Data: 2003-03-09 21:59:17
Temat: Re: Matura+stres
Od: "Greg" <o...@f...sos.com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Dorita" w news:b4fq2j$hjv$1@nemesis.news.tpi.pl napisał(a):
>
> wkurza mnie, kiedy Ci co maja ja dawno za soba
> zapominaja jak to bylo jak sami zdawali i mowia
> mlodszym ze to pikus i nie ma sie czym stresowac;-)
Ja sie nie stresowalem - po prostu wybralem sobie drzewo na ktorym sie
powiesze ;-)
Jakies pol miesiaca przed matura ogladalem kasete ze studniowki... prawie
lezka mi sie w oku zakrecila gdy zobaczylem w tle te magiczne "100 dni"
;-) Ogladalem te kasete myslac sobie... kurcze - dlaczego wtedy nie
zaczalem sie uczyc?! Ilez ja bym dal aby znowu miec 100 dni... i dalej sie
nie uczylem ;-)
Dwa tygodnie przed matura ogarnela mnie panika, ze jeszcze nie
powtarzam... trwala jakas minute i poszla w cholere ;-) A ja znowu miast
do ksiazek to z kolegami na piwko :-)
Tydzien przed wzialem wreszcie powtorke z epok i zaczalem czytac. Udalo mi
sie to w tydzien (nie uczenie sie tylko tylko przeczytanie "na szybko"
;-P). Poszedlem na polski. Przed sala lekki stresik... nawet troche
mocniejszy niz lekki. Ale wylosowalem numerek, wszedlem do sali i zelzal.
Odpuscil gdy poznalem tematy (to czego sie nie zna budzi przerazenie - to
co nazwane juz takiego strachu nie budzi)... super tematy! Wybralem ten o
rodzinie - tyle mozliwosci! Zabralem sie do pisania wierzac, ze bede
pisac, i pisac, i pisac i... nagle sie okazalo, ze juz skonczylem ;-P No
to ide do komisji oddac prace. Polonistka patrzy na prace, na mnie, na
kolezanke z komisji i znowu na prace i na mnie:
- Na pewno chcesz to oddac?
Ja lekko zdezorientowany zaczynam czuc, ze cos chyba nie tak. Odpowiadam
jednak pewnie:
- Tak!
- Grzesiek... na pewno?!
No to mnie sie nogi zaczely trzasc ;-) Ale upieralem sie przy swoim, choc
juz nie tak pewnie. Polonistka na to:
- Nigdzie nie wychodzisz! Wracasz na miejsce i piszesz dalej. Ty mi wiecej
na sprawdzianach pisales!
Probowalem sie bronic, ze w przeciwienstwie do sprawdzianow mam
zakonczenie, ze zawsze tyle pisze, ze mam drobne pismo - nic nie pomoglo
;-) Wrocilem wiec na miejsce probujac cos jeszcze splodzic. Po 15 minutach
jednak stwierdzilem, ze nie ma sensu - oddaje prace. Stoje sobie w kolejce
i pytam kolege ile napisal:
- 16 stron - odpowiada. Ja tak patrze na swoje... ja mam 3,5 strony...
mysle nie najgorzej ;-) Podszedlem do drugiej polonistki - ona podobnie
jak pierwsza rzuca:
- Jestes pewien, ze chcesz to oddac?
- Tak - odpowiadam. Nie bylem jej uczniem wiec bylo jej obojetne czy zdam,
czy tez nie - prace przyjela ;-P
Siedze w domu odprezony... wieczor juz i nagle dociera do mnie, ze
kolejnego dnia jest historia, a ja nic nie powtorzylem! Lece wiec do
pokoju i lapie za zeszyt. Oczywiscie 4 lat nauki nie nadrobie w te 4
godziny ;-) Decyduje sie wiec na okres od 1700 roku (sporo sie dzialo wiec
grzechem jest nie zadawac pytan z tego okresu). Udalo sie dotrzec do II
wojny swiatowej. Jako, ze czasu na powtorki z historii poswiecilem duzo
mniej (tu tydzien, a tu 4 godziny) pocialem zeszyty - prawa kieszen to I i
II klasa, a lewa kieszen to III i IV klasa ;-) Szedlem na egzamin z lekkim
bolem brzucha modlac sie o zrodla z II wojny swiatowej. Odprezylem sie po
otwarciu kopert - zrodla: Francja w okresie II wojny swiatowej ;-P No wiec
zabralem sie z zapalem do pracy. I teraz ciekawe... w pewnej chwili sie
rozluznilem i porownalem swoja prace z historii z ta z polskiego. Ta z
polskiego mialem przed oczami i... wtedy dotarlo do mnie z cala groza to
na co panie z komisji dzien wczesniej chcialy zwrocic moja uwage - nie
napisalem 3,5 strony tylko o strone mniej! Pomyslalem, ze jak na mature to
faktycznie niewiele nawet przy moim pismie chyba ;-) Ale po co sie
stresowac na zapas?! Boli brzucha dostalem dopiero w dniu ogloszenia
wynikow gdy jeszcze ktos przed tym donioslym wydarzeniem rzucil:
- Z naszej klasy pare osob nie zdalo pisemnej z polaka!
Pomyslalem, ze mam za swoje ;-) Jak sie okazalo to byla plota - polaka
zdali wszyscy. Ja dostalem dosta ;-P
Tak... zaczalem powtarzac do ustnej dopiero gdy dowiedzialem sie, ze
zdalem z pisemnej. Po co pracowac na darmo, co nie? ;-) W efekcie znowu do
dyspozycji mialem tylko kilka dni. Stresy... byly gdy sie czekalo.
Oczekiwanie jest straszne. Gdy wchodzilem na sale stresu juz nie czulem...
przynajmniej takiego paralizujacego. Byc moze dlatego, ze mialem szczescie
do zestawow, ale chyba nie tylko. Odgradzajac sie od stresu zachowalem
zdolnosc logicznego myslenia. Dzieki temu zorientowalem sie, ze komisja
dostarczyla mi odpowiedzi na jedno z pytan pewnie nawet o tym nie wiedzac.
Mialem omowic tworczosc jakigos poety na przykladzie kilku wierszy -
oczywiscie dostalem je. Byly w grubej ksiazce. Pomyslalem, ze w takich
grubych ksiazkach sa obszerne wstepy zazwyczaj - no i byl. Przepisalem
cytaty, srodki przekazu etc. ;-)
Nie... nie pamietam abym bardzo sie stresowal. Wkurzalo mnie tylko
gadanie, ze matura to pikus i praktycznie kazdy staje. Nie balem sie tego,
ze moge nie zdac tylko reakcji ludzi, tego jak mnie beda postrzegac w
przypadku mojej porazki. To bylo najgorsze.
Mature naprawde mozna zdac z usmiechem na twarzy. To moze byc wesola
przygoda, cos co sie mile bedzie wspominac lub prawdziwy koszmar, o ktorym
chce sie zapomniec jak najszybciej, a nie mozna (i to bez wzgledu na
wynik). A od kogo to zalezy? Od osoby, ktora zdaje ;-)
pozdrawiam
--
Greg
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
|