Data: 2006-11-15 14:46:09
Temat: Re: 18 lat - koniec wywiadowek???
Od: "Basia Z." <bjz_@_(prosze_usun_podkreslenia)_poczta.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Bumba Bumbinska" :
> Chcialam sie zapytac czy to rzeczywiscie jest mozliwe, bo zarty zartami,
ale
> jak mam utrzymywac doroslego czlowieka, a nie moge sie dowiedziec czy
> zostanie dopuszczony do matury to zaczynam sie pakowac. Juz i tak na
okraglo
> wysluchuje, ze jeszcze tylko 2 lata, ze jak bedzie mial 18 lat to on, i
> zaczyna sie wyliczanka, wlacznie z tym, ze ... on _nam_ tez pokaze hihi.
> Wychodziloby na to, ze za wczesnie go urodzilam. Mogl poczekac do tego
> czerwca.
Wiesz co - mój starszy syn ma lat 20 jest na studiach, częściowo sam się
utrzymuje, mieszka w innym mieście, ale ja nadal sprawuję nad nim pewną
kontrolę i nie wyobrażam sobie aby było inaczej.
Oczywiście że wygląda inaczej niż w przypadku 4-latka a i 15-latka.
Nie zebym stała nad nim z batem, ale jakichś reguł musi przestrzegać, np.
zmywać talerze po sobie jak jest w domu.
Co mu ciężko idzie, więc zrzędzę, aż to jakoś załatwi (zmyje albo wygra w
szachy z bratem i ten zmywa).
W sumie generalnie chodzi o to, że przestrzega pewnych reguł, np. że trzeba
zaliczyć semestr, a w domu nie robić totalnego bajzlu itd itd.
(oczywiście że są i punkty sporne ale ogólnie się dogadujemy).
Ile przez te naście lat w dziecko włożyliśmy - tyle otrzymamy.
Stawianie spraw na ostrzu noża nic nigdy dobrego nie przyniesie.
Radzę z synem poważnie porozmawiać - jak on to sobie wyobraża.
Polecam artykuł do którego link podałam powyżej a w nim taki akapit:
"Będę brutalna: codziennie widzę, że teraz większość domów rodzinnych nie
przenosi na dzieciaki wartości, mówiąc potocznie - olewa dzieci. Z reguły
jest tak, że rodzic goni za pieniądzem i załatwia sprawę wychowawczą, dając
kieszonkowe. Albo stosuje - jak to nazywam - wychowanie sobotnio-niedzielne.
W weekend przypomina sobie, że jest rodzicem. Siada, mówi: "Dawaj tu zeszyty
z całego tygodnia". Rozliczanie, karanie, krzyczenie. A jak na to reagują
dzieci? Ostatnio szłam korytarzem i sobie podsłuchałam rozmowę dwóch
dziewczyn: "Matko, znowu dwa dni ze starymi. O czym ja z nimi będę
rozmawiać?". A to są dobre uczennice i nawet spokojne. Jak nie z Bronksu. I
myślę: jak to?! Nie ma dziecko o czym rozmawiać ze starymi w weekend?! To
znaczy, że ci rodzice nie mają żadnej komunikacji z dzieckiem poza systemem
nakazowo-rozliczeniowym. Opietruszenie za tydzień hurtem i może jeszcze
wycieczka do hipermarketu na zakupy. Rodzina przestaje istnieć. I możecie
sobie klepać na lekcjach, że to jest be, a to cacy!"
Pozdrowienia.
Basia
|