Data: 2008-09-27 22:49:34
Temat: Re: Hełm Persingera
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sat, 27 Sep 2008 22:09:08 +0200, vonBraun napisał(a):
> Ikselka wrote:
>
> > Dnia Sat, 27 Sep 2008 13:48:12 +0200, vonBraun napisał(a):
> /.../
>
> >>Faktem jest, że drażnienie kory może wywoływać wrażenia - np.
> >>obrazy ludzkich twarzy, liter czy innych obiektów, które realnie
> >>nie istnieją. Nikt jednak nie zaprzecza, że są sytuacje w których
> >>pobudzenie tych samych struktur następuje bez "drażnienia" mózgu -
> >>w sytuacji w której w rzeczywistości te twarze, litery czy
> >>przedmioty pojawią się przed nami. Co więcej w praktyce WIDZIAŁEM
> >>osoby które wybiórczo utraciły zdolność rozpoznawania: ALBO twarzy
> >>ALBO liter ALBO drobnych obiektów - co oznacza że w mózgu w
> >>trakcie życia wytwarzają się struktury odpowiedzialne za każde z
> >>tych zadań i są ODRĘBNE ANATOMICZNIE.
>
> > ....jakbyś był trochę informatykiem (może jesteś?), tobyś zauważył
> > analogię do zapisu na dysku magnetycznym i niekoniecznie
> > WYTWARZAJĄ SIĘ specjalne struktury, lecz po prostu w mózgu
> > przydzielane jest z dawna istniejące fizyczne miejsce do zapisu
> > tych zadań :-) Kiedy uszkodzisz dane miejsce fizyczne na dysku (w
> > mózgu), to tracisz tylko tę część zapisanej tam informacji.
> > Ciekawe jest to, że są programy, które mogą uszkadzać tylko
> > miejsca z danym typem danych... ale to dygresja, ważne jest, że
> > skoro ci ludzie tracą zdolność rozpoznawania określonej grupy
> > obrazów o tym samym charakterze (litery lub twarze lub kolory), to
> > by znaczyło, że dane tego samego typu zapisane są w mózgu w tym
> > samym obszarze fizycznym lub jesli w różnych, to mają ze sobą
> > stałe połączenia i drogą tych połączeń następuje uszkodzenie -
> > czyli coś jakby program wirusowyy w kompie... itd, nie chcę za
> > daleko dywagować, bo jestem laikiem w zakresie zasad działania
> > mózgu.
>
> Dorabiałem nieźle na byciu programistą. Mam wrażenie, że tzw.
> "metafora komputerowa mózgu" generalnie się nie sprawdza ale są
> wyjątki - jak popatrzy się np. na błędy programów rozpoznających
> tekst (OCR) to zadziwia ich podobieństwo do niektórych typów
> zaburzeń czytania po uszkodzeniu mózgu.
"Cza" mieć odpowiednią wersję językową ;-)
A serio - rzeczywiście, owe programy wydają się czasem bardzo kalekie.
Co do mózgu a komputera - nie pisałam o analogii w budowie, lecz analogii w
zapisie i odczycie. Podobnie jak na dysku - tak i w mózgu można przenieść
dane w inne miejsca. owo przejmowanie funkcji neuronów uszkodzonych przez
zdrowe - czy to nie analogia? Przecież funkcja to bazowanie na pewnej
informacji.
> Modelowanie zaburzeń
> rozpoznawania wzrokowego przy pomocy "uszkadzania" wirtualnych sieci
> neuronalnych to dzisiaj spora dziedzina badań. Modelując mózg,
> próbuje się teraz często tworzyć moduły (wyspecjalizowane sieci
> neuronalne wykonujące jakieś cząstkowe operacje) i łączyć je w
> większe, hierarchiczne układy. Oczywiście wielu rzeczy nie da się
> tak wymodelować ale czasem coś wychodzi - istnieje np. taki model w
> odniesieniu do jednostronnych zaburzeń percepcji o których pisałaś
> przy okazji ojca (ale nie udało mi się do teo dotrzeć moja Alma
> Mater nie ma wszystkich czasopism w dostępie sieciowym więc znam to
> tylko z opisów)
>
> /.../
> >>Dla mnie jest ciekawe - po co mózgowi takie coś. Może chodzi o to
> >>abyśmy czuli obecność "Wielkiego Ducha", bo to ewolucyjnie
> >>przystosowawcze?
> > Chyba rozumiem, o co Ci chodzi. Ale ja sobie to wyjaśniam, /.../
> > I zamiatam ten problem pod dywan, i nie zastanawiam się nad tym
> > ;-PPP
> OK ;-) Są ważniejsze sprawy. Poczekajmy...no tak 10 lat?
Za 10 lat może mnie już nie być - mam na to spore szanse... biorąc rzecz
genetycznie. Przeżywszy to, co przeżyłam, zdaję sobie sprawę z ulotności
chwili.
Żyję olśnieniem: mam tylko jedno życie, wypełniam je tylko najlepszymi
kąskami, które sama sobie "załatwiam" w najprostszy sposób na świecie:
kocham, nie kłamię, jestem uczciwa. Mam też wrogów, o dziwo - tylko
dlatego, że żyję wg tych trzech wytycznych. Ale ich świat mnie nie dosięga.
Wracając do sprawy - za 10 lat może nie być ani mnie, ani świata. Po co
dywagować, co będzie wtedy? Ja wykorzystuję maksymalnie TERAZ.
> >>Inni po prostu biorą Prozac i są szczęśliwi ;-))
> > Kiedyś brałam, co prawda tylko pół roku - ale nie dało się po nim
> > być szcześliwym pomimo trosk, no sorry. /.../
> /Zmieniam kolejność cytatów/
> > Miałam to kiedyś - ale wtedy włąśnie byłąm w depresji. Swiat był
> > czarny od wspomnień,
> /.../
> > dziś widzę, co mogłam stracić. Cierpnę na samą myśl.
> Współcierpnę - widywałem jak się traci.
Ano właśnie.
>
> [O Prozacu] Czasem mogę zażartować. Niektórzy "jadą dalej" na
> Prozacu inni wykorzystują stworzony przez pigułki dystans aby
> pozmieniać w życiu tyle by zyskać bardziej trwałe podstawy do
> wyzdrowienia. Nawiasem, jak Cię czytam, to mam dużą ochotę dać Ci
> namiar na jakieś podstawy teoretyczne poznawczej psychoterapii
> depresji - podejrzewam, że z miejsca załapałabyś o co w niej chodzi
> i zdecydowała co z tą wiedzą zrobić.
Wiesz, nie bardzo chciałabym zgłębiać to wszystko. Cieszę się, że z tego
wyszłam 9 lat temu, nie miałam nawrotów, bo to było wtedy spowodowane
nawarstwieniem się w długim okresie pewnych konkretnych spraw, czego po
prostu nie wytrzymałam, czego nie zauważy/łam/liśmy w porę... ale w porę
jesczze zdąży/łam/liśmy coś z tym zrobić.
> Patrząc długofalowo, nie można
> wykluczyć, że od czasu do czasu zdarza się w życiu kryzys - nawet
> niezawiniony (ot komuś na łeb spadnie cegłówka). W okresie remisji
> warto o tym pomyśleć, aby mieć pewność, że "nic Cię już nie ruszy".
Raczej nic mnie nie ruszy. Oczywiście nie wliczam w to tragedii, które
ruszają z posad psychiki nawet wielkich twardzieli.
> To bardziej intuicja niż "diagnoza przez sieć", ale jak to wyrażają
> skrótem: PNMSP ("przepraszam nie mogę się powstrzymać" ;-)
>
> >>/.../Jeśli jednak masz potrzebę podziękowania za to dowolnej sile
> >>niematerialnej, to po pierwsze - ludzie wierzący są zwykle
> >>szczęśliwsi w sytuacjach trudnych, zaś mnie do tego nic na
> >>zasadzie: "Co komu do jemu, co jemu do komu?":-)
>
> > A jeśli Ci powiem, że tak nie było zawsze, lecz dopiero od
> > momentu, w którym jako dorosła osoba poczułam Jego obecność w moim
> > "rejonie psychicznym i moralnym?"
> To powtórzę - "Co komu do jemu..." - podobno nawet krowa raz na 7
> lat... więc czemu Ty miałabyś się upierać :-)
> Dużo zależy od tego kogo się w życiu spotyka, lub nawet z kim się mieszka.
A to dokładnie, trafiłeś w dziesiątkę :-)
Mieszkam od 27 lat z cudownym człowiekiem, a przedtem "chodziłam" z nim lat
7 :-)
To już będzie 34 lata razem na 48 lat mojego i 49 jego życia :-) Niezły
wynik, co?
:-)
>
> > /.../ Mam poczucie obcości, odrębności w stosunku do siebie z
> > tamtych lat. Cieszę się, że mam to poczucie, ale jednocześnie
> > widzę ogrom przemian, jest to naprawdę ogrom, przepaść. Czy wiele
> > osób tak ma? - nie sądzę.
> Wyczuwam okazję do jakieś krzakoterapii w rodzaju "Jak to dobrze, że
> Ci jest dobrze" i "niewiele osób tak ma" więc sobie daruję. Byłby
> lepszy psikus, jakbyś za np kolejne 7(?) lat śmiała się z tego co
> piszesz dzisiaj mówiąc "No teraz dopiero WIEM o co chodzi!"
czemu za 7 lat? Ja wiem, że wiem już dziś :-) Długo do tej wiedzy
dochodziłam, nie mam już czasu robić tego od nowa.
>
> >>Czapiński robiąc badania dotyczące "szczęścia Polaków" opisywał
> >>też osoby bardzo niepodatne na "nieszczęście". /.../
> > Też znam takich kilka osób. Są dla mnie źródłem wielkiej siły i
> > spokoju. Mam wręcz wrażenie, że w ich towarzystwie naładowuję
> > akumulatory.
> >> Ostatecznie autor zaczął podejrzewać jakieś genetyczne
> >> predyspozycje.
> > Nie sądzę. Raczej mają to samo, co ja, tylko od dłuższego czasu,
> > niż ja.
> Nie - z tego co gdzieś wyczytywałem, jest wprawdzie różnie - ale
> zwykle doświadczenie pogody towarzyszy takim
> ludziom przez całe życie,
Nie takim, którzy w czasie wojny widzieli śmierć swoich towarzyszy walki,
byli ciężko ranni nie raz, którzy jako byli AKowcy spędzili powojenne lata
w "szcześliwej" ojczyźnie na upodleniu i torturach w podziemiach cytadeli w
Pińczowie, żonę w ciąży w tym czasie zostawiwszy samą, nie wiedzącą, co się
z nimi dzieje, pod presją władz powojennych zastraszoną itp., nie takim, co
po przejściach musieli na zawsze aż do dziś zmienic swoją tożsamość, aby
zatrzeć ślady swojej działalności przed ówczesnymi władzami, nie takich,
którzy stracili obie nogi na starość i sa teraz na łasce i niełasce
bliskich(?), nie takich, przed którymi chylę czola za ich twardy charakter,
męskość, patriotyzm mimo wszystko, odwagę, dobroć i... własnie tę pogodę, z
którą mówią pomimo wszystkiego, co przeszli - "miałem dobre życie"...
>
--
"(...)Zewszad rozlegaly sie surowe upomnienia:Jestes niczym,zapomnij o
sobie,zyj innymi!Gdym moje Ja po raz czwarty napisal,poczulem sie jak
Anteusz ziemi dotykajacy!Grunt odnalazlem pod nogami.Utwierdzic sie w tym
Ja wbrew wszystkiemu,z maximum bezczelnosci.(...)"
Z Gombrowicza :-)
|