Data: 2002-05-17 22:46:26
Temat: Re: Drugi maz nienawidzi mojego dziecka - co robic?
Od: "ewa rostkowska" <o...@N...poczta.gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Sokrates <d...@w...pl> napisał(a):
>
> Użytkownik "Sokrates" <d...@w...pl> napisał w wiadomości
> news:abv931$knq$3@news.tpi.pl...
> > Pomoc się znajdzie, tylko napisz konkretniej, to bardzo wszystkim pomaga
> > pomagać.
> Teraz mogę już napisać coś od siebie.
> Najpierw wyciągnięte wnioski co do osób.
> Obecny mąż dla ciebie jest dobrym człowiekiem.
> Córka dla ciebie jest dobrą dziewczynką.
> Ty też jesteś dobra dla pozostałej dwójki.
> Na początku wszystko było OK, ponieważ córka się
> cieszyła-pytanie z czego? Czy z tego, że jej mama będzie szczęśliwsza mając
> nowego
> męża, czy z tego, że sama będzie mieć wreszcie ojca na codzień? Może jedno i
> drugie?
> Jedyny konflikt, to relację między nimi, które jak można twierdzić narosły
> dopiero po czasie.
> Ojczym przypuszczam wczuł się w rolę ojca (chce nim być) To Dobrze O Nim
> świadczy!
> Zrobił to "na całego", nie rozumiejąc, że jest choćby subtelna różnica
> między ojcem a ojczymem.
> i powinien najpierw zostać jej przyjacielem a dopiero później ojczymem i to
> takim, żeby tej
> przyjaźni lub akceptacji nie tracić. Pewnie nie zrozumiał swojej właściwej
> roli = nieumyślnie "winny"
> Córka jako mała dziewczynka myślała, że ojciec (ojczym) to ktoś taki, który
> zawsze rozpieszcza,
> kupuje lody itd. Nie wiedziała (bo skąd) jak to jest na prawdę. Pech chciał,
> że akurat trafił jej się
> ojczym, który jest wymagający i podziałało to na nią jak zimny prysznic, jak
> rozczarowanie ponieważ
> nie miała możliwości od niemowlęctwa przyzwyczajać się do właściwego odbioru
> ojca. Z jej doświadczenia
> najlepiej rozumie tylko "babski układ".
> Wracając do ich stosunków. Powyższe moje wywody spowodowały zamknięte koło.
> On przesadził z ojcowstwem
> Ona tego nie zaakceptowała i się buntuję, on widząc, że dziecko go nie
> słucha irytuje się i podkręca śrubę i tak
> zostało napędzone koło wzajemnej "nienawiści", które należy jak najszybciej
> i skutecznie przerwać.
Zgadzam sie ze wszystkim, z wyjatkiem tego, ze ja jestem dla nich dobra.
Biegam od jednego do drugiego i truje! Sama patrzec na siebie nie moge!
> Metoda pierwsza:
> Przede wszystkim rozmowa z mężem, żeby zrozumiał, że musi być trochę innym
> ojczymem niż by to była córka od
> samego początku i w pełni z jego "kości" co powinno załagodzić na początek
> trochę sprawę.
Rozmowa nie dziala. Zaparl sie, mowi, ze ma dosyc zyc pod jednym dachem z
kims kto sie do niego nie odzywa (dziwne nie jest, nikt by nie wytrzymal).
Twierdzi, ze albo ona sie zmieni albo....no wlasnie nie wiadomo co.
Po drugie rozmowa z
> córką i próba wyciągnięcia z niej dlaczego go "nie nawidzi" W tym miejscu
> przydałby się ktoś taki jak Sandra "z zewnątrz"
> ktoś kogo córka bardzo lubi i mogłaby mu się zwierzyć. Oczywiście takie
> "podejście" córki należy już zachować w tajemnicy
> i się z tym nigdy nie zdradzić.To jest metoda naprawcza, gdzie ty jesteś
> mechanikiem dwóch pojazdów. Pewnie lepsza niż
> ta druga, która mogłaby polegać na rozerwaniu tego samonapędzającego się
> koła poprzez zwrócenie ich uwagi na siebie.
> Na twoje cierpienie z ich powodu itd. Jeśli oni ciebie oboje mocno kochają,
> to powinni dla dobra miłości do ciebie pójść
> na wzajemne kompromisy. Ta metoda jest o tyle gorsza, że raczej doraźna.
> Może podleczyć sytuację ale jej nie wyleczy do końca
> co jest oczywiste. Zawsze to jest jednak podwalina do późniejszych innych
> działań.
> Nie wiem ile córka ma lat. W każdym razie ten konflikt musicie rozwiązać
> szybko, zanim córka wejdzie w okres dojrzewania.
> ponieważ w tym okresie takie konflikty są najtrudniejsze do rozwiązania.
> Na pocieszenie Ewy chciałem dodać, że jej post uzupełniający nie wywarl na
> mnie tak dramatycznego wrażenia i myślę, że
> uda się całą sprawę załagodzić i z czasem na pewno wyleczyć.
Zyje jak na wulkanie. z drugiego konca mieszkania nasluchuje co kto
komu "dowalil", od czasu do czasu wypadam na arene i cos usiluje zalagodzic.
Jestem w ciaglym napieciu. Musicie zrozumiec: jest mi bardzo przykro gdy ktos
jest przykry dla mojej corki. Z drugiej strony ona pozornie sie nie przejmuje
(ja w jej wieku pewnie bylabym juz zalamana), ale nie pozostaje dluzna,
stosuje metody wyrafinowanie zlosliwe, np przynosi do obiadu szklanke tylko
dla siebie i dla mnie. Udaje, ze ojczym nie istnieje. Jemu jest przykro, mi
jest przykro. Wspolny obiad czy raczej kolacja to horror:pasmo zlosliwosci ze
strony meza i nadeta mina dziecka. Ostatnio zaczelam wychodzic, nie moge tego
sluchac i patrzec na to.
> Celowo nie podaję konkretnych przykładów co robić, co mówić. To już trzeba
> dostosować do własnych realiów.
> Myślę, że jeśli ten schemat myślowy jest właściwy, to jest to już jakaś
> pomoc. Resztę sprostują i dopowiedzą inni.
> Przepraszam, za tak długi post ale nie potrafiłem tego skrócić. To zresztą
> dla jej i ich dobra więc wybaczycie.
> Darek
Fajny, dlugi post, dzieki.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|