| « poprzedni wątek | następny wątek » |
41. Data: 2010-08-20 20:28:33
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
news:i4ik3c$57m$1@news.onet.pl...
> Będę musiał jeszcze uważnie przeczytać, co napisałaś (i co inni
> odpowiadali - przebijają się przez to istotne informacje o Tobie), tylko
> przeleciałem wzrokiem. Z czasem nie najlepiej ;)
U mnie też - nawet wolę odpowiedzi z kilkudniowym opóźnieniem, nie
zastanawiam się wtedy czy jeszcze wypada odpisać czy już nie i takie tam
śmieszne dylematy.
> Mam kilka obserwacji i pytań, ale potrzebuję więcej czasu - więc później
> :).
Sendera możesz pominąć spokojnie przy czytaniu :)
Jeżeli Ci się chce, na dzieciach toczyła się równolegle dyskusja o tym
samym. Ale nieco inaczej bo nie było tam pana S. Choć dziś doczytałam, że
moja ostrożność była zbędna bo i tak tam podczytuje.
> Tymczasem zadam tylko pytanie z półki 'lżejszych' i troche oderwanych od
> konkretu Twojej sytuacji. Oglądałaś może fili K-Pax z Bridgesem i Spacy'em
> ?
Raczej tak - bo mam tą płytkę w domu, ale już dawno i zupełnie nie pamiętam
o czym to.
> W filmie pojawiła sie bardzo ogólnie zarysowana wizja powiedzmy całkiem
> szcześliwej, zdrowej emocjonalnie społeczności, w której dzieci dorastały
> 'bez rodziców', tzn. było to społeczeństwo o bardzo silnie zakorzenionej
> idei 'wszystkie dzieci nasze są', każdy dorosły otaczał opieką dowolne
> dziecko, które akurat wymagało pomocy.
Taka sobie struktura pierwotnej pleminności. Do zrealizowania chyba tylko w
bardzo małych społecznościach i to raczej powiązanych więzami krwi.
> Przymykając oko na utopijność tej wizji, w szczególności kwestie
> materialne, a skupiając się na emocjonalnych - co sądzisz o takim modelu ?
W takim modelu właśnie kwestie materialne wydają mi się łatwiejsze do
rozwiązania niż emocjonalne (chyba, że ograniczyć liczbę dorosłych do kilku
a dzieci do kilkunastu najwyżej - tak, żeby każdy z każdtym mógł tworzyć
bliskie relacje).
Jak to sobie wyobrażam przy większej liczbie dzieci i dorosłych wychodzi mi
sytuacja emocjonalno-uczuciowa jak w dużym domu dziecka.
> Modelu, w którym więź emocjonalna rodzic-dziecko jest pozbawiona
> jednostkowych przywiązań ?
Zakładasz, że dziecko nie potrzebuje takiego jednostkowego wyjątkowego
przywiązania do rodziców (względnie conajwyżej kilku dorosłych, z którymi ma
częsty kontakt)?
Renata
Ps. Jeżeli to ma jakieś znaczenie: jest jedynakiem, ani moi ani męża bracia
nie mają własnych dzieci (jeden miałby realne szanse ale on akurat nie chce
się rozmnażać i nie lubi dzieci).
W naszym otoczeniu i otoczeniu dziadków nie ma dzieci poniżej 10 roku życia.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
42. Data: 2010-08-20 20:29:02
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
news:i4jc8k$ef4$1@news.onet.pl...
> widzę, że już za życia obrastam w legendy ;) niezłe, niezłe ...
Po prostu jesteś oryginalny i wyrazisty ;)
A poważnie facet zachował się jakby był o Ciebie zazdrosny - a myślałam, że
nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
43. Data: 2010-08-20 20:44:44
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "Sender" napisał w wiadomości
news:i4dsod$ln0$2@news.onet.pl...
>R pisze:
> > Może - ale lepiej od Ciebie wiem, co chciałam przekazać. Nie to, co
> > streściłeś.
> Tak? No to co chciałaś przekazać?
Coś innnego. Nie rozumiesz, trudno. Pewien grupowicz nauczył mnie
praktycznie, że jeżeli ktoś nie rozumie za pierwszym, góra drugim razem, to
nie warto się wysilać bo nie chce/nie jest w stanie zrozumieć.
> Proszę bardzo, wyjaśnij, jak chciałaś swoją IMO egoistyczną informacją zza
> grobu uniknąć wywołania i wzmocnienia poczucia straty matki u swojego
> dziecka, o ile to jest technicznie w ogóle możliwe?
Skoro bardzo prosisz to masz 3 warianty odpowiedzi:
a) właśńie mniej więcej tej sprawy dotyczyło moje pytanie (jak
uniknąć/zminimalizować poczucie straty u dziecka) - i uzyskałam mniej więcej
satysfakcjonujące mnie odpowiedzi (jeszcze raz dziękuję autorom)
b) nigdzie nie twierdziłam, że nie jestem egoistką - jestem! Tylko, że mnie
coś innego niż Tobie podnosi samopoczucie (tłumaczenie na twój język:
podnosi komfort życia).
c) uważam, że faktycznie wyjaśnienie Ci tego nie jest dla mnie technicznie
możliwe.
[Oczywiście mogłam jeszcze inaczej zinterpretować to złożone zdanie, ale nie
chciałam].
Wybierz sobie coś ;).
> Jeśli przekonasz mnie, (...)
Najpierw przekonaj mnie, że warto Cię do czegokolwiek przekonywać. Tak bez
motywacji nie chce mi się wysilać. To poniżej nie jest wystarczająco
zachęcające.
> to chętnie uznam, że zakładając ten wątek nie kierowałaś się wyłącznie
> czystym egoizmem. I to nie jest bynajmniej kop czy inna wycieczka
> osobista, ale póki co - fakt.
Jeśli naprawdę tak uważasz to faktycznie jest to fakt (Twoje uważanie).
W takim wypadku ja uważam, cytuję:
> > masz problemy z rozumieniem tekstu pisanego.
Dodać na końcu tego znadnia należy oczywiście: "mojego". Nie mam podstaw do
wyciągania ogólniejszych wniosków.
> >> IMO doskonale rozumiem emocje i ich konsekwencje, prawdopodobnie
> >> znaczniej bardziej od ciebie i dlatego nie przeceniam ich tak jak ty.
> > To kiedy rodziłeś? (Przypomnę, że wypowiadałeś się o tym, czego ja chcę
> > dla mojego dziecka).
> Wg ciebie muszę urodzić dziecko, żeby rozumieć emocje z nim związane?
Tak. Jeżeli mówimy o emocjach matki biologicznej.
Podobnie jak uważam, że trzeba się oparzyć, żeby wiedzieć jak to boli, zjeść
pomarańczę by poznać jej smak, osobiście skoczyć ze spadochronu by poznać
czym jest długie swobodne spadanie w pustkę (no tu można i bez spadochronu
ale to będzie ostatnie poznnie) itd.
> Nadal wyraźnie nie odróżniasz czucia od rozumienia
Moim zdaniem to Ty:
a) nie odróżniasz rozumienia uczuć od rozumienia pojęć. Uważasz, że
niewidomy od urodzenia może zrozumieć co czuje np. artysta malarz patrząc na
zachód słońca w górach?
b) nie odróżniasz zauważenia, że kimś kierują jakieś emocje od rozumienia
tych emocji (potrafię np zauważyć, że ktoś wpadł w furię ale nie rozumiem
tak silnej złości, żeby nie dało się nad nią/nad ekstremalnym okazywaniem
jej zapanować).
c) Nie odróżniasz rozumienia powodów emocji od rozumienia samych emocji
jakie te powody wywołały.
d) prawdopodobnie nie odróżniasz też rozumienia emocji od
zauważenia/przewidzenia/rozumienia skótków jakie za sobą niosą (bo tak
napisałeś jakby dla Ciebie było to prawie to samo, a IMHO nie jest).
Na marginesie: uważam też, że można coś czuć i tego nie rozumieć lub (w
znaczeniu logicznym) nie wiedzieć, że się czuje. Ale nie można dobrze
rozumieć tego czego się nigdy nie poczuło samemu.
> i stąd cały twój dalszy tekst z tego postu, którego nie wiem skąd
> wygrzebałaś,
Twój post na który odpisałam wygrzebałam z mojego czytnika. A po polsku:
usiadłam przed komputerem, uruchomiłam Outlooka ekspressa 6 i czytałam sobie
posty z tego wątku. Między innymi był ten sporny. Dla mnie nie ma w tym
niczego wyjątkowego.
A mój post na który odpisywałeś wygrzebałam z głowy. Nie lubię ściągać
;).[To tak na wszelki wypadek gdyby jednak dosłowna interpretacja tekstu
była właściwa].
> bo z serwera onetu go od razu wycofałem
Najwyraźniej Ci nie wyszło bo outlook ciągnie dla mnie posty właśnie z tego
serwera. Nie będę jeszcze raz ciągnąć grupy żeby sprawdzić czy ciągle jest
na serwerze onetu ale sprawdziłam w googlu i tam ciągle jest choć ma zniknąć
za 2 dni [cały czas mowa o Twoim poście]. Jula też na niego odpisała. Więc
go [Twojego postu] sobie nie wymyśliłam.
#Na post zaczęłam odpowiadać wcześniej ale nie dotrwałam do końca, dziecko
się obudziło - tego postu już tam pewnie nie ma ale był jak sprawdzałam.
> z powodu, który również podałem,
Czytając ten powód [o ile rozumiem właściwie o czym piszesz] sądziłam, że
chodzi o Twój pierwszy post. Ten (niby wycofany) wydawał mi się bardziej w
temacie.
> jest prezentacją uprzedzeń do mnie, z którym bynajmniej się nie kryjesz.
A teraz podmiot domyślny znów nam przeskoczył (chyba - tego się będę przy
odpowiedzi trzymać) na mój post. Bo chyba powód jaki podałeś nie jest
prezentacją uprzedzeń moich do Ciebie. Może stosuj jakieś
nawiasy/cudzysłowy/pauzy na dygresje?
Wolałbyś jakbym ewentualne uprzedzenia [z mojego punktu widzenia jest to
nabyta wiedza o Twoim sposobie pisania/podchodzenia do rzeczywistości]
ukrywała i udawała, że nic Twojego wcześniej nie przeczytałam? Po co? Albo
miałabym udawać, że Twój sposób komunikowania treści mi się podoba? Też w
jakim celu? [w twoim języku co mogłabym z tego mieć?] I tak mamy problemy
komunkacyjne.
> Jeśli więc nie zmienisz swojego podejścia, to sorry, ale dyskusja z
> bełkotem tak uprzedzonej osoby nie ma chyba większego sensu.
Napisz wyraźnie czego ode mnie oczekujesz to może (jeżeli uznam, że ma to
jakiś sens) w rozsądnych granicach się dostosuję. Zgadywać mi się nie chce.
Tak: poza tym, że jestem egoistką jestem też leniwa.
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
44. Data: 2010-08-20 20:59:27
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "Sender" napisał w wiadomości
news:i4dtp5$p1r$1@news.onet.pl...
>R pisze:
>> Użytkownik "Sender" napisał w wiadomości
>> news:i45nj9$ef1$1@news.onet.pl...
>> R pisze:
>>> Użytkownik "Ghost"napisał w wiadomości
>>> news:i42pnf$bf2$1@mx1.internetia.pl...
>>>>> Ty Ty jestes ten od zdrady malzenskiej
>>>> Nie. Ja jestem _ta_ od bezskutecznych prób wyciągania z globa, przez
>>>> ok. 3 początkowe miesiące zeszłego roku (...)
>>> 3 miesiące starań, żeby wyciągnąć jakiś większy sens z bełkotu
>>> ewidentnego czuba nękanego co chwila napadami szajby?
>> Chyba nie mieściło mi się w głowie, że można do tego stopnia nie rozumieć
>> słowa pisanego.(...)
>3 miesiące starań, żeby zrozumieć lub uwierzyć w istnienie totalnej
>głupoty? I pewnie sądzisz, że się nie kompromitujesz tą informacją?
Po prostu nie dbam o to czy się kompromituję czy nie.
Moim celem nie było budowanie sobie wizerunku (w domyśle udawanie kogoś kim
nie jestem skoro miałabym ukrywać swoją działalność) tylko obrona przed
zarzutem. Zarzutem, który najpewniej zniechęciłby grupowiczów do napisania
czegokolwiek (w tym przydatnego dla mnie).
Obiło ci się kiedyś o uszy takie pojęcie jak "kontekst wypowiedzi"?
>>> Chyba bez sensu odpisałem ci też poprzednio, więc uznajmy, że tamtego
>>> postu nie było.
>> Nie wiem o który post Ci chodzi bo napotkałam już wcześniej dwa i na oba
>> odpisałam. Nie chowam też urazy (jeżeli by Ci o to chodziło) ani się
>> nijak nie rozczarowałam (;) ) - nie spodziewałabym się po Tobie niczego
>> innego niż to co tam wyczytałam. Pamięci selektywnej nie posiadam
>> (przynajmniej nie na rozkaz ;) ) i wiem, że jeżeli chcesz, umiesz wycofać
>> opublikowane posty (w przeciwieństwie do mnie nawet jeżeli nie są Twoje).
>Twojej twórczości bynajmniej nie wycofałem,
Nie. Nigdy nie usunąłeś żadnego mojego postu z serwera. Gdziś tak
twierdziłam?
>więc mogłabyś sobie darować takie gówniarskie insynuacje.
To miał być żart (jeżeli sprawił Ci przykrość przepraszam - nie było to moim
zamiarem). A przytyk odnosił się do tego, że każesz mi nie brać pod uwagę
jakiegoś postu - zamiat go usunąć (dałam tylko do zrozumienia, że naprawdę
wiem, że wiesz jak to zrobić - gdybyś chciał). A na jakiej podstawie miałam
uznać, że post usunąłeś skoro parę dni po jego napisaniu się u mnie
wyświetlił i na dodatek Jula też na niego odpisała?
To tyle jeżeli chodzi o Twoje zdolności do odczytywania moich motywacji.
>Nie odfiltruję ciebie po tym poście, żeby nie dawać radochy tutejszemu
>bydłu emocjonalnemu, że nie mam tolerancji dla hmm... osób w twojej
>sytuacji, ale jeśli nadal zamierzasz odpisywać mi w tym tonie, to już
>będzie na daremno.
Dowalałeś kobiecie w depresii - była w gorszej sytuacji
emocjonalno-psychicznej niż ja. Mój ogólny stan psychiczny oceniam na dobry.
Jula miała rację pisząc, że nie proszę o litość i nie litości oczekuję.
Wygląda na to, że zarówno mnie jak i Ciebie potrafii trafniej zrozumieć (niż
my siebie nawzajem).
>Sorty, ale IMO nie każdy dwunożny pretenduje automatycznie do miana
>człowieka rozumnego, ani swoją wyprostowaną postawą nie zasługuje
>automatycznie na szacunek.
Właśnie za takie poglądy i doczepianie się do wykształcenia Cię nie
lubię.[Nie, nie uważam, że w powyższym się do wykształcenia doczepiałeś, to
znam z innych wypowiedzi].
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
45. Data: 2010-08-23 07:43:49
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "R" <r...@p...interia.pl> napisał w wiadomości
news:i4mobg$f5u$1@news.onet.pl...
> Zakładasz, że dziecko nie potrzebuje takiego jednostkowego wyjątkowego
> przywiązania do rodziców (względnie conajwyżej kilku dorosłych, z którymi
> ma częsty kontakt)?
Nie zakładam, badam, jak Ty to widzisz, jaki masz mniej więcej
plan, jak konstruujesz 'operację przejścia'. Jak postrzegasz
konflikt między potrzebą indywidualnej troski i przywiązania
do konkretnej osoby a potrzebą elastyczności i rozwoju w związkach
emocjonalnych matka-dziecko. Gdzie widzisz potencjał
zmiany u dziecka, a gdzie widzisz sferę, której 'złamać nie wolno'.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
46. Data: 2010-08-23 07:45:24
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "R" <r...@p...interia.pl> napisał w wiadomości
news:i4mocf$f83$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
> news:i4jc8k$ef4$1@news.onet.pl...
>> widzę, że już za życia obrastam w legendy ;) niezłe, niezłe ...
>
> Po prostu jesteś oryginalny i wyrazisty ;)
> A poważnie facet zachował się jakby był o Ciebie zazdrosny - a myślałam,
> że nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Dajmy spokój z Senderem. Nie ma się o co droczyć. Chyba są ważniejsze
osoby 'na stole' do 'uratowania'.
Czy angażowanie się w przepychanki z Senderem pomaga Ci poukładać
coś sobie ?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
47. Data: 2010-08-23 20:53:02
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
news:i4t8uj$c50$1@news.onet.pl...
> Dajmy spokój z Senderem. Nie ma się o co droczyć. Chyba są ważniejsze
> osoby 'na stole' do 'uratowania'.
Oczywiście. To była taka reakcja "na gorąco".
> Czy angażowanie się w przepychanki z Senderem pomaga Ci poukładać
> coś sobie ?
Nie. Po prostu to co pisze mnie wkurza. Nie tak bardzo, żeby go "zaczepić"
ale na tyle mocno, żeby mu odpisać w "moim" wątku. Coś mi "każe" mu
odpisywać. W pewnym sensie podobnie jak Tobie "wychodziło" z cbnetem. Też
swego czasu się zastanawiałam po co Ty i Tren R z nim piszecie.
Ale jak wyżej: nie ma sensu tego roztrząsać.
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
48. Data: 2010-08-23 21:25:20
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
news:i4t8rl$bso$1@news.onet.pl...
>> Zakładasz, że dziecko nie potrzebuje takiego jednostkowego wyjątkowego
>> przywiązania do rodziców (względnie conajwyżej kilku dorosłych, z którymi
>> ma częsty kontakt)?
>
> Nie zakładam, badam, jak Ty to widzisz,
Mnie się wydaje, że potrzebuje. Jeśli przyjrzeć się choćby dzieciom z domów
dziecka czy tym mocno zaniedbywamym przez rodziców: mocno lgną do każdego
dorosłego, który okaże im choćby cień życzliwości. Czyli szukają takiego
jednostkowego ciepła.
> jaki masz mniej więcej
> plan, jak konstruujesz 'operację przejścia'.
Nie mam planu. Nie rozumiem też co dokładnie rozumiesz przez "operację
przejścia".
> Jak postrzegasz
> konflikt między potrzebą indywidualnej troski i przywiązania
> do konkretnej osoby a potrzebą elastyczności i rozwoju w związkach
> emocjonalnych matka-dziecko.
O ile dobrze rozumiem o co Ci tutaj chodzi to nie widzę takiego konfliktu
jeżeli relacje przebiegają bez zakłóceń i nie są patologiczne. Te sprawy
regulują mniej więcej hormony i inne mechanizmy naturalne. Dziecko rośnie,
rozwija się i usamodzielnia. Z wiekiem potrzebuje coraz mniej uwagi rodziców
i coraz chętniej "przechodzi" w środowisko rówieśnicze by po jakimś czasie
wrócić do środowiska rodzinnego już nie jako ktoś do "zaopiekowania" ale
równoprawny partner sam w razie potrzeby dający oparcie. Cała sztuka w tym,
żeby mu tego procesu nie zakłócić.
> Gdzie widzisz potencjał
> zmiany u dziecka, a gdzie widzisz sferę, której 'złamać nie wolno'.
Tutaj znów nie rozumiem pytania.
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
49. Data: 2010-08-24 20:39:24
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "Lebowski" napisał w wiadomości
news:i4vq4k$ror$1@speranza.aioe.org...
[Sender]
> Przechodzi przez twoje mechanizmy obronne jak nikotyna,
Nikotyna - zdradliwa, zamaskowana, wolno działająca trucizna.
Zdecydowanie bardzo dobre porównanie.
--
Renata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
50. Data: 2010-08-26 00:17:36
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Użytkownik "R" <r...@p...interia.pl> napisał w wiadomości
news:i4uops$m15$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
> news:i4t8rl$bso$1@news.onet.pl...
>
>>> Zakładasz, że dziecko nie potrzebuje takiego jednostkowego wyjątkowego
>>> przywiązania do rodziców (względnie conajwyżej kilku dorosłych, z
>>> którymi
>>> ma częsty kontakt)?
>>
>> Nie zakładam, badam, jak Ty to widzisz,
>
> Mnie się wydaje, że potrzebuje. Jeśli przyjrzeć się choćby dzieciom z
> domów dziecka czy tym mocno zaniedbywamym przez rodziców: mocno lgną do
> każdego dorosłego, który okaże im choćby cień życzliwości. Czyli szukają
> takiego jednostkowego ciepła.
>
>> jaki masz mniej więcej
>> plan, jak konstruujesz 'operację przejścia'.
>
> Nie mam planu. Nie rozumiem też co dokładnie rozumiesz przez "operację
> przejścia".
>
>> Jak postrzegasz
>> konflikt między potrzebą indywidualnej troski i przywiązania
>> do konkretnej osoby a potrzebą elastyczności i rozwoju w związkach
>> emocjonalnych matka-dziecko.
>
> O ile dobrze rozumiem o co Ci tutaj chodzi to nie widzę takiego konfliktu
> jeżeli relacje przebiegają bez zakłóceń i nie są patologiczne. Te sprawy
> regulują mniej więcej hormony i inne mechanizmy naturalne. Dziecko rośnie,
> rozwija się i usamodzielnia. Z wiekiem potrzebuje coraz mniej uwagi
> rodziców i coraz chętniej "przechodzi" w środowisko rówieśnicze by po
> jakimś czasie wrócić do środowiska rodzinnego już nie jako ktoś do
> "zaopiekowania" ale równoprawny partner sam w razie potrzeby dający
> oparcie. Cała sztuka w tym, żeby mu tego procesu nie zakłócić.
>
>> Gdzie widzisz potencjał
>> zmiany u dziecka, a gdzie widzisz sferę, której 'złamać nie wolno'.
>
> Tutaj znów nie rozumiem pytania.
To raczej nie było pytanie, tylko wyjaśnienie moich motywów
i pytań, na które sam sobie odpowiadam na podstawie Twoich wypowiedzi ;)
Za dużo gadam, ot co, nie zwracać uwagi ;)
*********
No dobra, poczytałem, pojechałem po psd ...
Tak sobie myślę, że do powyższego Twojego zestawu wypowiedzi dodam jeszcze
kilka i to będzie jakaś baza:
IKSI:
>> Każda minuta Twego życia z dzieckiem dziś jest ważniejsza, niż całe
>> lata być może kiedyś bez Ciebie.
R:
> Czuję, że to nie prawda.
...
> Ja mam nieco inne podejście: on nie musiałby o mnie pamiętać jeżeli bez
> tej pamięci byłby szczenśliwszy. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że
> kilkulenie dziecko nie potrzebowałoby poczucia, że ma (a przynajmniej
> miało jeżeli matka nie żyje) matkę, która bardzo go kocha (kochała).
> Miłość zza grobu nie jest dla mnie nieistniejącym pojęciem. Więc w razie
> czego chciałabym aby mu towarzyszło przekonanie, że tak gdzieś jest ktoś
> kto go kocha i stara się mu pomagać.
...
> Wiem, najlepiej nie umierać dopóki nie osiągnie dorosłości albo >
> przynajmniej umrzeć teraz dopóki w miarę szybkie kolejne małżeństwo mojego
> męża zapewniłoby mu (synowi) kogoś w funkcji matki. Ale są ale: na termin
> mojej śmierci nie mam dużego wpływu (samobójstwa nie popełnię i dbam o
> zdrowie jak mogę) a i mąż uparcie twierdzi, że się powtórnie żenił nie
> będzie. Nie umiem ocenić na ile poważnie mówi (może tylko wkurzyłam go
> robiąc w szpitalu "przegląd" znajomych które by się moim zdaniem do tego
> celu nadawały, tj. na zastępczą matkę ale i żonę dla mojego męża - jeżeli
> chodzi o niego to też nie chciałabym żeby był sam po usamodzielnieniu się
> dziecka) i czy ewentualnie (jakby co) wystarczająco szybko zmieni zdanie.
... zacytowałem, patrzę, która godzina i znów jakby mam już do tyłu ;).
Mamy tu kilka poważnych dylematów/kwestii:
1. Jak być matką i jednocześnie nią nie być - czy można być matką
i jednocześnie nie przywiązać(uzależnić) dziecka do siebie ?
2. Próba kontrolowania przyszłości dziecka, męża, swojej ...
Ad 1.
IMHO: Odpowiedź brzmi NIE. Zarzuty do siebie 'pozwoliłam mu chyba
za bardzo się do siebie przywiązać' brzmią absurdalnie nawet biorąc
pod uwagę złożoność całej sytuacji. Tak to już jest, że dziecko, aby
zdrowo rosnąć, musi w pewnym okresie być otoczone osobami, do których
się silnie przywiązuje i które nie stawiają w tej kwestii barier.
Pozostaje więc do rozważenia kwestia: co jest dla dziecka bardziej
szkodliwe/pomocne: nie pozwolić się przywiązać czy narazić na traumę
nagłej, gwałtownej rozłąki ? A może jednak są jakieś inne rozwiazania ?
Trudno powiedzieć. Zależy od wieku dziecka, od jego temperamentu.
Od dostępności innych osób, z którymi dziecko może nawiązać
i utrwalać relacje - mąż, dziadkowie, wujkowie, ciocie.
Może jednak być tu jakąś podpowiedzią fakt, że dziecku czas płynie
inaczej, dużo szybciej. Dlatego w przypadku bardzo małych dzieci
mocno przychylam się do zdania Ikselki (które zacytowałem wyżej),
że stawiałbym na teraźniejszość, nie na przyszłość. Można to też
wyjaśnić inaczej: rozwój dziecka można podzielić na etapy idące
od 'prostych emocjonalnych' w kierunku coraz bardziej 'technicznych,
abstrakcyjnych'. I do tych etapów trzeba dopasować środki swojego
wyrazu, dopasować do nich swoją 'energię życiową'. Wszelkie
rozwiązania opierajace się o planowanie przyszłości, listy,
filmy, fotografie itp itd. imo angażują energię życiową w sprawy
abstrakcyjno-techniczne, czyli imo mają niski priorytet. Dla
Twojego dziecka to nie istnieje. A jak kiedyś zaistnieje, a Ciebie
nie będzie - to Twój głos "zza światów" będzie miał znaczenie
mało istotne. Tym mniej istotne, im mniej będzie Ciebie 'teraz'.
Równie dobrze, zamiast pisać listy, możesz się modlić o to, by
Twoje dziecko dostało w przyszłosci nową, mądrą mamę, która
sama będzie wiedziała, co i jak. Zresztą, jak wyczytałem w
Twoich wypowiedziach, taka myśl nie jest Ci obca. Gdzieś tam
snułaś refleksję, że takie listy są raczej już dla dziecka
dorosłego.
Teraz odrobinę o elastyczności pojęcia 'matka'. Warto zerknąć na
doświadczenia ludzi, którzy adoptowali dzieci. Pewna mama tak swojemu
dziecku wyjaśniała jego pochodzenie:
"Pewna pani kiedyś Cię urodziła, a mamusia Cię wtedy szukała,
znalazła i wzięła do domku".
To jest odpowiedź dla małego dziecka: odpowiedź prosta, emocjonalna,
prawie wypłukana z aspektów technicznych. Skrojona akurat na
dwu-trzy-cztero-latka. Dajęca poczucie bezpieczeństwa, zupełnie pomijająca
kwestie dramatu biologicznej matki, który się za tym kryje.
Odpowiedź dla siedmiolatka byłaby już inna. Bardziej techniczna.
Czasem wydaje się, że kiedyś ludzie radzili sobie z tym wszystkim
lepiej. Rodziny były duże, żżyte, co chwila ktoś umierał, ktoś kogoś
tracił. A w czasach wojen były i takie sytuacje: młoda Żydówka
z dzieckiem przemykała się przez wieś, ale wiedziała, że Niemcy
depczą jej po piętach. Widząc, że koniec się zbliża, podeszła
do jakiejś chłopki, oddała jej dziecko i prosiła tylko, by wychowała
je w wierze mojżeszowej. Chłopka dziecko wzięła i wychowała zgodnie
z zaleceniami, najlepiej jak umiała - sama pozostając oczywiście
wierną katoliczką. Żydówka zaś zginęła w obozie koncentracyjnym.
Czasami więc ta nowa mama pojawia się 'w ostatniej chwili'.
Największe znaczenie ma w takich sytuacjach otwartość matki
i dziecka na ludzi, na 'nieznane'. Nabycie takiej otwartości,
jej wypracowanie u dziecka znów ma mało wspólnego z abstrakcją
i techniką. Znów decydujace znaczenie ma tu prosta emocjonalność.
Teraźniejszość bycia w relacjach z innymi ludźmi. Rozsmakowywanie
się w ich ulotności w kontakcie z bodźcami ze świata. Spokojne czytanie
książeczek, razem z dzieckiem, o kłopotach misiów, lalek i małej ciuchci.
Zamiast listu można do koperty włożyć taką czytaną w dzieciństwie
z rodzicem książeczkę.
Czas spać ... Na koniec jeszcze trochę o tym 'przegladzie znajomych,
które by się moim zdaniem do tego nadawały'. Nie wiem, jak to dokładnie
wyglądało, ale po Twoich słowach sądzę, że przejechałaś się po
emocjach swojego męża jak ciężki walec i nawet nie do końca
zdajesz sobie sprawę, że było to nie na miejscu. Mężczyźni, wbrew
pozorom, też mają swoją intymność i subtelność. Jeśli jemu też chcesz
'zminimalizować traumę' i prewencyjnie ubić Wasz związek, to obrałaś
chyba całkiem niezły kierunek ;) Powiem tyle: w standardowej
sytuacji żona nigdy nie powinna mężowi wybierać innych kobiet.
Przyszłych ... kochanek. Nie w takiej sytuacji 'na serio'. Wyobrażam
sobie, że przez większość mężczyzn jest to odbierane jako głęboko
poniżające. "To moje skupienie na Tobie już nie ma dla Ciebie
wartości ?".
A z drugiej strony - czy on naprawdę sam sobie nie potrafi dobierać
partnerek ? :)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |