Data: 2010-02-20 12:28:31
Temat: Re: Kochajmy dewocjonalia.
Od: "Jakub A. Krzewicki" <e...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
sobota, 20 lutego 2010 12:45. carbon entity 'Chiron' <e...@o...eu>
contaminated pl.sci.psychologia with the following letter:
> Oglądałem coś ostatnio- Belgia, reporter stwierdził, że tak naprawdę
> pierwszą religią- i to dynamicznie zwiększającą liczbę wyznawców jest
> islam. Stało się to, co zauważył reporter- o czym ja pisałem różnym judom
> czy globciom albo innym Orionom- państwo pod pozorem świeckości niszcząc
> Kościół toruje (choć w sposób niezamierzony) drogę islamowi- i to temu
> najbardziej wojowniczemu. Reporter rozmawiał z ministrem (zdaje się, że od
> spraw wyznań) i z burmistrzem miasta, gdzie islam jest najprężniejszy.
> Obaj na wątpliwości reportera robili zdiwioną minę: "aososieroshozi?".
> Racjonalizowali sytuację, że wszystkie religie są równe, że wielu
> rodowitych Belgów (ciekawostka- Belgia powstała z 2 nienawidzących się
> nacji- łączyła ich wspólna religia. Jak zniszczyli KRK- Belgia praktycznie
> istnieje wyłącznie dzięki Unii Europejskiej) przyjmuje islam, i co niby ma
> z tego wynikać. No cóż- jak jego żonie czy córce wybiją żeby (za mini
> spódniczkę czy głęboki dekold)- to pewno też nie oprzytomnieją...No cóż-
> polityczna poprawność zbierze krwawe żniwo. Moim zdaniem to jest tak, że
> społeczeństwa osiągają pewien pułap- po czym dążą do autodestrukcji, a na
> ich "przestrzeni życiowej" zostają zastąpieni przez ludy o wiele bardziej
> prężne. Pamiętasz Kaczmarskiego?
> "Są ludy, które dojrzały do śmierci
> z rąk ludów niedojrzałych do życia"
No dobra, ale mnie ten problem interesuje z bardziej praktycznego punktu
widzenia. Co mam do Wielkiego Grzmota zrobić, żeby w przyszłości moje
ewentualne dzieci, wnuki, prawnuki nie były zmuszane przez barbarzyńskie
plemiona pustynne do odejścia od buddyzmu [1] i przyjęcia ich strasznej
zamordystycznej religii albo emigracji [2]?
Ja tam się nawet tego nie boję, mnie po prostu ten żałosny zwrot kierunku
historii mierzi. W końcu jaki ja mam wpływ na to? na pewno żaden znaczący,
nic nie poradzę na wynik politycznych rozgrywek pomiędzy ateistami i
katolikami który jest od tutejszej działalności ośrodków buddyzmu
niezależny i ten konflikt wygrywa widocznie trzecia brutalna siła która nie
tykając zwaśnionych stron prędzej się będziechciała rozprawić z taką jak ja
konkurencją.
To ja się ponownie zapytowywuję, co ja mam robić, żeby ją przechytrzyć.
Kazać dzieciom udawać wbrew własnej woli katolików czy tworzyć i finansować
już teraz podziemne bojówki paramilitarne pod nazwą Zakon Kalkina czy jakoś
tak? Ale w pierwszym wypadku byłbym hipokrytą a w drugim takim samym
terrorystą jak oni. Przewaga wroga przy niepewnych sojusznikach bardzo
skutecznie demoralizuje --- w obu przypadkach cały buddyzm zda się drugiemu
czy trzeciemu pokoleniu mojej przyszłej familii psu na budę, cały zdrowy
rozsądek, żeby wychować ich jako wolnych ludzi bez lęków i ograniczeń z
pełnym zasobem mocy fizycznych i duchowych szlag trafi, bo przyjdą stada
ludzi małych i podłych, które takich mocarzy i niemal półbogów będą ścigać
po krańce ziemi jako czarowników.
_____________
[1] Kandydatek na żonę szukam właśnie w buddyjskich kręgach i nie wyobrażam
sobie wychowania dzieci w innej religii czy nawet posłania ich do takiej
szkoły, gdzie nie będzie nauki buddyzmu.
[2] Jeżeli oczywiście będzie jeszcze dokąd emigrować przed tą szarańczą ---
chodzącą klęską żywiołową. W co wątpię, nie ma już miejsca na świecie,
gdzie by nie docierały okrutne zagony Proroka.
--
tois egregorosin hena kai koinon kosmon einai
ton de koimomenon hekaston eis idion apostrephesthai
|