Data: 2002-12-13 16:31:22
Temat: Re: Dylematy :( (dlugie)
Od: "Małgorzata Majkowska" <m...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Osoba znana wszem jako <k...@g...pl>, drżącą z emocji ręką,
skreśliła te oto słowa:
> Poltora roku temu przeprowadzilam sie z rodzinnego miasta do
> miasta oddalonego od niego o ponad 500 km.
> Na poczatku bylo super, nowe miejsce, lato, wycieczki w nieznane
> mi rejony. W miedzyczasie TZ otrzymal interesujaca propozycje
> pracy, sprawdzil sie, jest tam szanowany i ceniony.
> Nie wiem co robic...czy naciskac na TZ (choc zmiana pracy i dla
> mnie bedzie oznaczala gorsze warunki zycia), czy zostawic to tak
> i zyc tu w marazmie i czekac az zaswieci dla mnie slonce... TZ w
> sumie przyznal, ze bierze przeprowadzke pod uwage, ale na pewno
> nie w ciagu kilku nasteonych lat ((( Wyglada na to, ze bede
> musiala tu kwitnac jeszcze tyle czasu a do swojego Gdanska
> jezdzic tylko z wizyta..przyznam szczerze, ze bardzo bym cieszyla
> sie przyjezdzajac do Gliwic ale nie jak do domu, tylko wlasnie z
> wizyta...chcialabym, zeby sie odwrocilo...jestem totalnie
> bezsilna, nie wiem co robic.
Pięć lat temu również zmieniłam podobnie jak Ty swoje życie. I z
zielonego, ukochanego Szczecina przeniosłam się (za chłopem :-))) do
stolicy. No koszmar proszę ja Was. Nie dość że owa aglomeracja
zaczyna cuchnąć jeszcze 10 km przed tabliczką, to ludzie biegają
tutaj jak nakręceni. W Centrum przez które przejeżdżałam 2 x
dziennie widać było to czym się oddycha :-) Rodowitych Warszawiaków
przepraszam serdecznie - ale tak to wygląda ze strony emigrantki z
FatherLandu :-)
I podobnie jak Ty tęsknię do starych śmieci, do starych znajomych i
przyjaciół, do spacerów nadbrzeżem, do starych poniemieckich
kamieniczek, do ulubionego pubu - "Tawerny" i dostaję klaustrofobii
w mieszkaniu bo sufit mam na wysokości 2,40m. Ale szczerze mówiąc
przywykłam. Choć na początku siadywałam sobie w oknie z podejrzanie
mokrymi oczętami. Zrobiłam jednak rachunek sumienia - stwierdziłam,
że to mój wybór, nikt mnie nie zmuszał i wołami nie ciągnął. Owszem
rozważałam powrót - ale - tu są lepsze możliwości zarobkowania,
dzieci mają lepszą opiekę medyczną i szansę rozwoju. Nie naciskam na
męża by przeprowadzał się na Zachód, zwłaszcza, że tu są jego
korzenie i czułby się w Szczecinie tak jak ja tutaj - jak na
wygnaniu. Staram się być otwarta. Powoli dochodziłam do wniosku, że
właściwie i tu i tam są ludzie którzy mogą wyciągnąć do nas życzliwą
dłoń. Może tu tkwi twój problem. Może Twoja tęsknota tak Cię
zdominowała, że za żadną cenę nie chcesz otworzyć się na ludzi. Masz
obok siebie najbliższą osobę i sądzę, że on cierpi widząc jak
tęsknisz. I sądzę, że nieco idealizujesz swoje "gniazdo". Jeśli
przeniosłabyś się teraz do Gdańska i tak nic nie byłoby takie jak
dawniej. Twoi dawni przyjaciele i przyjaciółki prawdopodobnie
pozakładali rodziny, być może mają dzieci - przez co mają mniej
czasu dla znajomych. Byłam w Szczecinie - podczas wakacji i
zawiodłam się - właśnie dlatego - nic nie jest już takie jak
dawniej. Ale to ludzie się zmieniają, nie miejsca. Ja również się
bardzo zmieniłam. I dla tych co zostali teraz już jestem Ta Obca :-)
--
Małgorzata
*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^
http://www.btsnet.com.pl/majkowscy/
"Carum est, quod rarum est"
|