Data: 2008-05-01 07:43:06
Temat: Re: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego...
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 1 May 2008 01:02:09 +0200, michal napisał(a):
> Ikselka wrote:
>>>> Wydaje mi się, że nieco spłycacie znaczenie miłości własnej.
>>>> Miłość własna, ta dobrze pojmowana, to zespół nastawień
>>>> konstruktywnych (nie bierne podziwianie i pozwalanie sobie na
>>>> wszystko) względem własnej osoby (nie tylko ciała). Czyli
>>>> oczywiście, jak pisał Michał, szacunek dla samego siebie też, ale i
>>>> pozytywny emocjonalny i fizyczny (tak tak!) stosunek do siebie,
>>>> który wynika z uznawania właściwych zasad i wzorców, które
>>>> uznajemy, że spełniliśmy, lub przynajmniej są one naszym celem i
>>>> chcemy w tym kierunku siebie zmieniać.
>
>>> Stosując niewłaciwe wzorce i zasady wcale nie musimy zmieniać
>>> pozytywnego stosunku do siebie. Projekcja i racjonalizacja nam w tym
>>> skutecznie pomogą.
>
>> Pewnie tak. Dlatego ważne jest, aby mieć właściwy, stały punkt
>> odniesienia - może nim być wiara, albo po prostu umiejętność
>> identyfikacji dobra.
>
> Problem w tej umiejętnośći. Jeśli za wzór przyjmiemy przykładowo miłość do
> miłości samego siebie, to przy tak fałszywym założeniu cała nasza praca
> będzie zmierzać w niewłaściwym kierunku. Egoizm przede wszystkim! Kochajmy
> siebie! Patrzmy, jacy jesteśmy piękni, powabni i cudowni! Czego się
> dotkniemy, wszystko nam wychodzi! Bierzcie z nas przykład! To demagogia.
> Farsa. :D
Powiedz mi, gdzie w moim ukochaniu siebie spotkałeś takie deklaracje?
Ja tylko mówię, że jestem ZADOWOLONA z siebie, a moje JA, z którego jestem
zadowolona, to tylko to, co mam FAKTYCZNIE, nie jakiś miraż.
Skąd wniosek, że uważam się za seksbombę, najmądrzejszą na świecie i do
rany przyłóż?
E, coś chyba dodajesz do mojego samouwielbienia, a nawet cały kosmos :-)
Od razu widzę, że zadowolenie z siebie podobne mojemu jest np dla Ciebie
niedostępne, bo dążysz do jakiegoś ideału, do którego i tak nie dotrzesz, a
wtłoczone masz, że tylko wtedy mógłbyś być z siebie ZADOWOLONY. Okropność.
>
>> Ale i to zbyt wiele, bo do zachowania minimum wystarczą prymitywne
>> zdolności: odczuwanie bólu i umiejętność porównywania...
>
> Co proszę? Odczuwanie bólu ma uczyć relacji z innymi? Wolne żarty? :)
Nie.
Odczuwanie bólu uczy człowieka cierpienia. I wtedy człowiek WIE DOKŁADNIE,
jak mogą cierpieć inni.
DZIWIĘ się, ze tego nie rozumiesz. To najprostsza prawda o życiu,
wyniesiona już z życia płodowego.
>
>>>> Wydaje mi się, że clue pojęcia MIŁOŚĆ WŁASNA jest AKCEPTACJA
>>>> AKCEPTACJI SIEBIE :-)
>
>>> Akceptacja akceptacji siebie, jest podobna do miłości do miłości
>>> własnej. :)
>
>> A co mi tam, może i tak, o ile skutkuje pozytywnie dla otoczenia ;-P
>
> Mógłbym się teraz zabić, ale się śmieję... Śmiechotki jakiejś dostałem. ;D
> Bo przecież staram się wykazać, że nie może to skutkować pozytywnie dla
> otoczenia.
Ręce mi opadają...
>
>>>> Powszechnym nastawieniem do ludzi akceptujących akceptację siebie
>>>> jest NIEAKCEPTACJA otoczenia.
>>>> Wręcz odnosze wrażenie, że ludzie generalnie SIEBIE SAMYCH nie
>>>> akceptują, więc spotkanie z takim indywiduum jak ja powoduje złe
>>>> nastawienie, w najlepszym razie reakcje typu "podnoszę lupę i
>>>> podziwiam" :-)
>
>>>> Nie dam się zmienić nikomu. Ja ciężko pracuję na swoją akceptację.
>>>> Czyjaś niemożność nie jest w stanie mnie zniechęcić, przeciwnie - to
>>>> ja będę takiemu człowiekowi tym mocniej pokazywać wzorzec, dla jego
>>>> własnego dobra: może wreszcie zrozumie, że można, po prostu i
>>>> zwyczajnie można i TRZEBA siebie zakceptować, podziwiać, kochać.
>>>> Kiedy się to osiągnie (a łatwo nie jest), wtedy "okaz" taki jak ja
>>>> przestanie dziwić :-)
>
>>> A do czego taka postawa może doprowadzić? Bo jeśli to prawda, że
>>> Twoje samouwielbienie (miłość do miłości własnej - to dobre
>>> określenie, podoba mi się)
>
>> Nie, to nie to samo.
>
>>> powoduje brak akceptacji otoczenia
>
>> ...powiedzmy fragmentów otoczenia, az tak źle nie jest.
>
>>> - to wygląda na to, że jak już
>>> wszyscy znajomi Ciebie poznają od tej strony, będziesz w końcu
>>> osamotniona.
>
>> Znajomi mnie znają, jak sama nazwa wskazuje :-)
>
> Może jeszcze tak być, że Ty ich nie znasz, wiesz... choć sądzisz że tak. :)
Nie. Nie mam setek DOBRYCH znajomych, ci BLISCY przeszli (i ja wobec nich)
wiele sprawdzianów, co też Ty mówisz?
:-)
>
>>> Ale jeżeli dalej będziesz się zastanawiać nad tym, dlaczego tak jest
>>> i dojdziesz kiedyś do wniosku, że może to wcale nie dlatego, że
>>> otoczenie jest zawistne i nie akceptujące siebie - to jakieś
>>> światełko w tunelu być może zaświeci... :)
>
>> Fragment, fragment otoczenia, bardzo szczególny fragment.
>
>>>> Co mi daje moja postawa?
>>>> Nie przyjemność z patrzenia w lustro - tak mogą pomyśleć zawistnie
>>>> tylko osoby nie akceptujące siebie ;-P
>
>>>> Dzięki patrzeniu w lustro widzę, jak się zmieniam - mam świadomość
>>>> ulotności.
>
>>> Rzetelną kontrolę zmian zwykło się nazywać weryfikacją.
>>> Konfrontowaniem podejmowanych decyzji z przyjętymi zasadami. Przy
>>> weryfikacji swoich poczynań zalecałbym ostrą krytykę zamiast
>>> zachwytu za wszelką cenę..
>
>> Dlaczego za wszelką cenę? Skoro tę weryfikację przeprowadzić można
>> znacznie wcześniej, a decyzje/poczynania wprowadzać w życie już po
>> niej, tak jak jest w badaniach naukowych: najpierw następuje
>> opracowanie teoretyczne, potem symulacja procesu, a potem dopiero
>> właściwe działanie. Po tym już tylko można być zadowolonym. Żyję już
>> na tyle długo, że mam bogaty bagaż doświadczeń, służących mi jako
>> odpowiedniki symulacji. Bazuję na nich, nie muszę już się weryfikować
>> przy każdej nowej decyzji/poglądzie/geście.
>
> No to nie masz już co robić w kwestii rozwoju własnego. Gratuluję. To już
> jest koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy iść. :)
Ja jestem otwarta na NOWE doświadczenia. O tym nic nie było, co prawda, ale
inteligentny czytelnik uważa to za oczywiste.
>
>>>> Poza lustrem widzę pięknych (jak ja ;-P) ludzi, którzy też się
>>>> starzeją, zmieniają, brzydną - a mimo to ich kocham, jak siebie :-)
>
>>> To są Ci sami, co Ciebie nie akceptują?
>
>>>> Jak z tym jest u Was?
>
>>> Raczej odwrotnie. U mnie.
>
>> Czyli co, wokół Ciebie ludzie są okropni, wcale się nie starzeją, nie
>> zmieniają i nie brzydną, a Ty ich nie akceptujesz? Eeeee, coś chyba
>> nie tak.
>
> Tak bym to na prędce określił:
> W ludziach widzę siebie. Oni są moim lustrem i jako lustro wcale mnie
> oszczędzają. Staram się wciąż, ale im ciągle za mało.
Nie nadążysz i tak. Jeśli chcesz zaspokoić wszystkich LUDZI, to nie dasz
rady. Musiz sobie wybrać środowisko, otoczenie, i tylko JE starać się
zaspokoić.
Rozumiem, o co Ci chodzi, ale nie dopasujesz się do wszystkich.
>I dziękuje im za to.
Uważam, że wzystkim nie dasz rady ;-P
> Bez tego zwierciadła nie byłoby dla kogo się starać, a wtedy to już byłby
> koniec. Nie byłoby nic. Byłbym wolny, tylko nie miałbym dokąd iść.
Ja się staram dla wybranych. Co nie oznacza egoizmu i kardynalnego
zawężenia pola wyboru. Ale wybieram ludzi, którzy sa warci mnie i ja ich.
Nie można pod to podciągnąć wszystkich.
--
XL wiosenna :-)
Mój serwer to news.gazeta.pl (bez przekierowań przez inne), email
i...@g...pl., podany także w nagłówku.
|