Data: 2002-07-12 10:14:13
Temat: Re: Jestem teściową
Od: "Marchewka" <i...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Bogna" <b...@N...poczta.gazeta.pl>
Czytalam Twoj list na p.s.dzieci o tym, jakie byly i sa relacje Twoich
synow. Bardzo byl wzruszajacy. Ten list tez jest bardzo ladny. Wiem, ze
istnieja na swiecie takie tesciowe, jak Ty - szanujace swoje synowe, nie
wtracajace sie w sprawy mlodych. Niestety, sa takze takie, ktore niezmiernie
utrudniaja zycie swoim synom i ich rodzinom. Z pewnoscia kochaja synow i
chca dla nich jak najlepiej, ale to "jak najlepiej", to jest ich punkt
widzenia. Czesto wiec krzywdza bliskich nieswiadomie. Czesto tez sa tak
zadufane, zatwardziale w swoich pogladach, drazliwe, z przerostem dumy nad
zdrowym rozsadkiem. Chyba takim wlasnie egzemplarzem jest tesciowa Ani P. I
co z takimi damami zrobic? Jesli rozmowy, tlumaczenia, uzasadnianie po
prostu na nie nie dziala? Jak wtedy postepowac, by nie tracac resztek
szacunku do nich, byc jednoczesnie w zgodzie z soba? Ja wiele lat temu (od,
na szczescie, niedoszlej tesciwej) uslyszalam: "Zon mozna miec wiele, Matke
jedna". Rozumiem, ze Matka jest osoba niezwykle wazna dla kazdego, ale te
slowa naprawde byly dla mnie przykre i wryly mi sie w pamiec. Mama mojego
narzeczonego nie wtraca sie w nic, wrecz sie nie interesuje nami i jest nam
z tym bardzo dobrze.
Pozdrawiam!
Iwonka
> Ponieważ moja wypowiedź będzie dotyczyć kilku wątków przewijających się w
tej
> grupie, postanowiłam rozpocząć swój wątek, aby nie dopisywać się do
każdego
> innego dotyczącego tej materii.
> Jak napisałam, jestem teściową jednej synowej, matką dwóch synów, babcią
> jednej wnuczki i żoną jednego męża. Ale tutaj głównie chodzi o to, że
jestem
> teściową. Na dźwięk tego słowa, wiele grupowiczek reaguje wręcz
alergicznie.
> I często mają powody. Ale ja napiszę, co mnie boli. Wyczytałam w jednym z
> postów, że "teściowe są wredne", a w innym dostrzegłam radę, że teściów (a
> głównie teściowe) trzeba sobie wychować. Jestem przeciwna jakiemukolwiek
> generalizowaniu, więc słowa "teściowe są wredne" bardzo mnie ubodły. Bo
> czyżby autorka chciała właśnie napisać, że wszystkie teściowe są takie?
Jakie
> ma doświadczenia ze "wszystkimi" teściowymi. A jeśli nie chciała
uogólniać,
> czemu nie napisała, że "większość", "niektóre" czy "czasami"?
> Mój starszy syn, jego żona i ich córeczka mieszkają o jeden przystanek
> autobusowy od nas (kilkaset metrów). My bywamy u młodych mniej więcej raz
w
> miesiącu, czasami częśćiej, gdy dzieci chcą wieczorem wyjść do kina czy na
> imprezę i potrzebny jest "dyżur" przy Joasi. Ale średnio raz na miesiąc.
Od
> początku ich bycia razem nie chcę ich nachodzić własnie dlatego, żeby nie
> mieli wrażenia, że są pod stałą kontrolą. Często spotykam się z wyrzutami
> synowej "bo mama tak rzadko nas odwiedza". A ja tak wolę, gdyż wizja
> teściowej, która sprawdza, co dzieci mają w lodówce i jak się gospodarzą,
po
> prostu mnie mdli. Młodzi natomiast są u nas co kilka dni, wpadają,
posiedzą
> trochę, zjedzą co nieco (słowa mojej synowej: "co mama ma dla nas dobrego?
Bo
> u mamy zawsze jest coś pysznego"). I nieważne czy to jest talerz krupniku,
> czy ogórki kiszone własnej roboty czy pasta do kanapek, zawsze słyszę
"Och,
> jakie to pyszne. Nikt tego tak nie robi jak mama!" I dobrze. I jeszcze coś
im
> zapakuję, żeby zabrali do swojego domu. Gdy się okazało, że Joasi
potrzebne
> jest krzesełko do karmienia, pojechałam z mężem na drugi koniec Warszawy i
> kupiliśmy, bo potrzebne, to samo było z kojcem. Po prostu gdy możemy,
> pomagamy, ale się nie narzucamy ani ze swoją wolą, ani z własnymi
> przyzwyczajeniami.
> Nie rozumiem teściowej, która z własną mamą chce młodych nawiedzać co dwa
> tygodnie, wymagając przy tym od młodych zrobienia obiadu i skakania
> wokól "najeźdźców". Ale pewnie prababcia jest świadoma swojego wieku i
wie,
> że być może niedługo będzie mogła się cieszyć wnukiem, stąd to parcie na
> częste odwiedziny. Jeśli chodzi o trzymanie przez nią prawnuka na rękach,
to
> przecież można prababcię usadzić na fotelu i wtedy dać prawnuczę do
> potrzymania niż bać się, że malec wyląduje na podłodze. A babcia... czy ze
> złej woli mówi, że wnuczkowi ścierpnie rączka? Pewnie nie, chociaż ja
wiem, w
> jak dziwnych pozycjach lubią spać dzieci i nie budzi to moich obaw. Ale
może
> tamta teściowa jest bardziej lękliwa. Nigdy moja synowa nie była przeze
mnie
> pouczana, jak ma wychowywać córeczkę. Jeśli o coś pyta, a robi to często,
> odpowiadam i doradzam. Nie wyrywam się z dobrymi radami niepytana. Chyba
że
> widzę, że synowa z czegoś nie zdaje sobie sprawy (jak np. obecność
melaniny w
> młodych ziemniakach). Ale to do mnie synowa zadzwoniła o północy, bo mała
> dostała gorączki, to mnie pytała, jak gotować pierwsze zupki dla Joasi,
itd.
> Jeśli chodzi o "wychowywanie" teściowych przez synowe. Jestem przeciwna
> takiemu wyrażeniu. Z co drugiego postu synowych wyziera taka oto
> konkluzja "Moja teściowa się wtrąca, mówi mi, co mam robić, ergo chce mnie
> wychować. Nie dam się!". Wynika z tego, że teściowa nie ma prawa
"wychowywać"
> synowej, ale synowa i owszem - powinna "wychowywać" i "ustawiać" teściową.
A
> może należałoby pomyśleć o tym, że ta okropna teściowa to mama męża i
babcia
> dziecka i że jej intencje nie muszą być złe. A że się powtarza... cóż może
to
> kwestia wieku.
> Ja nie wychowuję swojej synowej i ona nie usiłuje wychowywać mnie.
Szanujemy
> swoje inności i odrębności. Ona gdy jest u mnie w domu dostosowuje się do
> naszych przyzwyczajen, ja i mój mąż w domu dzieci zgadzamy się z ich
stylem
> życia, choć nie jest taki jak nasz.
> Moja synowa czasami wyjeżdża do swoich rodziców (na południu Polski),
często
> wtedy dzwoni do mnie i mówi, że już się za nami stęskniła. My też wtedy
> tęsknimy za nią i wnuczką. I czekamy ich powrotu. Chciałabym, aby synowe
nie
> przyjmowały a priori stereotypów społecznych i rodzinnych. Trzeba umieć ze
> sobą rozmawiać. Ja z Dorotą gadamy bardzo dużo. Czasami, jak to w
rodzinie,
> mamy spięcia, ale żadna się nie zacina w sobie, tylko rozmawiamy o
> zaistniałej sytuacji, dochodzimy do rozsądnego kompromisu i żyjemy dalej.
Bo
> ona wie, że ja nie jestem wrogą teściową, tylko jestem mamą jej męża. A ja
> wiem, że ona nie jest nieudaczną synową, tylko ukochaną żoną mojego
kochanego
> syna i cudowną mamą mojej wspaniałej wnuczki. Choć przyznaję, początki
życia
> w powiększonej rodzinie nie były łatwe, ale od czego są rozmowy, a nawet
> kłótnie (byle były konstruktywne)...
> Bardzo mnie boli to, jak i co piszą o teściowych niektóre (niestety w
> większości) synowe. Czasami niesprawiedliwie uogólniają te sądy. A
przecież
> to chyba jednak rzadkość - teściowa celowo burząca życie dzieci.
> Rada dla teściowych: odwiedzajcie dzieci wtedy, gdy was zaproszą, gdy się
za
> wami stęsknią. Nie uważajcie, żeście pozjadały wszystkie rozumy, służcie
> radą, gdy jesteście o nią proszone. Pozwólcie wreszcie swoim dorosłym
> dzieciom na popełnianie własnych błędów i zdobywanie własnych doświadczeń.
> Rada dla synowych: nie traktujcie teściowych jako wrogich osób. To
przecież
> rodzice mężą, wychowali go, chcą dla niego jak najlepiej. Czasami w owych
> dobrych chęciach mogą się zapędzić za daleko. Zrozumcie ich intencje. I
> czasami zaproście ich do siebie bez okazji.
> Bogna
> PS. Ponieważ coś dziwnego się działo przy usiłowaniu zamieszczenia tego
> wątku, jeśli się ukaże 2 razy, z góry przepraszam.
>
> --
> Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl ->
http://www.gazeta.pl/usenet/
|