Data: 2004-11-14 20:34:11
Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "cbnet" <c...@n...pl> napisał
> [...]
>> Życie pod dyktando nakazów jest wegetacją a nie ciągiem
>> samodzielnych i świadomych wyborów. Rzeczywistość
>> jest czasem okrutna, ale mając świadomość pełnej kontroli
>> (w ramach możliwości), mimo wszystko daje satysfakcję.
>
> Twoja ukochana tego tak nie czuje?
> Woli zdawac sie na autorytatywne wytyczne zewnetrzne
> mianujac je "wskazowkami od boga"?
może nie jest tak "źle", bo jakiś poziom
ostrożności w przyjmowaniu "dobrej nowiny" ma.
Przede wszystkim liczy się dla niej Biblia,
tak więc cała hierarcha kościelna już dużo mniej,
przy tym sympatyzuje z tymi różnymi ruchami "odnowy".
Jednakże i tu jak sądzę można przegiąć. Cóż - można
by powiedzieć że to idealna chrześcijanka. Czasem
tylko jakoś tak zbyt mocno "żyje" tym w co wierzy.
Jeśli miałbym to nazwać miłością do Boga, to tak,
kocha go bardzo. Dla mnie to teraz oczywiście
niedorzeczne i bolesne zarazem, że w tym układzie
jestem jako n-ty w kolejce. Kiedyś tak nie było.
A przynajmniej nie było to tak intensywne jak teraz.
Taki prosty przykład: jeśli trzeba iść do kościoła
(nie idzie tam dla księdza, ale żeby się modlić),
to robi to zawsze bewzględu na wszystko. Przedłoży
to nad np. spacer ze mną, czy spędzenie czasu razem,
nawet jeśli wiadomo że później nie będzie czasu,
bo np. muszę iść do pracy. Boli mnie po prostu ten
fakt zaniedbania (może ktoś zna lepszy termin)
naszego związku na rzecz tego faceta z Nazaretu.
Piotrek
|