Data: 2009-08-03 05:53:29
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Od: Matb <m...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
tren R napisał(a):
> Śmiem twierdzić, że przemilczeć mogłaś wszystkie posty :)
> kąśliwość, agresja, napastliwość - jeśli oddasz tym samym, koło się
> zamknie i uroboros zeżre własny ogon. ale jeśli uda ci się zdystansować
> od tego, zyskasz nową perspektywę. no i ocalisz węża.. :)
Trenuję, nie zawsze mi wychodzi.
Myślę, że obrona swojej godności to ważna rzecz.
Zdaje się, że nie podeptałam niczyjego ogródka.
Dystansowanie się do agresywnych typów to domena psychicznie silnych,
stabilnych ludzi o głębokiej mądrości duchowej. Ja jestem zwykłym
człowiekiem.
Na razie nauczyłam się nie podawać złości dalej, do słabszych, do
dziecka, do psa...
A to już sukces.
> > Nie przypuszczałam, że pod presją oceny "społecznej" wypłyną ze mnie
> > motywy, o których wcale nie miałam ochoty pisać.
>
> ale mam wrażenie, że to było istotne :)
Wiesz, to, że jest to forum psychologiczne nie znaczy, że siedzą
psychologowie, że tu otrzymam profesjonalną pomoc terapeutyczna w
rozwiązywaniu moich problemów, chociaż w wykonaniu niektórych tak to
wygląda. Racja koniecznie po ich stronie, bo przeczytali 3 grube
książki i wiedzą na pewno...
To jest istotne. Bo od tego się zaczyna. Tu jest początek. Tu jest
problem, a wszystko inne to jego konsekwencje.
> imho przekroczyłaś już pewien rubikon zniechęcenia, za który trudno ci
> będzie wrócić. Taki punkt krytyczny związku. kiedy niepostrzeżenie
> przestaje ci zależeć. coraz częściej cię wszystko denerwuje. Dostrzegasz
> wszystkie wady twojego partnera. i okazuje się że w sumie to przeważają
> one nad zaletami, że tych zalet to nawet niewiele jest.
>
Przekroczyłam ten punkt. Próbowałam działaniem, pomysłami, rozmowami,
mówieniem o tym co czuję, jakie sa moje potrzeby, wierzyłam, że
poprawa jaka po tym następowała to efekt tego, że otworzył oczy. Ale
to ułuda, może i racja, że ludzie się nie zmieniają. W tej chwili to
wszystko jest warte ratowania tylko dla dziecka, ale nie wiem czy
będzie szczęśliwa, ja nie byłam, dla mnie tez "ratowano rodzinę"...
Próbuję wczuć się w niego, zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej.
Powiązać jego własne doświadczenia z przeszłości, z dzieciństwa,
relacje z rodzicami i między rodzicami. Jestem w stanie zrozumieć
czemu się izoluje, czemu jest taki samowystarczalny, czemu nie dzieli
się sobą.
Tylko, że ja nie wiem, czy chce poświęcić życie tuląc kaktusa... On nie
miał przykładu związku, ja nie miałam przykładu związku, ale buduję
coś czego nie znam czytając, chwytając się doświadczeń, obserwując...
> bardzo trudno wrócić do stanu "przed". zazwyczaj jakieś dramatyczne
> wydarzenie może coś zmienić. może właśnie zdrada?
> tylko to już jest rewolucja.
>
Nie wchodzi w grę, tam ciało gdzie serce. On tez nie jest zdolny do
zdrady. Zbyt wrażliwy "twardziel" z niego. Byłam kiedyś zazdrosna o
niego, już nie jestem, myślę, ze świadczy to o przekroczeniu punktu
krytycznego.
> a rozmawialiście o tym? tak szczerze jak tutaj, przynajmniej?
Tak szczerze i szczerzej. O wszystkim. Rozmawiam z nim jak z
przyjacielem, bardzo szczerze. Nie wiem czy on ze mną tak samo. Mam
wrażenie, że ciągle się broni a potem zrzuca odpowiedzialność na mnie.
Że za często jestem zmęczona, za często jestem w złym humorze, za
często mam doły. Niestety sam nie widzi siebie. Sam wścieka się głośno
gdy coś mu nie wychodzi, zaciska zęby, mięśnie, brak panowania... Sam
jest notorycznie zmęczony. Ze wspólnych zajęć nawet odpoczynku wykreca
się pracą i ... o ironio... zmęczeniem...
Tak czy siak zostaję sama ze swoim czasem. Dobrze, ze jest dziecko,
ono chętnie patrzy mi w oczy i się przytula, rozmawia ze mną. Gdyby
nie to to widzę siebie płaczącą do niewzruszonego kamienia...
Tak, próbowałam zostawić go w spokoju i poszukać sobie zajęć poza
domem. Spotykałam się ze znajomymi. Jedyne co zauważyłam u niego to
ulga. Po prostu wreszcie mógł się zająć sobą bez zrzędzenia. Poza tym
nic się nie zmieniło.
Wspaniale mieć przyjaciół, ale jeszcze wspanialej byłoby mieć męża,
który spojrzy w oczy, cmoknie w kark, dotknie przy mijance i zapyta
czy przy okazji i mi herbaty zrobić, skoro robi już sobie....
To, ze ja tak robię przyjmuje jako najnormalniejsze. Gdy przestanę, on
nie odnotowuje różnicy.
Ał, aż mnie w sercu zakłuło...
|