Data: 2016-01-14 19:15:47
Temat: Re: Jazda na resztkach?
Od: XL <n...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Całe szczęście, bo ma was dziś kto żywić y bronić. Za to wszawość już na stałe
zagościła na peryferiach Wrocka, jak widzę. Mam nadzieję, że jednak nie wpłynie ona
znacząco na takie piękne miasto...
"
IPN: Pogrom kielecki był prowokacją
(...)
Historyk IPN Marek Jończyk wyliczył, że przed 62 laty w Kielcach były w sumie "44
siedziby instytucji siłowych, mundurowych i cywilnych". Sam Wojewódzki Urząd
Bezpieczeństwa Publicznego liczył 600 funkcjonariuszy. Silne liczebnie i w pełnej
gotowości były także milicja i wojsko, które kilka dni wcześniej ochraniały
referendum mające zdecydować o przyszłości Polski. - Zastanawiające jest to, że te
wszystkie instytucje uczyniły bardzo mało, by zapobiec zajściom - stwierdził Marek
Jończyk.
- Nie mam żadnej wątpliwości, że wydarzenia 4 lipca 1946 były prowokacją -
podkreślił dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki, także historyk z IPN. - Teza, że to
było spontaniczne działanie mieszkańców Kielc, nie ma uzasadnienia - dodał. Na dowód
przywoływał zeznania Hanki Alpert, złożone dzień po pogromie w Powiatowym Urzędzie
Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Ta młoda Żydówka była w kamienicy na Plantach
tragicznego dnia. Przesłuchującemu opowiadała, jak żołnierze wpadli do mieszkania na
drugim piętrze, w którym schroniło się około 30 osób. Bili ich kolbami, wypędzali,
dwie osoby wyrzucili przez okno, postrzelili i skatowali mężczyznę, który nie chciał
oddać zegarka. Alpert zeznała też, że kilku żołnierzy po zdjęciu mundurów i czapek
strzelało do ludzi zgromadzonych przed kamienicą, "a ludność i żołnierze stojący
zrobiły dużą panikę między sobą, że Żydzi do nich strzelają".
- Z jednej strony było aktywne prowokowanie wewnątrz budynku, z drugiej bierne na
zewnątrz - podsumował dr Śmietanka-Kruszelnicki. Zastrzegł jednak, że aby udowodnić
zamierzoną prowokację, trzeba znaleźć dowód, że przed 4 lipca była grupa osób, które
o niej wiedziały.
Sędzia Andrzej Jankowski zwrócił uwagę, że większość z 37 Żydów, ofiar zajść na
Plantach, "miało rany zadane bronią wojskową", postrzałowe lub przypominające
pchnięcie bagnetem. Wyliczył też, że zdecydowaną większość z oskarżonych w procesach
po pogromie stanowili mundurowi. Sędzia Jankowski także mówił o prowokacji, ale
wykluczał z niej "krajowe czynniki reżimowe". Zwracał natomiast uwagę, że Wojskami
Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Kielcach dowodził ppłk Włodzimierz Dembowski, który
nigdy nie miał legitymacji oficera Wojska Polskiego, a kilka miesięcy po pogromie
wrócił do Armii Czerwonej. Natomiast szef sztabu tych wojsk w ówczesnym województwie
kieleckim Nikołaj Czepiga już 8 lipca 1946 był - jak się wyraził sędzia Jankowski -
za Bugiem. W opracowaniu IPN znajdziemy też szczegółowy życiorys Władysława
Spychaja-Sobczyńskiego, który w czasie pogromu jako major dowodził WUBP, miał
odpowiadać za dopuszczenie do zbrodni, jednak został uniewinniony, a w 1947 roku
awansowany na podpułkownika. Pochodził z Ostrowca, ale karierę robił w ZSRR."
http://www.jewish.org.pl/index.php/en/wiadomopci-mai
nmenu-57/1733-ipn-pogrom-kielecki-bys-prowokacjp-.ht
ml
|