Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-02-06 10:19:21

Temat: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "TAki Ktoś" <n...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora

ett napisał:

>Zdarza się tak, że kobiecinę boli wszystko po stosunku.
>Jedne lubią inne się boją.
>Może to być związane z ułożeniem pochwy,
>co oznacza, że miecz trza wkładać odpowiednio.
>Ginekolog powinien temu zaradzić... instrukcją :-))
>Poważnie. Nigdy nie jest za późno.
>Ciąża to inne dylemata, a po ciąży znów inne.
>(wystarczy zły szew) (i szef, też bywa zły)

Wydaje mi się, że sytuacja może mieć bardziej
złożone podłoże psychiczne. Szew szwem - pobolewa
przy zmianach pogody i w innych okolicznościach.

Ale załóżmy, że dziecko(dziewczynka) ma już dwa lata.
I: Na trwałe zastąpiło tatusia w łóżku obok mamusi
- tatuś po prostu przeniósł się na podłogę, bo nawet
z samą mamusią już bywało różnie (zepchnięty na
sam kraniec rano sztywny), a jak do tego jeszcze
trzeba było podkulić nogi i uważać, by córce
nie włożyć dużego palca od nogi w oko ...
Po co żyć w stresie ...

No więc tatuś od jakiegoś miesiąca (chyba od jakiejś
większej sprzeczki) śpi na podłodze i jest niby gucio.

Tatuś ma jednak wątpliwości: w zasadzie tylko
w czasie ciąży (hormony ?) i kiedyś tam mamusia
rzeczywiście wykazywała żywe zainteresowanie.
I inna rzecz: czy tatuś, w sposób oczywisty
sfrustrowany (jeśli nawet nie fizjologicznie
to jednak emocjonalnie) powinien zwrócić
uwagę na jakieś symptomy, które wskazywałyby,
że podświadomie odreagowywuje frustrację na
dziecku ?

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-02-06 15:16:57

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


"TAki Ktoś" w news:5bdd.00000f47.40236a29@newsgate.onet.pl...
/.../


> No więc tatuś od jakiegoś miesiąca (chyba od jakiejś
> większej sprzeczki) śpi na podłodze i jest niby gucio.


Baaardzo misię to ujęcie życiowe podoba. Czyzby więcej
doświadczonych się wyroiło z przestrzeni ? :))


> /.../ kiedyś tam mamusia
> rzeczywiście wykazywała żywe zainteresowanie.
> I inna rzecz: czy tatuś, w sposób oczywisty
> sfrustrowany (jeśli nawet nie fizjologicznie
> to jednak emocjonalnie) powinien zwrócić
> uwagę na jakieś symptomy, które wskazywałyby,
> że podświadomie odreagowywuje frustrację na
> dziecku ?


I oby jak najszybciej się w tym zorientował.
I podjął stosowne kroki - na przykład stracił złudzenia
i wyprowadził się ... hmmm, do łazienki? do mamusi?
A moze tak w ogóle, po papierosy, w świat?



pozdrawiam
All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 19:28:44

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "TAki Ktoś" <n...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora

> I podjął stosowne kroki - na przykład stracił złudzenia
> i wyprowadził się ... hmmm, do łazienki? do mamusi?
> A moze tak w ogóle, po papierosy, w świat?

Albo ty nie rozumiesz, o co ja pytam, albo ja nie dostrzegam
głębi Twojego życiowego doświadczenia.

Nie mówimy o młodocianym związku, ale o małżeństwie
z 5 letnim stażem (nieformalnie dłuższym) i dzieckiem.
O małżeństwie, które właśnie wyprowadza się do większego
mieszkania i planuje spłacać przez 15 lat kredyt.
Kumasz Pan ?
No to się Pan popraw.

Szukam osób, które nieco lepiej znają temat białych małżeństw
i traktują je jako problem małżeński, nad którym można
pracować i który można rozwiązać.
Nie interesują mnie osoby, których logikia toczy się torem w stylu:

nie było kobiety, której bym nie zrobił dobrze
-->>>
nie ma kobiety, której bym nie zrobił dobrze
-->>>
daj mi pan tę kobietę, ja jej zrobię dobrze, a pan idź do lalek.

Kumasz Pan ?
No to się Pan popraw.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 19:44:21

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "Vicky" <b...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "TAki Ktoś" <n...@a...pl> napisał w wiadomości
news:5bdd.000011bf.4023eaeb@newsgate.onet.pl...
> > I podjął stosowne kroki - na przykład stracił złudzenia
> > i wyprowadził się ... hmmm, do łazienki? do mamusi?
> > A moze tak w ogóle, po papierosy, w świat?
>
> Albo ty nie rozumiesz, o co ja pytam, albo ja nie dostrzegam
> głębi Twojego życiowego doświadczenia.

Nie chodzi tu o to bym Alla broniła ..
ale weź pod uwagę
że na dłuższą metę takie życie
to męczarnia .. i przetrwają tylko "najsilniejsi "
duchem czy "religią" .. :)) ... z jakim skutkiem - kto to wie ?
A Ci którzy nie przetrwają kończą tak jak All napisał ..

Dziecko jest "najważniejsze" w życiu ..
ale są też rzeczy bardzo ważne ..
Przecież gdyby tak nie było ..
nie napisałbyś tu ... :)

Pozdrawiam
Vicky

Do Alla :
Btw kiedy wrócisz do mnie od mamusi? :))))
(dla nie wtajemniczonych - kontynuacja serialu brazylijskiego)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 19:56:41

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: elgar <e...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

On 6 Feb 2004 20:28:44 +0100, TAki Ktoś wrote in
<5...@n...onet.pl>:

> Nie mówimy o młodocianym związku, ale o małżeństwie
> z 5 letnim stażem (nieformalnie dłuższym) i dzieckiem.

ok, może tak - czy to tylko Twój problem?
więc, no, co?

żeby w ogóle wróżyć Ci jakieś rozwiązania (a w tym przypadku byłoby to
wróżenie nie z jednej, ale już z kilku talii kart, na cztery ręce ;-))
danych jest, tak jakby, skromniutko...
bynajmniej nie podpuszczam do zwierzeń, daj co masz, bez namolnego
zaglądania do alkowy
i małe pytanie: AFAIR wspominałeś, że wcześniej nieczęsto bywało
sprzyjająco ;-) chyba że na zasadzie wyjątku - kiedy zauważyłeś, że to
problem? czemu wcześniej nie?

pzdr,
elgar

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 21:21:16

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: i...@s...pl szukaj wiadomości tego autora

ett
> >(wystarczy zły szew) (i szef, też bywa zły)

Wiem jednak, że nawet zły szeW/F może ogóle nie przeszkadzać

Zatem:
> Wydaje mi się, że sytuacja może mieć bardziej
> złożone podłoże psychiczne.

Czasem jest nim zwykłe nakładające się przemęczenie
i brak tzw. warunków
więc dziecko stanowić może rekwizyt "odstraszający"
napalonego męża.

> O małżeństwie, które właśnie wyprowadza się do większego
> mieszkania i planuje spłacać przez 15 lat kredyt.

Jeśli nie pomoże przeprowadzka do nowego mieszkania

To warto sprawdzić...
> kiedyś tam mamusia
> rzeczywiście wykazywała żywe zainteresowanie.

...czy małżonka nie należy do tych pań które
seks traktują jako wyłączny środek do posiadania dziecka
tak się może zdarzyć (choć wydaje mi się to dość rzadkie).
W tej sytuacji jeśli Ci to nie odpowiada
sprawa może się skończyć się jednak wyjściem
"... z Gormenghast"
czyli twoim wyjsciem po papierosy.

Dość podobna sytuacja dotyczy manipulacji seksem
w których żona stosuje go jako rodzaj marchewki.

W pozostałych przypadkach można się dogadać

> I inna rzecz: czy tatuś, w sposób oczywisty
> sfrustrowany (jeśli nawet nie fizjologicznie
> to jednak emocjonalnie)

Trudno przyznać się przed sobą i co gorsza przed żoną
do poczucia odrzucenia, bądź poczucia małej atrakcyjności
jako partnera i co tam jeszce taka sytuacja może
w człowieku wyzwolić (lista jest długa
i to samych nieprzyjemnych rzeczy ;-)
na dodatek drażliwych
/zauważ ton swojej odpowiedzi "... z Gormenghast" /
A w zasadzie partner powinien poznać tę listę
i to na spokojnie, żeby tego nie olać.

Łatwiej przyznać się do
"frustracji fizjologicznej" co choć też jest prawdą,
jest źródłem potencjalnego konfliktu przy próbach
rozwiązania problemu.

Niestety nie da się rozwiązać problemu bez
szczerej aż do bólu rozmowy, która jest o tyle
trudna, że po dwu latach ciężko prowadzić ją na spokojnie.
A trzeba będzie, bo inaczej nie dowiesz się o co chodzi.
Dowiedzieć się raczej musisz jeśli chcesz coś z tym zrobić.
Co więcej trzeba też znaleźć sposób na uświadomienie partnerce
jak bardzo kontakty intymne są dla ciebie ważne.

Wtedy zobaczycie czy wam obojgu to pasuje czy nie.

Jeśli ty zdecydujesz się na otwartą
rozmowę w tej sprawie istnieje
jeszcze możliwość, że partnerka nie będzie
zainteresowana rozwiązaniem problemu
i nie dopuści do tego prowokując kłótnie,
podając fałszywe tropy, lub w inny sposób
blokując otwartą komunikację
Niestety, może być też tak
że i ty będziesz źródłem takiego braku porozumienia
zapewne dobrze wiesz, że trudno znaleźć jednego "winnego"
kłopotów w związku dwojga ludzi. To też trzeba
bynajmniej nie teoretycznie założyć.

Wtedy warto pójść do kogoś znającego się na terapii
małżeńskiej, bo inaczej będziecie tylko się kłócić
i niewiele będzie z tego wynikać.

Zakładam, że do rozmów nie dochodzi
lub są niekonstruktywne
tylko na podstawie sposobu w jaki
charakteryzujesz sytuację w swoim poście
Nie piszesz co przeżywa twoja partnerka,
co ci mówi w "tym temacie",
co się dzieje z jej emocjami
możliwe więc że masz tu jeszcze
niewystarczającą wiedzę
czyli trzeba "zbadać sprawę"

Oczywiste jest jednak, że mogę się mylić
w końcu z wami nie mieszkam,
odpowiedz moja jest wiec
z koniecznosci nieco stereotypowa.

pozdrawiam
vonBraun


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-06 21:59:33

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "TAki Ktoś" <n...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora

OK :)
Ale powtarzam: przyszedłem tu nie po to by dostać "kopa w dupę"
ani po "dobrą radę i przytulenie" :))) Problem, o którym mówię
nie został jeszcze "przemielony" na tyle, by dawać ostateczne
rozwiązania.
Przyszedłem po wskazówki "techniczne", czyli "co jeszcze należy
przemielić". Jak będę miał dużo danych, to podejmę decyzję.
Z tym nie mam aż takiego problemu. Już mi się w życiu krótkim
zdarzyło kilka trudnych decyzji, np. z dużym oporem otoczenia itp.
Wy mi sugerujecie, że ja w sposób niedojrzały uciekam od jakiejś
decyzji, a jest dokładnie odwrotnie: dojrzewam do decyzji, by
zwrócić się z problemem "na zewnątrz", czyli do specjalisty,
bo to, co mogłem (-liśmy) zrobić sami, to zrobiliśmy (wg. mnie).
Ta grupa to tylko pewien "tani wstęp", żeby się lepiej
zorientować w temacie "a co myślą specjaliści i czego
mogę się po nich spodziewać".
Ale o tym już gdzie indziej, bo pojawiły się osoby,
które coś takiego zdają się oferować.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-07 01:34:05

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "TAki Ktoś" <n...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora

Odpowiedź przeznaczona także dla edgar'a (no i innych też)

> Czasem jest nim zwykłe nakładające się przemęczenie
> i brak tzw. warunków
> więc dziecko stanowić może rekwizyt "odstraszający"
> napalonego męża.

O proszę. To jest właśnie techniczne podejście do sprawy.
Dzięki.

> Jeśli nie pomoże przeprowadzka do nowego mieszkania

No zobaczymy.
Teraz sobie uświadomiłem, że w tym wszystkim jest coś, co
pominąłem, a mianowicie to, że moja luba dość ciężko
przeżyła ciążę i poród (w sensie fizycznym), ogólnie
też wydaje się być osobą, którą męczy zgiełk zbyt wielu
ludzi (jest przesadnie, wręcz teatralnie grzeczna
w sytuacjach publicznych i kosztuje to ją wiele wysiłku.
W jakiś sposób przekłada się to na lęk przed dużą gromadką
dzieci). Czyli także ma duże obawy przed tym, czy
wytrzyma zarówno poród jak i wychowywanie dalszych
dzieci. Ma to zapewne podłoże w pewnych, wg.
mnie patologicznych, układach z rodzicami, ale może nie
o tym teraz. W każdym bądź razie ogólnie wizja większej
ilości dzieci wydaje jej się trudna, zaś mnie odwrotnie:
przeraża mnie wizja wychowywania jedynaka. Więc tu mamy
głębszy konflikt, który się po przejściach z ciąży
i pierwszego okresu opieki nad dzieckiem skrystalizował
i umocnił.
Myślę, że jesteśmy zdolni do adopcji, ale to tylko
rozwiązywałoby kwestię ciąży, resztę raczej dodatkowo
utrudnia.
Myślę jednak, że jej samoocena własnych możliwości
wychowawczych jest zaniżona (niekorzystny wpływ jej matki
mającej skłonność do poniżania swoich dzieci w sytuacjach
publicznych, wychowywanie w poczuciu wstydu z wyraźnymi
aluzjami seksualnymi "nieładnie się bawisz dziewczynko"
- takie chore pojęcie zaangażowania religijnego, grzechu
itp), a oceniam to po tym, jak widzę jak sobie radzi z
córką. W wielu sytuacjach dużo lepiej niż ja (bywam
agresywny i mam skłonności do przemocy fizycznej,
po ojcu bezpośrednio, jak sadzę).

> ...czy małżonka nie należy do tych pań które
> seks traktują jako wyłączny środek do posiadania dziecka
> tak się może zdarzyć (choć wydaje mi się to dość rzadkie).
No więc, z tego, co napisałem wyżej, raczej chyba nie ?

> Dość podobna sytuacja dotyczy manipulacji seksem
> w których żona stosuje go jako rodzaj marchewki.

No i tu już jesteśmy bliżej. Odczuwam to nierzadko
jako próby manipulowania mną, tyle że w dużej części
nieuświadomione. W ten sposób wg. mnie powtarza
schemat wyuczony przez matkę, w której kwestie "seks-
poniżanie-kontrolowanie" ściśle się ze sobą łączyły
(ach, teść to złoty człowiek, złego słowa o żonie
nie powie. No i przetrwał ... Ale grzech zaniechania
wg. mnie popełnił gruby). Co do jej matki - czyli mojej
teściowej - znamienne jest to, że wychowywała się
bez ojca, który zginął w pierwszych dniach wojny.
Charakterystyczna (z opowieści) jest sytuacja, w
której jako mała dziewczynka zbuntowała się przeciwko
"nowym kandydatom" i skutecznie zniechęciła swoją
matkę (a babkę mojej żony) do ponownego zamażpójścia.
Moja żona zaś, jako dziecko, miała bardzo bliski
kontakt z babcią, która w pewnym okresie życia wręcz
zastępowała jej matkę (co akurat wydaje mi się
pozytywnym akcentem, paradoksalnie - porównując
ze starszą siostrą, ale o tym już sza).


> W pozostałych przypadkach można się dogadać
I tu można się dogadać ... Ale z pomocą :)
Przetrwaliśmy do teraz, to i dalej pójdzie.
To, co już musieliśmy przepracować, to pewnie
dla niejednego małżeństwa byłoby i po trzykroć
nadto.

> Trudno przyznać się przed sobą i co gorsza przed żoną
> do poczucia odrzucenia, bądź poczucia małej atrakcyjności
> jako partnera i co tam jeszce taka sytuacja może
> w człowieku wyzwolić (lista jest długa
> i to samych nieprzyjemnych rzeczy ;-)
> na dodatek drażliwych
> /zauważ ton swojej odpowiedzi "... z Gormenghast" /
Pomińmy to na razie. Po całym dniu oczekiwania
(sfrustrowany jestem jak mówiłem ;) dostałem
odpowiedź delikatnie rzecz biorąc "płytką".
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dałem dużo
informacji, ale nie chciałem zbyt szybko
wprowadzać własnych interpretacji i ocen.
Dlatego właśnie, że sam dużo widzę, chciałem
by spojrzał na to ktoś, kto jest zdolny
do wychwytywania niuansów i subtelności i np.
ocenił też moją w tym wszystkim wiarygodność
relacji. Ktoś, kto ma wiedzę szeroką, a nie
taką jaką ja mam :). Ktoś, kto potrafi wyważyć
podawane szczegóły, odfiltrować, oddzielić
"świadczące za mną" od "świadczących za nią",
znaleźć, jak to widziałem w innym Twoim poście,
pewien ogólny schemat, "rekwizyty", "sytuacje
zwrotne", "substytuty" itp. Nie znam się na
tym, bo wykształcenia psychologicznego nie mam.
Czytałem jedynie trochę książek, np.
Eichelbergera "Kobieta bez winy i wstydu",
"Zdradzony przez ojca" i tą z Samsonem,
zaglądałem z zaciekawieniem do "W co grają
ludzie" (psychologia transakcyjna). I
sporo "starożytnych z rejonów Tybetu" :).

> A w zasadzie partner powinien poznać tę listę
> i to na spokojnie, żeby tego nie olać.

Kiedyś bardzo dużo opisywalismy sobie w listach.
Wydaje mi się, że już sobie bardzo wiele powiedzieliśmy
i na spokojnie, i w gniewie i, ostatnio chyba najczęściej,
w żarcie. Tzn. uciekłem z wieloma kwestiami w groteskę,
co pozwala mi się wobec żony wyrażać i sygnalizować,
że nie jest OK, że teraz właśnie bym chciał to i tamto,
ale bez wprowadzania napięć, żadnych szantaży emocjonalnych,
że nie daję rady i mam dość (oczywiście nie zawsze jest
tak różowo, w końcu bywam zmordowany po robocie, ona też
...). Mamy jakiś tam system "zastępczy" bardzo ograniczonego
kontaktu cielesnego (dopiero teraz sobie to uświadomiłem).
Więc pozostajemy sobie bliscy. Nie odczuwam tego jako
"sytuacji bez wyjścia". Jest to pewien okres przeczekania.
Jak będzie nowe mieszkanie to temat otworzę "na nowo".
To za jakiś miesiąc - dwa. A wstęp może uczynię wcześniej,
posiłkując się zdobytą tutaj (i gdzie indziej ?) wiedzą.

> Niestety nie da się rozwiązać problemu bez
> szczerej aż do bólu rozmowy, która jest o tyle
> trudna, że po dwu latach ciężko prowadzić ją na spokojnie.

Tzn. z tymi dwoma latami to nie jest aż tak do końca,
bo zaraz po ciąży "zdarzało się" (na palcach jednej ręki ?)
Ostatnie kilka miesięcy zaś jest "suche kompletnie".
Może ma to wszystko związek z tym, że po ciąży żona
podjęła nową pracę, a od tych paru miesięcy problemy się
tam nasiliły ? Ale to ma chyba generalnie mały wpływ,
bo wydaje mi się, że inne czynniki są dominujące.

Co do rozmów: rozmawialiśmy, nie raz, szczerze.
Tylko mam wrażenie, że luba chwyta się tematów
zastępczych. Po prostu czuje "nie", ale chce to
zbyt prosto wytłumaczyć, zepchnąć. Ona w sumie
bardzo dobrze wie, co ja chcę i myślę, bo wyrażam
się precyzyjnie i prosto, do tego przybrałem
formę żartu, jak wspomniałem, dla stonowania.
Tylko, że ona nie traktuje tego poważnie.
Nie chce uznać tego za "obiektywne" problemy.
Skoro ja tak sobie dobrze radzę z własnym
cierpieniem, żartuję (albo się cholernie
wściekam ...), to może tak się da całe życie ?
Myślę, że tak próbuje to załatwić.
Ale ja nie mogę na to pozwolić, bo to
nie jest takie proste.

> Jeśli ty zdecydujesz się na otwartą
> rozmowę w tej sprawie istnieje
> jeszcze możliwość, że partnerka nie będzie
> zainteresowana rozwiązaniem problemu
> i nie dopuści do tego prowokując kłótnie,
> podając fałszywe tropy, lub w inny sposób
> blokując otwartą komunikację.
I tu jest właśnie dużo do zastanowienia.
"Podaje fałszywe tropy", czyli wymyśla
tematy zastępcze. Sytuacja jest jednak nie do końca
oczywista, bo problemy, które zgłasza nie są
bagatelne. A wśród nich: "skończ studia".
Ale to też temat spory. Krótko: żona jest
ładnych parę lat ode mnie starsza, pani
magister, a ja ciągle student, z ciężką
historią nauki zresztą (przenosiny między
uczelniami - ślub - i stąd komplikacje).
Ale zarabiam więcej i dużo łatwiej znajduję
pracę. Tak więc nie jestem społecznie
niedojrzały do roli meża i ojca. Ten argument
jest silny, ale chyba zbyt "łatwy". Pozwala
jej unikać rozmowy na temat.

A ostatnio usłyszałem: "zrób obiad
wg. tego tu przepisu, a zasłużysz na raz",
(nie użyła słowa zasłużysz, raczej była
to odpowiedź na moje pytanie, "kiedy ?").

To co mnie jednak martwi, to to, że
niezależnie od treści "zadań", sam
fakt ich istnienia jest dla mnie
problemem. Uważam sytuację za niesymetryczną
(czyt: niesprawiedliwą) ja nie uzależniam
seksu od czegokolwiek innego,
jedynie CZASEM od zmęczenia (może raz
mi się zdarzyło ... ).
Luba robi to zaś permanentnie (choćby
i przed chwilą - gardło ją boli
i chyba bedzie chorować. Ale chwilę
wcześniej brała kąpiel i łaziła potem
nago i boso po mieszkaniu, po
kuchennych, zimnych kaflach ;)))).
A - to też harakterystyczne - jest
domową ekshibicjonistką. Lubi mi się
pokazywać nago, np. w przelocie, na
chwilkę. Niby to przypadkiem, z
konieczności, ale czemu aż tyle było
widać i dlaczego zazwyczaj coś do mnie
mówi, każąc skupić się na sobie :))) ?
To pytanie retoryczne. Jak widać -
podtrzymuje napięcie. Prowokuje.
Prowokuje drobny kontak fizyczny typu
"uszczypnięcie". Ale już nie cztery.
Wtedy jest już za daleko ...
W tej chwili ja jej daję sygnały
chęci po kilknaście razy dziennie,
z humorem. Krótkie, proste, przemijające.
Odpowiadam na te ekshib. zaczepki.
I badam jej reakcje.
Stabilne i przychylne. Samopoczucie
OK.:). I na tym się kończy.
Jakikolwiek bardziej zdecydowany
ruch powoduje grymas na twarzy i
coś ją boli (okres się zaczyna, szew
poporodowy, kręgosłup w krzyżu,
głowa - często, zimno jej, blizna
po czymś tam).

> Niestety, może być też tak
> że i ty będziesz źródłem takiego braku porozumienia
> zapewne dobrze wiesz, że trudno znaleźć jednego "winnego"
> kłopotów w związku dwojga ludzi. To też trzeba
> bynajmniej nie teoretycznie założyć.

A to się zgadza. Ja to osobna kwestia.
Moi rozwiedzeni (mniej więcej w tym samym czasie, co
brałem ślub) rodzice, moje młodsze rodzeństwo,
agresywny ojciec (też się wychowywał bez ojca (!),
ale pod "okiem" sporo starszego rodzeństwa).

> Wtedy warto pójść do kogoś znającego się na terapii
> małżeńskiej, bo inaczej będziecie tylko się kłócić
> i niewiele będzie z tego wynikać.

OK. W tym kierunku zmierzam. W sumie cały czas myślałem,
żeby z tym iść do ginekologa albo do psychologa.
Ale jest jeszcze przecież seksuolog pośrodku.
Zobaczę. Właśnie nie wiem, kto będzie
najodpowiedniejszy.

> Zakładam, że do rozmów nie dochodzi
> lub są niekonstruktywne
Dochodziło i były niekonstruktywne,
lub konstruktywne "lokalnie", czyli
np. na jeden raz, ale niewspółmiernym
kosztem i na bardzo dziwnych warunkach.
I mało satysfakcjonujący "raz", schematyczny
(żona, jak to sobie żartujemy z tego,
uwielbia pozycję "na lalę", czyli
kładzie się na plecach, zamyka oczy
- taka lepsza lala z bajerami, jak widać
- i tak już zostaje do końca... :))
Pasjonujące, co nie ? Hi, hi ... Tylko
gdzie ta fantazja i otwartość jeszcze
sprzed ślubu ? Z pierwszych spotkań ?
No nie ma ... Lala i mocna stymulacja
oralna ... Ech ... Schemat. Mówię jej:
zrób chociaż użytek z rąk. Ale zapomina.
No i nie dziwne. Mało w tym całego ciała,
a silne skupienie tylko na "wybranych
sferach").
To nie za bardzo ma sens, bo luba
wyciąga na wierzch wszystkie grzechy,
jakie w naszej historii popełniłem, wpada
w depresję i mówi, "że tego nie widzi,
że nie wie, jak to będzie, że ma dość,
że mam się wyprowadzić". Wg. mnie czegoś
unika, bo wystarczy samych "rozmów" nie
aranżować, a wszystko zaczyna funkcjonować
stabilnie - sprzeczki są drobne i łatwo
je w żart obracać, są wspólne pomysły,
fantazje, zabawy z dzieckiem, planowanie
operacji finansowych, opowiadanie "co
w pracy". Wszystko niby OK.
Tylko, jak "przycisnę" w kierunku seksu,
to nagle się robi ciężko i okazuje
się, że "to wszystko nie ma sensu".
Są jeszcze inne tego typu lęki,
np. spotkanie z moim ojcem. Moja
luba od ślubu się z nim nie widziała,
a i mi ostro kontakt utrudniła. Fakt,
że facet ostro namieszał, bo
ogólnie było niezłe zamieszanie -
moi rodzice rozwód, my - ślub i kwestie
"czy ta pani (nowa ojca)" powinna
zostać zaproszona. No ale to już było
5 lat temu.

> Nie piszesz co przeżywa twoja partnerka,
> co ci mówi w "tym temacie",
> co się dzieje z jej emocjami
Coś już napisałem ...

> możliwe więc że masz tu jeszcze
> niewystarczającą wiedzę
> czyli trzeba "zbadać sprawę"
No i badamy ...

> Oczywiste jest jednak, że mogę się mylić
> w końcu z wami nie mieszkam,
> odpowiedz moja jest wiec
> z koniecznosci nieco stereotypowa.
Jasne... Jak też i mój sposób przedstawienia
sytuacji ...

Aha. Żyjemy bardzo blisko z teściami (moimi
a jej rodzicami).
Mama (tak, ta mama) zajmuje się opieką nad
naszą córką (jak jesteśmy w pracy). Oboje z
żoną zdajemy sobie dość dobrze sprawę z tego,
jakie błędy popełniła na swoich dzieciach,
więc jesteśmy uważni. Wychwytujemy sytuacje
typu zawstydzanie i inne zagrywki "ideologiczne"
i interweniujemy, stanowczo, razem.
Mama wydaje się to rozumieć i akceptować.
Moja żona w bardzo dużym stopniu uświadamia
sobie, jakich krzywd doznała jako dziecko,
natomiast co innego skłonność do powielania
podobnych zachowań "pod innym kapturkiem",
które już tylko ja obserwuję i traktuję
powaznie, ale jestem raczej za słaby, żeby
to umiejętnie ugryźć.

Dużo tu napisałem ... Nie wiem, czy nie za dużo,
jak na pub. Ale puszczam [w akcie desperacji ...] :)

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-07 03:21:57

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "cbnet" <c...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

TAki Ktoś:
> [...]
> moja luba dość ciężko przeżyła ciążę i poród
> (w sensie fizycznym)
> [...]
> ogólnie wizja większej ilości dzieci wydaje jej
> się trudna, zaś mnie odwrotnie: przeraża mnie
> wizja wychowywania jedynaka.
> [...]

Czyli krotko mowiac: za wszelka cene nie chcesz pozwolic
"lubej" aby _samodzielnie_ dojrzala do tego, aby bez obaw
myslec o potenjalnej perspektywie urodzenia kolejnego
dziecka, a przy tym nie zgadzasz sie aby tak jak dotad
chocby przez chwile nie wyobrazala sobie czegos takiego.

Pewnie w dodatku ciaza byla dla was niezupelnie zaplanowana
niespodzianka.

Zwroc uwage, ze nie tylko w zaden sposob nie pomagasz
"lubej" dojsc do rownowagi psycho-emocjonalnej po porodzie,
ale wrecz dzieki usilnemu przeszkadzaniu jej w tym oraz
swym staraniom wytworzyles sytuacje w ktorej sam stales
sie poniekad ofiara, zas "luba" prawdopodobnie coraz mniej
i mniej wyobraza sobie kolejna ciaze u Twego boku (lub moze
nawet w ogole - Wasz zwiazek w przyszlosci).

Kolejna rzecz to te Twoje 'analizy' oraz 'wnioski' - cos
koszmarnego. Zdaje sie ze poszukujesz usprawiedliwienia
zastepczego dla sytuacji do ktorej de facto sam doprowadziles...
no chyba ze wychodzisz z zalozenia iz Twoje powiedzmy
delikatnie 'zaniechania' wobec partnerki nie maja nic wspolnego
z cala sytuacja.

Reasumujac: [mowiac bez ogrodek] straszny z Ciebie palant
i o ile sie nie zmienisz, to najprawdopodobniej efektywnie
doprowadzisz do rozpadu swego zwiazku nie rezygnujac przy
tym z usilnych "desperackich" prob znalezienia rzekomych
przyczyn katastrofy do ktorej konsekwentnie zmierzasz/-cie.

PS: oczywiscie nie watpie ze "luba" w istotny sposob zasluzyla
se na to co soba reprezentujesz jako jej partner. ;)

Czarek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-02-07 10:40:09

Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
Od: "cbnet" <c...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

> PS: oczywiscie nie watpie ze "luba" w istotny sposob
> zasluzyla se na to co soba reprezentujesz jako jej partner. ;)

Nawiasem mowiac moja "luba" przez 7 dni dojrzewala do tego
aby w ogole zajac sie dzieckiem (nastepnie szybko okazalo sie
ze jest jedna z najwspanialszych mamusiek na swiecie), oraz
przez 3 m-ce nie wyobrazala sobie nawet nastepnej ciazy,
zas po 8 miesiacach nie tylko juz wyobraza sobie, ale wrecz
_bardzo_ pragnie nastepnego dziecka i to nawet chocby zaraz. :)

Oczywiscie gdybym moje starania w odpowiedzi na jej rozne
obawy/lenki sprowadzaly sie do postaw podobnie roszczeniowych
do tego co opisal FS, to nietrudno wyobrazic mi sobie iz tkwilibysmy
w sytuacji zupelnie innej niz obecnie (w tym rowniez w obszarze
seksu).

Innymi slowy: kobieta po porodzie ma prawo czuc sie powiedzmy
"jak zbity pies" i jesli w tym czasie nie bedzie miala odpowiednich
warunkow aby calkowicie samodzielnie _na_ _nowo_ obudzic w
sobie pragnienia sprzed okresu ciazy/porodu, to w konsekwencji
bez watpienia moze utkwic (uciec) psycho-emocjonalnie w rodzaj
blednego kola ktore bedzie stanowic dla niej skuteczne schronienie
przed partnerem jawnie wrogo nastawionym do jej dysfunkcji.

PS: LS, napisalem o tym wszystkim w nadziei ze nie jestes
skonczonym palantem, choc palantem (i to strasznym) w moim
pojeciu to obecnie niestety jestes. OK? ;)

Czarek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 10


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Kilka nowych pytań do FAQ ...
ettowi się nudzi i ta pełnia, cholerka
Medytuj na grypą
moralność seksu ??
Mam Cie... zjem Cie...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »