Data: 2000-11-16 09:29:08
Temat: Re: NET - owa przyjazn
Od: "Piotrek. M" <p...@p...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
spider napisał(a) w wiadomości: <3...@n...vogel.pl>...
>Mysle, ze czasami warto porozmawiac z ta druga polowka jesli cos nas
wkurza.
>Przeciez nie musi od razu wyniknac z tego klotnia, a przy okazji dowiemy
sie
>czegos ciekawego o sobie. Troche silnej woli i jest super.
Też tak myslałem.
Też myślałem że to łatwe i w miare przyjemne - ot siąść i pogadać.
Nafaszerowałem sie literaturą psychologiczną i choć udawało mi sie
"dochodzić do kompromisu", to trudno jest stwierdzić, czy kompromis był
podyktowany rzeczywiście racjonalną dyskusją i stwierdzeniem potrzeby zmian
pewnych zachowań, czy też wygodnie było mi "jeszcze ustapić" - mając na
uwadze przyszłe "korzyści" .
Okres romantycznej miłości zaczał wygasać po około 3 latach. Obecnie każde z
nas chce iść swoją drogą i nie chodzi tu bynajmniej o pozostawianie wacików
na pralce. Bardziej o decyzje związane z karierą zawodową, stylem życia,
wartościami itp... Pytam sie wiec czy na początku nie widzieliśmy
czekających nas rozbieżności? Czy też nie chcieliśmy ich zobaczyć w
romantycznym zaślepieniu ? Zgadzam sie z Brianem , że problem jest w nas, że
w początkowym okresie w drugiej osobie widzimy odbicie własnych wyobrażeń i
zgadzam sie, że w przypadku kolejnych związków sytuacja będzie sie
powtarzać. Tak więc zapytam jakie są drogi wyjścia z tej sytuacji?
Zaakceptować odmienność partnera (łatwo o tym mówić ale trudniej wprowadzić
w życie) i np. pozwolić mu żyć swoim życiem a sobie dać prawo do życia
swoim. Tylko, że ta droga może z czasem doprowadzić do tak dużych
rozbieżności, że oprócz wspólnego mieszkania i (może) wspólnego seksu nic
więcej nie bedzie nas łaczyło....
....Kilka lat temu, na początku naszej drogi (tj drogi z moją obocną
małżonką) tkwiło we mnie przekonanie, że nie powtórzę schematu rodziców.
Moich rodziców, czy rodziców małżonki, czy wielu rodzin znajomych... Rodziny
te, są zadziwiająco do siebie podobne... Ojciec ma swoje życie (ryby,
praca...) matka ma swoje życie (telenowele, praca...) i NIC ich nie łączy
(często nie łaczy nawet seks). Byłem przekonany, że mnie to nie dotyczy, że
ja to osoba edukowana w dziedzinie zachowań psychologicznych, nauczona
dialogu i takie tam bzdety... Nie mineło dużo czasu a zauważyłem, że
powtarzam schemat - kropka w kropkę... Jak coraz rzadziej chce podjemować
próby porozumienia, jak coraz częściej macham ręką na takie czy inne
zachowanie żony.... Jak ona macha ręką na moje zachowanie.... jak coraz
mniej ze sobą rozmawiamy - to jest tragiczne, czy wszystkie związki muszą
się kończyć tym, że (z pozoru zgrani małżeńkowie) żyją osobnym życiem....
.... jakoś nie mogę odkryć sensu tego wszystkiego...
Piotrek. M.
|