Data: 2006-06-18 16:14:52
Temat: Re: NASTOLATKA Z ZESPOLEM ASPERGERA
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
vonBraun; <e70h29$1fa7$1@news2.ipartners.pl> :
> quasi-biolog wrote w
> news://news.ipartners.pl:119/e6u2q6$188$1@inews.gaze
ta.pl
> /nie wiem czy piszę aby coś samemu zrozumieć, czy abyś Ty
> coś zrozumiał(pewnie część lub wszystko wiesz), ale niech
> "będzie co ma być"!/
>
> > "Niesmialosc"? (dziwie sie, bo w moim przypadku ten
> > termin nie najlepiej pasuje)
> por. wyżej ;-) Chyba rzeczywiście dziwisz się, że nie ma dwu
> takich samych osób z AS :-)
Mz. akurat tutaj, to kwestia translacji. "Nieśmiałość" jest pojęciem
opisującym reakcje/postawę, a nie przyczyny, więc quasi-biolog mógł
odejść od zgrubnego nazywania postawy i przeszedł do nazywania przyczyn.
Z drugiej strony mz. akurat AS ma rację, bo "nieśmiałość" oddaje postawy
i reakcje w normalnym środowisku, natomiast wprowadzenie takiej osoby do
"wrogiego" środowiska demaskuje "nieśmiałość" w postaci silnych stanów
lękowych, więc "nieśmiałość" nie spełnia kryterium wyjaśniania
wszystkich zachowań związanych z innymi ludźmi/otoczeniem.
Mając lat 27-28, byłem po nieskończonych [5 lat ale bez mgr.] studiach,
pracowałem i pojechałem na jakiś wyjazd turystyczny. To, że nie uciekłem
wcześniej, to zbieg okoliczności, wola i chyba cud [to akurat naprawdę,
bo trochę się pokręciło z powodu strajku kolejarzy i z podróży wyszła
cała historia]. Przyjechałem na miejsce - obcy ludzie, obce miejsce -
pierwszą rzeczą, którą chciałem sprawdzić, to kursy PKS'u, żeby uciec.
Ale to jeszcze nic - w nocy ognisko, ludzie się bawią, a ja się silnie i
w sposób niedający się zinterpretować zestrachałem.
> W tym okresie (13,5) "normals" (czy "neurotypicals" hehe
> dobra sobie ta wikipedia) są niewolniczo zależni od grupy
> rowieśniczej, więc nie można zakładać, że ktoś z AS akurat w
> okresie dojrzewania zadowoli się stwierdzeniem "po co ci
> oni". Poza tym spektrum problemów w AS może być zmienne i
> niekoniecznie obejmować brak potrzeb społecznych, a jedynie
> dysfunkcję struktur, które łatwo "uczą się socjalizacji" (w
> znaczeniu automatyzacji olbrzymiej liczby procesów
> percepcyjnych, kojarzeniowych, behawioralnych, czyli
> sposobów realizacji tych potrzeb). Można kompensować to
> świadomie, ale przypomina to sytuację w której za każdym
> razem musimy na nowo odkryć jak dodać 2+2 i pracowicie to
> odtwarzać (bo nie możemy sobie tego zautomatyzować), stąd
> nic dziwnego, że:
"Potrzeb społecznych"? Ja wiem, czy to tak można nazwać? Mając te 9-10
lat widziałem jak inni współpracują ze sobą, nawiązują luźne i
niesformalizowane relacje i interakcje i nie mogłem tego zrozumieć.
Problemem nie były gry i zabawy o sformalizowanych regułach i bez
potrzeby prawdziwej interakcji typu "dwa ognie", "berek" itd., ale
normalne relacje w klasie, towarzyskie, a nawet gry polegające na
współpracy niesformalizowanej. Pamiętam, że stojąc na korytarzu szkolnym
próbowałem to rozgryźć rozumowo i ni hu hu. [:))] Ale potrzeba brała się
z tego, że widziałem, że inni dobrze się czują w tych sytuacjach, że to
jest normalne - to nie tyle potrzeba społeczna, co potrzeba uniknięcia
dysonansów, obcości i potrzeba "dobrego samopoczucia".
> [znalezione w innym poście]
>
> > Mnie "meczy" jakiekolwiek przebywanie, a nawet swiadomosc
> > ze bede na nie narazony... Nawet na czas skrajnie niedlugi
> > (np. kupic cos w sklepie cudzoobslugowym).
>
> Powtarzający się wysiłek, nie prowadzący do sukcesu
> zniechęca, ale dla Elli to chyba jeszcze za wcześnie :-).
> Poza tym dziewczęta mogą mieć silniejszą motywację
> "dospołeczną".
>
> W pewnym sensie modelowe wydają mi się w tym miejscu relacje
> osób, które od urodzenia mają deficyt automatycznego
> rozpoznawania ludzkich twarzy. Wyobraźmy sobie (to na prawdę
> tak się zdarza), że z naszego sposobu spostrzegania,
> przetwarzania informacji, wnioskowania, emocji i skutków w
> zachowaniu, z naszego całego rozwoju OD URODZENIA -
> CAŁKOWICIE znika zdolność automatycznego, w dużej części
> "zmodułowanego", dziejącego się nieświadomie rozpoznawania
> ludzkiej "fizys".
Zasugerowałbym co innego - ZA mogą mieć wręcz pamięć fotograficzną, ale
nie mają narzędzi/zdolności jej oddawania. Sytuacja "ukłonić się" wymaga
ułożenia rozumowego pewnej układanki zachowań, więc stąd może się brać
deficyt.
Nie napisałbym tego, gdyby nie pewna sytuacja z zeszłego roku.
Teoretycznie nie mam pamięci do twarzy, no może za wyjątkiem
charakterystycznych szczegółów, ale w zeszłym roku rozpoznałem
bezbłędnie po miesiącu osobę, którą widziałem 3 godziny i może z raz na
zdjęciach. Miałbym pewnie problem, gdybym próbował dopasować zachowania
do jej widoku, ale ponieważ nawet tego nie próbowałem, to sekwencja
rozpoznania nie została zaburzona.
> Zaczyna się mozolne odbudowywanie życia: "Fajnie mi się z
> tobą gadało na tym przyjęciu, ale musisz coś o mnie
> wiedzieć, jestem "ślepa na twarze", nie rozpoznam cię wśród
> innych ludzi tutaj, jeśli np. odejdę stąd a ty zmienisz
> miejsce, mogę przejść koło Ciebie i nie wiedzieć że to Ty -
> pamiętaj o tym i nie obrażaj się!!!"
Eeee, nie działa. Kiedy wypowiadam kwestie, że nie umiem zapamiętać
twarzy, to zawsze mam uczucie jakbym się tłumaczył z tego, że kogoś nie
zauważyłem. Zresztą mz. wielu ludzi nie interesuje ich rozpoznawanie, bo
znajomości też traktują powierzchownie. Co im z tego, że Flyer ich
rozpozna lub nie. ;)
Flyer
|