Data: 2009-03-01 21:50:16
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sun, 1 Mar 2009 22:29:50 +0100, R napisał(a):
> Użytkownik "Ikselka" napisała w wiadomości
> news:gdklkgrjewd7.f1l10depdtz0$.dlg@40tude.net...
>> Dnia Sat, 28 Feb 2009 22:31:33 +0100, Ikselka napisał(a):
>>
>>> Dnia Sat, 28 Feb 2009 22:21:18 +0100, medea napisał(a):
>>>
>>>> Ikselka pisze:
>>>>
>>>>> Nie no, nie rozumiesz, ze nie chodzi o terminy - i chyba nie
>>>>> zrozumiesz, a
>>>>> mnie już się nie chce o tym... Ludzie są zakłamani i tyle. Tracą przez
>>>>> to
>>>>> całe swoje dostępne potencjalnie szczeście - nie chcą się o nie
>>>>> postarać,
>>>>> nie chcą prosto żyć.
>>>>
>>>> Pisałaś, że gdybyś męża na zdradzie złapała, to byłby koniec. Albo gdyby
>>>> mężowie bili Twoje córki, to podobnie. No to jak?
>>>>
>>>
>>> Gdzie widzisz niekonsekwencję? - ja widze idealną zgodność: zdrady nie
>>> toleruję, przemocy też nie.
>>
>> Aha, rozumiem: chodzi Ci o to, że niby to nie są dla Koscioła powody do
>> stwierzenia nieważności ślubu - ano nie są, być może.
>
> Nie są. Ale są to powody do udzielenia zgody na separację.
>
>> Wtedy po prostu są
>> inne metody postępowania wg koscielnego prawa kanonicznego. Im się należy
>> poddać, jeśli nie ma możliwości anulowania ślubu. Do tego, aby je uzyskać,
>> są jasno okreslone potencjalne powody i jeśli sie nie spełnia warunków, to
>> nie wiem, co ludzie chcą tu przeskoczyć.
>
> Też nie wiem. My chyba faktycznie myślimy w innych kategoriach niż ogół.
> Nawet nie wiem czy czuję się zaskoczona. Zawsze czułam się jakaś inna.
> Nigdy np. nie przyszłoby mi do głowy pomstowanie na policjata za to, że
> wlepił mi mandat za faktyczne przekroczenie prędkości ;).
Ba! - ja nawet nie przekraczam ;-PPP
>
>> Czyli ja: jesli zdrada ze strony męża znajduje się wśród owych powodów,
>> starałabym sie o stwierdzenie niewazności slubu. Jeśli zaś nie jest
>> powodem
>> - to nie rozumiem, dlaczego miałabym tego żądać. Nikt mnie przecież nie
>> zmusza w Kosciele do życia z człowiekiem, który nie dotrzymał przysięgi.
>
> Dokładnie. Tak jak i nie zmusza do życia w pełni w Kościele jeżeli
> chciałabyś się związać z kimś następnym. Są jasno określone zasady i można
> podejmować świadome decyzje.
>
Howgh. Z ust mi to wyjęłaś - sto razy tu o tym pisałam, może w mniej
wyważonej formie, bo mnie nerwy ponoszą. Ogólnie - moje ulubione
powiedzonko na ten temat jest: "Nikt nikogo nie przymusza, aby uznał Pana
Boga za geniusza".
I jeszcze - zadaję sobie i innym wielokrotnie pytanie, na które tutaj ani
nigdzie nie uzyskałam jeszcze odpowiedzi, tylko ataki: Dlaczego ludzie tak
mocno ciągną do Kościoła i jego zasad, tak koniecznie chcą być wewnątrz,
jednocześnie chcąc w zamyśle go urobić wg własnego widzimisię i żyć
wygodnie w znaczeniu "róbta co chceta"? Zupełnie jakby chcieli równocześnie
mieć ciasteczko i zjeść ciatseczko. I tylko sarkanie i atak, kiedy się
przekonują, że tak nie można, że tak się nie da, a jednocześnie widząc może
nielicznych, ale RZECZYWIŚCIE z ciasteczkiem w dłoni, nie zjedzonym, choc
tak trudniej...
A przecież to logiczne, że gdyby KK się zmieniał pod dyktando jak i kiedy
tylko komu pasuje, nie byłby już taki pożądany. Może tu jest własnie
odpowiedź: ludzie w swojej małości i zagubieniu ciągną do rzeczy stałych i
pewnych, dających poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie chcieliby je
zdewartościować tak, aby stałe i pewne być przestały, bo im wg nich
niewygodnie żyć na co dzień. Tym samym znoszą się do zera cele i sens
istnienia takiego kościoła. Dlatego własnie KK musi i powinien pozostawać
twardy w najbardziej fundamentalnych swoich założeniach - bo inaczej dawno
by go nie było.
Mnie (i nie tylko mnie) KK jest potrzebny - odkąd w nim jestem, po trudnym
okresie ciężko wypracowanych, ale z pełną wolą doprowadzenia do końca,
zmian, moje życie sie wyprostowało, zyskałam nieopisany spokój wewnętrzny,
mam pełne zaufanie do jedynego męzczyzny mojego życia i on ma je do mnie -
nie ma takiej możliwości, abyśmy mogli się zawieść jedno na drugim i nie
chodzi tu o przysięgi miłosne az po grób, lecz o RAZ dane słowo; miłość
wszak ma prawo mijać - choć bardzo bym tego nie chciała, bo jest czymś, co
wypełnia nas po brzegi od 30 lat.
Skąd mam pewność? - dla niektórych odpowiem naiwnie: poniewaz zapytałam go,
co będzie, jeśli kiedyś przestanie mnie kochać. Powiedział: "Nie wyobrażam
sobie tego, ale jeśli nawet jest to możliwe, to przecież dałem Ci słowo i
ono wystarczy". Tak czuję i ja.
Czy można usłyszeć od kogoś coś równie pięknego? - to właśnie dał mi KK.
Jak łatwo pozbawić się możliwości przeżywania tego typu rzeczy - w moim
życiu o mały włos mogło się to stać. Dlatego odczuwam taka wielką radość,
że potrafiłam docenić szanse, pójść za głosem serca i wybrać to, co należy.
I jeśli ktoś mnie zapyta (a pytają często), jaki mam wlaściwie dowód na
istnienie Boga, to zawsze mam jedną odpowiedź: dowodem dla mnie jest moje
życie. Innych dowodów nie szukam i nie potrzebuję. Ciągle w moim życiu
odczuwam, że otrzymuję zbyt wiele - nawet.
|