Data: 2003-09-21 15:55:17
Temat: Przyjazn M i K - a jednak MAM problem... (b.dlugie)
Od: "zwykly_facet" <z...@t...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
A wlasciwie to juz chyba nie ma wiekszego znaczenia... Przemyslalem wszystko
jeszcze raz, cos zrozumialem, cos do mnie dotarlo, doszly nowe fakty i
zdarzenia, zmienily sie nieco okolicznosci, a ja jakos nie potrafie pogodzic
sie z tym wszystkim...
Dziewczyna, ktora znam od dziecka, a ktora byla dla mnie zawsze bardzo wazna
i po latach udalo nam sie nawiazac kontakt, ktorego dawno nie
utrzymywalismy, a wlasciwie nigdy nie bylismy tak blisko, jak teraz, okazala
sie dla mnie niedostepna w takich kategoriach, w jakich ja bym chcial. W
liscie, ktory do niej napisalem, po dosc przypadkowej i krotkiej rozmowie,
oferowalem jej kolezenstwo i bezinteresowna przyjazn, z czego bardzo sie
ucieszyla i na co bardzo chetnie sie zgodzila, ale tak naprawde mialem w
zamysle cos innego. Od lat bardzo mi na niej zalezalo i marzylem wrecz, aby
kiedys sie z nia zwiazac. Jest ode mnie mlodsza o osiem lat, wiec wczesniej
bylo to niemozliwe - obecnie sadzilem, ze cos by z tego moglo byc, ale ma
chlopaka, ktorego kocha i sa razem niemal dwa lata, wiec tez nic z tego. W
jej stosunku do mnie doszukiwalem sie jakichs znakow, sygnalow, czegos co
daloby mi choc cien szansy czy nadziei. Faktycznie pewne kwestie sa dla mnie
nie do konca zrozumiale z jej strony i bardzo daja do myslenia, jak chocby
emocje jakie ona wkladala w pierwsze spotkanie i jeszcze kilka innych
rzeczy, oraz bardzo duza serdecznosc w stosunku do mnie. Jednak ona
postrzega to wylacznie jako przyjazn - co ciekawe stawia mnie niemal na
rowni ze swoja najlepsza przyjaciolka, o czym zreszta mnie poinformowala,
mowiac ze z nia moze porozmawiac o rzeczach, o ktorych nie moze ze mna i
odwrotnie. I wszystko byloby super, ale ja nie tego chcialem, ponadto ona
nie ma o tym nawet najmniejszego pojecia, poniewaz wprost napisalem, ze nie
probuje jej poderwac, ani uwiesc, a poza tym nie chcialbym, zeby ta nasza
znajomosc popsula cokolwiek miedzy nia i jej chlopakiem, gdyby mial miec cos
przeciwko.
No i co mi z tego przyszlo? Ano tyle, ze mam swietna kolezanke, bodaj jedyna
az tak bliska i zyczliwa mi, z ktora swietnie sie rozumiemy, a ktorej bardzo
na tym zalezy. Ucieszyla sie i podziekowala, gdy stwierdzilem niedawno, ze
nigdy z nikim tak dobrze mi sie nie rozmawialo, jak z nia - stwierdzila
nawet, ze sa to dla niej bardzo wazne slowa.
Zastanawiam sie tylko co to jest to, co czulem - czuje do niej. Kiedys, w
dziecinstwie doszlo miedzy nami do wydarzen, do ktorych nie powinno wowczas
dojsc, a ktorych pozniej bardzo zalowalem. Niby nic sie nie stalo, ale
mialem swiadomosc, ze moglem ja w ten sposob skrzywdzic lub pozostanie jej
po tym jakis uraz i przez wszystkie te lata bardzo mnie to dreczylo. Nie
chce teraz wdawac sie w szczegoly, ale na szczescie nic takiego sie nie
stalo - ona zapamietala to inaczej, jako zabawe i niezbyt dokladnie, a
obecnie smieje sie z tego. Tak wiec niepotrzebnie czulem sie odpowiedzialny
za tamto, co sie wtedy stalo,a czulem sie tak, poniewaz bylem od niej
starszy i powinienem byc odpowiedzialniejszy. Od wtedy wlasnie, za kazdym
razem gdy ja widzialem na wakacjach, cos sie we mnie skrecalo. Zawsze
chcialem ja chronic i wspierac, zawsze marzylem, zeby byc przy niej i
opiekowac sie nia, pomagac jej, gdy bedzie tego potrzebowala, chcac w ten
sposob naprawic swoj wyimaginowany blad. Moj cel niby osiagnalem, ale...
Spytala niedawno, czy bede w sobote na dyskotece, bo ona tam bedzie i moze
sie zobaczymy, a tydzien wczesniej wyciagnela mnie do baru. Owszem byla na
tej dyskotece, ale ze swoim chlopakiem. Poznala nas nawet z soba, ale i tak
bawilismy sie praktycznie osobno, choc potem ich odwozilem - nawiasem mowiac
facet nie wydawal sie byc zachwycony tym, ze przyjaznie sie z jego
dziewczyna... :)) Ale wracajac do tematu, gdy widzialem ich razem i ja, jak
sie w niego wtula i jak sie caluja, autentycznie trafial mnie szlag. Ja juz
wiem, ze z mojej strony to nie jest 'przyjazn'... Nie moglem na nich
patrzec, a wszystko wskazuje na to, ze bede musial sie tego nauczyc, co nie
bedzie dla mnie latwe, bo nawet bedac kiedys zaangazowanym uczuciowo w
jakimkolwiek innym zwiazku, gdy przypadkiem widywalem ja, tamto przestawalo
sie liczyc. Nie myslalem o osobie, z ktora bylem, a o niej - i to BARDZO
intensywnie. Moze to jakas moja obsesja..? Jakby tego bylo malo,
poinformowala mnie wczoraj, ze jest bardzo szczesliwa, bo cos sie wydarzylo
i kazala mi zgadywac. Okazalo sie, ze jej chlopak oswiadczyl sie jej
wczoraj... Najlepsze jest to, ze ona dzisiaj wyjezdza do wiekszego miasta -
na razie na kilka dni na kurs, a od pazdziernika na studia, a wspominala mi
kiedys, ze on najbardziej boi sie tego, ze ona kogos tam pozna i go zostawi.
Ten facet zwyczajnie zniewolil ja w ten sposob i nie wierze, ze te
oswiadczyny byly przypadkowe w tym akurat terminie... Z czego ona
niewatpliwie nawet nie zdaje sobie sprawy - jakby nie mogl poczekac jeszcze
miesiac i oswiadczyc sie jej w druga rocznice ich zwiazku. Tylko coz ja moge
teraz zrobic??? NIC - chyba tylko zaakceptowac fakty takimi, jakimi sa...
Pod nim kopac nie moge i wcale nie chce, bo tak nie wolno, a poza tym w tych
okolicznosciach... Prozny bylby to trud. Najgorsze jest to, ze ja temu
facetowi nie ufam - nie znaczy to, ze on ma wobec niej zle zamiary, ale te
oswiadczyny... Wedlug mnie byl to z jego strony cios ponizej pasa wobec
niej, a ja nawet nie moge wyrazic swojej opinii, bo bym pod nim ryl...
Krotko mowiac jestem zalamany, zdruzgotany, czuje sie bezsilny, bezwolny, a
do tego mam wrazenie, jakbym tracil bezpowrotnie cos bardzo cennego, cos na
czym zawsze bardzo mi zalezalo i na razie nie potrafie nawet myslec o innej
dziewczynie, a jesli jakims cudem udaloby mi sie poczuc cos do innej, wiem
ze bede w niej szukal cech i wszelkich podobienstw do tej, o ktorej teraz
pisze. Wiem, bo juz probowalem i sam zauwazylem, ze tak wlasnie jest.
Pozdrawiam
zf
|