Data: 2002-04-28 00:06:41
Temat: Re: Jak daleko siega medycyna.
Od: "didziak" <d...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Napisała Perełka moja, laura <l...@l...pl>, odpisuję zatem co
następuje:
| > Nie wiem, co o tym myśleć biorąc pod uwagę Twój punkt
widzenia - bo one
| > się uważają za osoby doskonałe, ich głuchota jest nie chorobą
a czymś,
| > co wyznacza ich "lepszość" wyższość nad innymi, nad plebsem
słyszącym i
| > mówiącym.
A Ty skąd ową wiedzę posiadłaś?
Skąd wiesz, co oni myślą?
| Alez Joasiu, one mysla _dokladnie_tak_, jak wiekszosc (;)) osob
bioracych
| udzial w tej dyskusji - to ja jestem normalny, doskonaly, a
wszyscy inni,
| rozniacy sie ode mnie sa gorsi, ograniczeni, uposledzeni i ja
nigdy nie
| chcialbym byc tacy, jak oni, ani tez nie chcialbym tego dla
moich dzieci.
| Sposob myslenia jest _identyczny_ ;) Brak checi zrozumienia
drugiej strony.
Aha, czyli uważasz, że to jest normą?
Siakoś ja np. będąc (sorry) kurduplem nie uważam się za
'lepszego', lepiej przystosowanego do koszykówki, mycia okien,
wieszania firan i ściągania książek z najwyższej półki
bibliotecznej :->
No - chyba, że Ty tak myślisz o sobie :-) (złośliwie dodam, że tak
siakoś po wątku z chlebem i poczuciem własnej wartości w
sklepie... :->)
| Coraz bardziej klaruje mi sie w trakcie czytania roznych
wypowiedzi poglad,
| ze gluchota nie jest zadna ulomnoscia, czyms gorszym. To tylko
dla nas, osob
| slyszacych, patrzacych na 'problem' z miejsca, w ktorym sie
znajdujemy,
| gluchota jest strasznym, niewyobrazalnym ograniczeniem. Glusi
nie maja tego
| poczucia, dopoki my normalni, zdrowi nie uswiadomimy im ich
'kalectwa'.
Naprawdę dziwnie mówisz a takie klarowanie to chyba powinno się
mąceniem nazywać... widać, że nie interesowałaś się nawet nigdy
problemem głuchoty, a autorytatywnie zabierasz głos w dyskusji...
ja wiem, że tak można, że każdy ma prawo... ale samokrytyki
krztynę też przydałoby się.
Ktoś już powiedział w tym wątku, że np. człowiek głuchy prawie
nigdy nie może opanować sztuki myślenia abstrakcyjnego... Taki
człowiek prawie na pewno nie rozumie znaczenia słowa 'ciążyć' albo
'fruwać myślami' itp... Język migowy jest na bardzo niskim
poziomie, zdania często są pojedyncze i takie określenia (np.
ciąży nad nim wina) tłumaczy się dosłownie (on+ma+wina albo
on+winny). Język migowy widziany na antenie jest zrozumiały tylko
dla naprawdę wybitnych głuchych, którzy są na wysokim poziomie, a
takich niestety nie jest dużo. Łatwiej w tym względzie mają osoby,
które utraciły słuch w późniejszym czasie (umiac czytać, pisać i
mówić np)... i - z tego co pamiętam - tylko temu zawdzięczamy
dzieła Beethovena. On komponował, ZANIM został głuchy.
Więc nie staraj się przeforsować, że ktoś upośledzony czynnościowo
czy werbalnie będzie lepszy przy takim samym wkładzie pracy jak
człowiek sprawny... wiem, że niektórzy brzdąkają na gitarze
nogami, ale człowiek z rękoma nauczyłby się gry na tym
instrumencie 3 razy szybciej na przykład. Więc gdzie widzisz to
swoje 'fajniej, lepiej, nie choroba'?
Widziałaś kiedyś człowieka (albo dziecko) niewidomego i miałaś z
nim bezpośredni kontakt? Nie sądzę - może tylko obejrzałaś
Boccelliego w telewizji... Człowiek niewidomy od urodzenia
zachowuje się charakterystycznie i ktoś, kto ma kontakt z
niewidomymi, zobaczy to nawet u owego operowego śpiewaka, podczas
koncertu czy clipu.
Chodzi o specyficzne przestępowanie z nogi na nogę, nasłuchiwanie
(zwracanie się raczej uchem niż bokiem do interesującego źródła
dźwięku), bawienie się dłońmi albo laską...
Podobnie jest z ludźmi głuchymi - gdybyś zobaczyła głuchą osobę
bez aparatu na ulicy, może zrozumiałabyś, że to nie ludzie
wmawiają mu przypadłość, ale to on sam ją dostrzega i nic tego nie
zmieni. Taki człowiek jest po prostu spanikowany, zagubiony, czuje
się nieśmiało - i tłum nie musi go wytykać palcami czy chichotać
patrząc na niego...
Nie mów zatem, że to ludzie robią kogoś niepełnosprawnym... To
tak, jakbyś sugerowała, że chromy - zapomniawszy o swojej
przypadłości - może wstac i pójść do domu, po schodach na dodatek,
albo niewidomy przejść na zielonym świetle na drugą stronę
ulicy...
Skoro kalectwo to nie kalectwo (a więc brak, jak sama nazwa
wskazuje), nie ułomność ani choroba to czym ono jest? Zaszczytem,
wyróźnieniem? A może czymś równie błachym jak pigment we włosach i
skórze czy tęczówkach oczu?
Zakładasz jakąś nową religię czy sektę z takimi poglądami? Dobrze,
że ten temat werbunku już przerabialiśmy :->
didziak :->
|