgorzej jest właśnie w weekendy...
[...]
> tu się wszystko zaczęło...niepotrzebnie wróciłeś do tego co było.
> Postaraj sobie wytłumaczyć że kiedyś było lepiej, że nie zawsze tak
> było i najważniejsze - że nigdy nie miałeś sytuacji bez wyjścia - nie
> musiałeś prosić o pomoc. Zawsze dojechałeś do domu, dojechałeś do
> pracy - pomimo twoich lęków i obaw. Powoli przestań analizować każdą
> sytuację w jakiej jesteś, pod kątem wzywania pogotowia.
Dojechałem ale czasem z "niespodzianką" i sporym przerażeniem.. Najgorsza
jest świadomość tego, że to może przyjść w każdym momencie jeżeli tylko
pojawi się stres. Może ale nie musi.
>> Gdy stałem w korku to myślałem sobie "co by
>> było gdyby dopadła mnie teraz arytmia" - strach i to potężny - "nie
>> mogę ruszyć się do przodu, nie mogę jechać do tyłu, do domu daleko,
>> do pracy też" - strach.
>
> nie panikuj! weź oddech, pomyśl że za chwilę strach przejdzie i
> wszystko będzie w porządku.
Z tym oddechem to jest dobry pomysł bo często stosuję tę metodę ale
wystarczy, że popatrzę się przez przednią szybę a mój niepokój wraca do
stanu poprzedniego... Czasem nawet staram się nie rozglądać tylko patrzę się
np. na siedzenie, drzwi i nie widzę wtedy za bardzo co się dookoła dzieje.
> Ja od strachu i lęków się uwolniłam i to bardzo dawno - sama. Wierz
> mi że było naprawdę ze mną tragicznie. Myślę że pomogły mi te dojazdy
> na studia - ( jeździłam na początku autem, bo to przecież
Mnie 2 lata temu pomogła praca. Teraz będę musiał poszukać nowej - bliżej
domu.
> bezpieczniej dla mojego zdrowia) i pozytywne myślenie. Jak już
> bedziesz gotowy to wpakuj się w ten korek i przekonaj się, że sam
> siebie nakręcasz i że tak naprawdę nic ci nie grozi!
Tydzień temu zrezygnowałem z jazdy gdy moja bardzo przelotowa trasa okazała
się zakorkowana - zawróciłem i nagle mój strach zmniejszył się do minimum -
poczułem się pewnie i znów zawróciłem w kierunku tego korka - niestety nawet
do niego dojechałem gdy znów musiałem zawrócić bo przerażenie pojawiło się
momentalnie... Gdy siedzę w domu to myślę sobie - "co to za problem stać w
korku, przecież możesz siedzieć i nie myśleć o złych rzeczach" - dlatego
nigdy nie mam problemów z wyjazdem ale gdy już wyjadę to nie jest wesoło...
Chciałbym myśleć, że mi nic nie grozi. Gdyby mnie brzuch bolał to nie byłoby
problemu ale gdy coś się złego z sercem dzieje to jest kiepsko bo wiadomo,
że z tym nie ma żartów...
A.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-11-07 18:15:57
Temat: Re: Czy to się skończy...?no i nic przeskrobał(a):
> Chciałbym myśleć, że mi nic nie grozi.
> Gdyby mnie brzuch bolał to nie byłoby problemu ale gdy coś się złego z
> sercem dzieje to jest kiepsko bo wiadomo, że z tym nie ma żartów...
Napisałeś, że byłeś u lekarza i nie stwierdził on żadnych nie prawidłowości
w pracy twojego serca. Tak? Więc idź jeszcze raz i upewnij się czy tak jest
faktycznie, byc może jak to zrobisz to troszkę się uspokoisz i dasz rade tym
wszystkim czarnym myślom które cię nachodzą. Wiem, że z sercem nie ma
żartów, ale gdyby faktycznie coś ci się miało tragicznego stać to juz dawno
wylądowałbyś na pogotowiu czy w szpitalu. Pomyśl!!!! Będąc w stresie
wszystko tylko pogarszasz, oprócz arytmii(? czy to potrwierdzone przez
lekarza?) nabawisz się jeszcze gorszych choróbsk - psychicznych również.
Więc podejdź to tego z głową, bo narazie pozwalasz by emocje tobą szarpały.
Głowa do góry bo nie jest tak źle.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-08 12:24:00
Temat: Re: Czy to się skończy...?Użytkownik "no i nic" <_...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cmjbbr$4co$1@news.dialog.net.pl...
Mi sie wydaje ze problem polega na tym, ze moze z jakiejs takiej samotnosci
czy czegos-tam,
nie czujesz sie pewnie i przez to popadasz w panike, co znowu nakreca
problemy.
A reakcja rodziny - to juz tylko skutki - zreszta arytmia podobno nie jest
grozna:
(za - wiem.onet.pl)
"
Arytmia, niemiarowość, zaburzenie polegające na nierównomiernym biciu serca.
Większość arytmii nie jest niebezpieczna dla zdrowia i życia...
"
Wszystko rozbija sie o jakąś przyczyny, ktora powoduje te Twoje stresy.
Te stresy to tylko skutek.
Moze brak oparcia w bliskich? Moze jakies problemy egzystencjalne?
Rodzina powinna Ci pomoc, a ona Cie jakby blokuje - moze podswiadomie
wiedza, ze zmierzasz sie z problemem ktory oni sami nie potrafia rozwiazac?
Pozdr,
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-08 12:25:51
Temat: Re: Czy to się skończy...?Użytkownik "elgar_mail" <e...@b...pl> napisał w wiadomości
news:1usev0xzzdpx5.wqrh2ftjwc86$.dlg@40tude.net...
> Dzięki temu nie
> czułbyś się całkiem bezradny /zdany na czyjąś łaskę, a mógłbyś poczuć
> pomocną dłoń innych. Może to zmniejszyłoby strach samotności.
Widze, ze wyczuwasz podobnie jak ja czyli moze sie nie pomylilem :)
- tutaj: brak "wycignietej reki", i odrobiny pomocy dla niego w trudnym
momencie.
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-08 16:12:26
Temat: Re: Czy to się skończy...?
>Użytkownik "no i nic" napisał kilka słow ...
Ja to widzę tak ...
Może by trochę w drugą stronę spróbować ?
Jeśli Twoim problemem jest samonapędzający się stres, to
może po prostu oswój się z myślą o śmierci ?
Arytmia arytmią, ale każdy może umrzeć w przypadkowej
zupełnie sytuacji. Warto może więc już teraz się na to
przygotować. To kwestia pewnego spokoju wewnętrznego.
Z tego, co mówisz, to jesteś wolnym ptakiem jeszcze
- nie masz dzieci, rodziny, która by od Ciebie zależała.
Wg. mnie "stosunkowo łatwo" jesteś w stanie wypracować
sobie tego typu podejście.
No bo stary - spójrzmy prawdzie w oczy - Ty naprawdę
możesz kipnąć w każdym momencie. Nic na to nie
poradzisz.
Najlepszym sposobem na oswajanie demonów jest
śmiech. Oczywiście w tej sytuacji najlepiej sprawdza się
ten z grupy wisielczych, czarny jak dotknięcie
Wiecznej Nocy.
Tej Pani i tak się nie wymkniesz, więc zasiądź z nią
do stołu i pograj w karty.
Śmiech i eksperyment z własnym lękiem ...
Wyobraź sobie, że leżysz w trumnie i Twoje serce przestaje
bić ...
Straszna, przerażająca myśl, co ? Nawet nie chcesz
się zbliżyć do takich eksperymentów. Wydaje Ci się, że
siłą myśli o zatrzymaniu serca rzeczywiście je zatrzymasz ...
Może jednak spróbuj ?
Pomyśl o śmierci jako o elemencie Twojego życia
a nie o swoim wrogu.
Polecam wiersze Poświatowskiej.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-08 22:22:28
Temat: Re: Czy to się skończy...?Duch wrote:
> Mi sie wydaje ze problem polega na tym, ze moze z jakiejs takiej
> samotnosci czy czegos-tam,
> nie czujesz sie pewnie i przez to popadasz w panike, co znowu nakreca
> problemy.
To może być prawda. Znajomych mam sporo ale na żywo widzę się z nimi bardzo
rzadko. Sporą część dnia spędzam sam - bez rodziców (są w pracy) ale w pracy
na szczęście są świetni ludzie, dzięki którym miło spędzam czas. Najgorzej
jest tuż przed wyjazdem do domu - mam ogromny lęk - obawę przed tym, że w
połowie drogi zatrzyma mi się auto albo ze stresu zacznie się arytmia. Pod
ręką mam telefon, mapę postojów taksówek i numery do wszystkich Radio-Taxi w
mieście...
> "
> Arytmia, niemiarowość, zaburzenie polegające na nierównomiernym biciu
> serca. Większość arytmii nie jest niebezpieczna dla zdrowia i życia...
> "
Na szczęście... Chociaż najgorsza jest świadomość tego, że wystarczy trochę
stresu po tym jak pierwszy raz serce wypadło z rytmu a arytmia może męczyć
mnie do chwili kiedy się nie uspokoję... a strach jest tak ogromny- taki że
nie jestem w stanie z nikim wtedy rozmawiać - paraliż.
> Wszystko rozbija sie o jakąś przyczyny, ktora powoduje te Twoje
> stresy.
> Te stresy to tylko skutek.
> Moze brak oparcia w bliskich? Moze jakies problemy egzystencjalne?
Chyba tak... te problemy to prawie od zawsze miałem. W szkole średniej
miałem taki trochę smieszny problem bo mam nieco krzywe nogi i obawiałem się
spacerów podczas wiatru bo wtedy było widać jaki jestem pokraczny. Teraz gdy
wieje silny to często dostaję arytmii - może w podświadomości to dalej tkwi
bo obecnie mam to gdzieś czy wyglądam pokracznie czy nie?
> Rodzina powinna Ci pomoc, a ona Cie jakby blokuje - moze podswiadomie
> wiedza, ze zmierzasz sie z problemem ktory oni sami nie potrafia
> rozwiazac?
Ojciec na szczęście pomaga... pokrzyczał ale chodzi do aptek po tabletki i
lekarzy załatwia. Jutro idę do lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie do
psychologa.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-09 08:01:52
Temat: Re: Czy to się skończy...?
Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cmo5t6$5sn$2@news.onet.pl...
>
>>Użytkownik "no i nic" napisał kilka słow ...
>
> Ja to widzę tak ...
> Może by trochę w drugą stronę spróbować ?
> Jeśli Twoim problemem jest samonapędzający się stres, to
> może po prostu oswój się z myślą o śmierci ?
>
> Arytmia arytmią, ale każdy może umrzeć w przypadkowej
> zupełnie sytuacji. Warto może więc już teraz się na to
> przygotować. To kwestia pewnego spokoju wewnętrznego.
>
> Z tego, co mówisz, to jesteś wolnym ptakiem jeszcze
> - nie masz dzieci, rodziny, która by od Ciebie zależała.
> Wg. mnie "stosunkowo łatwo" jesteś w stanie wypracować
> sobie tego typu podejście.
>
> No bo stary - spójrzmy prawdzie w oczy - Ty naprawdę
> możesz kipnąć w każdym momencie. Nic na to nie
> poradzisz.
>
To jest serio dobry pomysł :)
Chciałam tylko dodać że to że "możesz kipnąć w każdym momencie" nie ma
raczej nic wspólnego z Twoją arytmią.
Ale fakt - pomyśl ... przecież nikt z nas nie wie kiedy czeka go śmierć,
więc czym się przejmować?
Tak czy siak kiedyś umrzemy.
Znalazłam kiedyś stronę (raczej dla "wierzących" osób) na której dziewczyna
opisywała dokładnie takie same problemy jak Ty...
tyle tylko że strona ta uwieńczona była hasłem "Zaufaj Panu już dziś" - przy
takich nerwicach lękowych każdy sposób jest dobry by wrócić do
wcześniejszego "normalnego" życia.
Próbowałeś kiedyś przeczekać tą arytmie?
Pozdrawiam
Vicky
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-09 08:12:22
Temat: Re: Czy to się skończy...?
Użytkownik "no i nic" <_...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cmjbbr$4co$1@news.dialog.net.pl...
> (gdzie się udać itp...) - mają głęboko (przepraszam za słowo) w dupie to
co
> codziennie muszę przeżywać ("do pracy nie chce iść! do szkoły też! tylko
> żreć by chciał i siedzieć na tyłku!!! bo boi sie że mu serce mocno
zabije!")
To Twoi rodzice - za przeproszeniem - powinni sie leczyć!
Co to za rodzice, którzy nie potrafią zrozumieć Twojego problemu - umysł to
nie młot kowalski - psychika działa u każdego inaczej. Ja mam podobne
problemy z lękami i dołami, jednak moi blizcy potrafią mnie wysłuchać i w
tym mam lepiej.
POWODZENIA
CAT
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-09 10:07:59
Temat: Re: Czy to się skończy...?Vicky wrote:
[...]
> Próbowałeś kiedyś przeczekać tą arytmie?
Tak. Tylko raz mi się to udało - gdy poziom stresu "potrzebnego" do jej
wystąpienia był dosyć wysoki (w dni powszednie trudno jest mi ją "wywołać" -
w weekend - niesamowicie łatwo) - wtedy zjechałem z głównej drogi i widok
spokojnej ulicy nieco mnie uspokoił. Arytmia pomęczyła mnie jeszcze przez
kilka minut ale właśnie wspomniany wcześniej widok spacerujących ludzi,
parku, mostu w parku, domów uspokoił mnie na tyle, żebym mógł udać się z
powrotem do domu (a byłem tak spanikowany, że nie dałbym rady sam wrócić - i
to z połowy drogi do pracy). Może to kwestia tego, że przed wyjazdem wziąłem
większą dawkę tabletki na zmniejszenie pulsu i ciśnienia - a w weekendy
zdarza mi się wziąć tego nieco mniej...
Wiem, że trudno by mi było przeczekać arytmię gdybym np. zatrzymał się w
drodze z pracy do domu żeby się uspokoić. W głowie miałbym mnóstwo myśli np.
"ale do domu jeszcze daleko, noc taka ciemna, nie ma nigdzie ludzi, taksówka
w razie czego szybko nie przyjedzie a ty masz zawsze największy problem z
powrotem...". To tylko zależy od mojego nastawienia się do świata. Jeżeli
mam wyjątkowo dobry dzień to jadę w niemalże całkowitym luzie.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-11-09 10:11:10
Temat: Re: Czy to się skończy...?Catalyst wrote:
> To Twoi rodzice - za przeproszeniem - powinni sie leczyć!
> Co to za rodzice, którzy nie potrafią zrozumieć Twojego problemu -
> umysł to nie młot kowalski - psychika działa u każdego inaczej. Ja
> mam podobne problemy z lękami i dołami, jednak moi blizcy potrafią
> mnie wysłuchać i w tym mam lepiej.
Ojciec mnie zrozumiał - matce o tym już w ogóle nie mówię bo to wywołuje
tylko krzyk i 5 minutowe gadanie o tym, że sam sobie jestem winien i że
żaden psycholog mi nie pomoże...
> POWODZENIA
Dzięki.
A.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |