Data: 2004-05-29 10:40:01
Temat: Re: Napady gniewy przy dziecku ...
Od: "redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Natek" <n...@o...pl> napisał w wiadomości
news:xn0diuges61vtf000@news.onet.pl...
> Teraz parę słów nt tego nieszczęsnego odżywiania.
Wbrew pozorom, to co mówisz, nie jest mi obce :)))
Tym razem nie nazwałbym tego kłótnią:
<ja-redart> na pewno znajdzie się coś o słodyczach, kabanosikach pepperoni i soleniu
pomidorów.
<ja-redart> Nie czytałem tego jeszcze - podrzuciła mi to pewna osoba.
<Moja Zona> to może ty to przeczytaj i zaproponuj alternatywę a ja to rozważę? czy ja
mam monopol na organizację żywienia i czy jedyną alternatywą ma beć nie-żywienie ?
<ja-redart> Tam poczytaj trochę sama, bo ja językowo tego nie dam rady. Porozmawiamy
w domu.
<Moja Zona> to może znajdź strone polska o żywieniu - za granicą są inne normy
<ja-redart> A moje propozycje są w zasadzie bardzo proste: ŻADNYCH słodyczy w domu
(***). O szufladzie w zasięgu ręki Juli to już nawet nie wspomnę. A co do soli i
kabanosików itp. sztucznych świństw - poczytamy to pomyślimy. Ja też nie wiem. Mój
ojciec był biochemikiem i pewne rzeczy są dla mnie oczywiste. Ale to za mało, by
dyskutować z Twoją mamą, czyli pediatrą.
(***) Pojechałem za ostro. Mój pogląd na tą sprawę jest inny, bardziej kompromisowy.
Popełniłem błąd w dyskusji ...
Z drugiej zaś strony - nie mogę przecież od razu być miękki, bo ew. "kompromis"
będzie funta kłaków wart.
Hmmm ... Nie - źle to wyraziłem, mea kulpa ...
<ja-redart> Nie jestem w stanie Ci precyzyjnie powiedzieć DLACZEGO JESTEM PRZERAŻONY,
jak widzę, co ty namiętnie Juli podajesz.
<ja-redart> I dlatego sam muszę to poczytać.
<ja-redart> Ty mi zaś pomożesz językowo.
<ja-redart> Kanada to akurat nasza strefa klimatyczna. Co mi jakieś normy ?
<Moja Zona> prawda jest taka, że żywność jest skażona i trzeba postawić na
różnorodność kabanosy nie są toksyczne bardziej niż żółty ser - są toksyczne
inaczej - mam w domu książkę toksykologia żywnośći - pewnie do niej nie zaglądałeś,
musisz wiec uwierzyć mi na słowo - nie ma idealnie adrowych rzeczy
<Moja Zona> trzeba spożywać różne rzeczy po to, żeby gromadzić różne zdrowe i
potrzebne organizmowi związki ale również po to, żeby zapobiec gromadzeniu się w
organiźmie toksyn jednego rodzaju
<ja-redart> Sorry, kasia. Nie wierzę Ci. A może inaczej: co z tego, że czytasz te
mądre książki, skoro i tak ich konsekwentnie nie stosujesz ? Robisz sobie wszystko
wybiórczo. Zdrowe kolacje przykładane konserwowymi ogórkami, solone japońską sola i
przyjadane piccami albo innymi rzeczami z MCdonalda i KFC.
<Moja Zona> poza tym istnieją toksyny naturalne (nie chemiczne, które jemy i czego
nie jesteśmy nawet świadomi, bo jemy je od wieków , np. w czarnych jagodach )
<ja-redart> Dobra kasia. Ale to nie ma nic wspólnego z tym, że Ty nie potrafisz Julii
odmawiać, a nawet odwrotnie: po prostu podpowiadasz jej rzeczy złe.
<Moja Zona> staram się na tyle na ile mogę, julia w swojej szufladce ma sezamki,
sucharki z ciemnego ryżku ew. rurki/ciastko z cienką warstą czekolady, rodzynki) i
uważam, że to ok
<ja-redart> A ja nie.
<ja-redart> I dlatego musimy poczytać.
<ja-redart> I coś uzgodnić.
<Moja Zona> a ty nie proponujesz rozwiązań alternatywnych tylko krytykujesz
proponowane przez mnie
<Moja Zona> i ona zawsze pyta, czy może zjeść coś z szufladki
<Moja Zona> i robi to stosunkowo rzadko
<Moja Zona> nie rozumiem o co ci chodzi
<ja-redart> Ależ proponuję: zamiast dawać ciastka - nie dawać nic. Zamiast dawać
cukierki - nie dawać nic. Z głodu przez to nie umrze. (***)
(***) Tu ostro znów przesadziłem - za bardzo naciskam, macie rację.
<Moja Zona> jakieś kompleksy masz z dzieciństwa czy co
<Moja Zona> nie będę jej żywiła chudym serem tylko
<Moja Zona> to jakaś psychoza!
<ja-redart> Kasia - poczytamy, ok ?
<Moja Zona> sam sobie kupujesz "Liony" i inne duperele
<ja-redart> Ja NIE WIEM, rozumiesz ? ja byłem żywiony inaczej i to, co robisz budzi
mój głeboki niepokój. Tym bardziej, że stoi za Tobą mama z autorytetem.
<Moja Zona> Ja z nią wypracowałam taki wzorzec, ze w sklepie nie wykłóca się o to co
wszystkie dzieci, przyjmuje spokojnie do wiadomości, ze coś jest niezdrowe i że
lepszy będzie sucharek albo sezamek i to przyjmuje i bez względu na wszystko z tego
nie zrezygnuję, bo to minimum, które chcę jej dać
<Moja Zona> Bo jak odrzucę wszystko hurtem to przy pierwszej okazji się na to rzuci
jak w banku!
<Moja Zona> A tak to będzie madrzejsza i będzie wiedziała, że ma coś równie smacznego
ale zdrowego
<Moja Zona> Niby dlaczego nie wolno jeść czekolady w niewielkich ilosciach
<Moja Zona> Czekolada podnosi poziom endorfin i jest zalecana przez lekarzy
<ja-redart> Nie wiem, Może dlatego:
<Moja Zona> oczywiscie w umiarkowanych porcjach
<ja-redart> (poczekaj chwilkę):
<Moja Zona> chcę ją wyczulić na to, żeby w przyszłości wybierała jedzenie bez
konserwantów jeśli jest taka altrnatywa i ze zdrowych upraw nie modyfikowane
<Moja Zona> natomiast w sytuacjach ekstremalnych (np. powrót samochodem z
rehabilitacji) kiedy żadne z nas nie zabrało dla niej niczego sensownego do jedczenia
chrupki są dopuszczelne (***)
(***) To nie były chrupki, tylko białe ciasteczka w pięknym opakowaniu. Na chrupki
kukurudziane bez żadnych dodatków pewnie chętniej przymknąłbym oko (tym razem to taka
drobna próbka manipulacji ze strony żony ;).
<Moja Zona> uważam że to zeby była najedzona jest priorytetem
<Moja Zona> bo ona wtedy była już po prostu głodna
<Moja Zona> trzeba uczulić rodziców, żeby w aucie nie jedli przy niej cukierków i
innych słodyczy, bo to mi się nie podoba
<ja-redart> Trzeba uczulić siebie, Kasia. Jedzenie bez konserwantów ? Znaczy się
ogórki i grzybki konserwowe ? Wszystko ze słoików ?
<Moja Zona> natomiast jezu Redart
<Moja Zona> tutaj naturalnym konserwantem jest ocet - ja mówię o konserwantach
chemicznych tych E? kojarzysz?
<Moja Zona> kwas mlekowy to też "konserwant"
<Moja Zona> kojarzysz tyle, ze te z E są niezdrowe a naturalne zdrowe ?
<ja-redart> znaczy sie uważasz, że ocet jest dobrym konserwantem, tak ? (*** -
przesadzam - uczepiłem się tego octu)
<ja-redart> "Zdrowym", jak to lubisz mówić ?
<Moja Zona> Nie, ale w takich ilosciach jakie spożywamy jest nieszkodliwy
<ja-redart> Sól morska też ?
<Moja Zona> tak
<ja-redart> I dlatego właśnie musimy poczytać.
<ja-redart> Dla mnie to koszmar.
<Moja Zona> Czy wiesz, że wody płodowe mają identyczny skład jak woda morska?
<Moja Zona> Tak jak z barwnikami/aromatami są naturalne i identyczne z naturalnymi
czyli sztuczne nawet earl grey jest aromatyzowany albo bergamotką albo esencja
sztuczną
<Moja Zona> Dlatego tyle czasu spędzam w sklepie czasem żeby coś rozszyfrować i
dlatego nie lubie nowych sklepów gdzie muszę szukać i sprawdzać wszystko od nowa, bo
na ogól nie znajduję rzeczy które kupuję na codzień
<ja-redart> Dobra kasia. Poczytaj sobie składniki tych ciasteczek, które serwujesz
Julii.
<ja-redart> CAŁYMI PACZKAMI.
<Moja Zona> Czytam
<Moja Zona> Brązowy razowy ryż naturalny z kaszą gryczaną z solą morską i siemieniem
<Moja Zona> To wafelki, które sama sobie wybrała
(*** znów drobna manipulacja - mówi o innych ciastkach, ale sprawdzę dokładniej, bo
nie jestem pewiem.
W każdym bądź razie te ciastka nie były ciemne. A, tak, ona tu mówiła o tych z
szuflady, nie z samochodu.).
<Moja Zona> Sezamki to sezam
<ja-redart> Mi chodzi tylko o to, że Julia tego nie potrzebuje wcale, ale ty ją
uczysz czerpania prostej przyjemności ze słodyczy. A ja mówię (przejaskrawiając
oczywiście): może od razu podaje jej odrobinkę amfetaminy ? (*** to tzw. jeden
z moich "mocnych" argumentów).
<Moja Zona> żelki misie, które je bardzo rzadko (właściwie 1 raz do tej pory) to guma
guar i agar (składniki naturalne) i jakieś syfy dlatego ich nie bronię
(*** tak - rzeczywiście - gumisie (sensu stricte) były tylko raz, było za to dużo
rzeczy podobnych, nie wiem
jak to się nazywa - takie różne nadmuchiwane różowe pianki).
<Moja Zona> redart, wafelki nie są słodkie
<Moja Zona> nie wiem dlaczego mówisz na jej szufladkę słodycze, kiedy najbardziej
słodką rzeczą są rodzynki naturalne i cienka warstwa czekolady na wiórkach
kokosowych.
<ja-redart> Po co jej w ogóle słodycze, misiu ? Żeby Ci łatwiej było sprawować nad
nią kontrolę ?
<Moja Zona> nie, żeby potem nie miała na ich punkcie hopla
<Moja Zona> ja miałam zabraniane a potem jak już dopadałam słodyczy to się nimi
zapychałam i wymiatałam wszystko co było pod ręką - moje i mojej siotry też
<ja-redart> A jesteś pewna, że dobrze rozpoznajesz ten "mechanizm psychologiczny" ?
Że "teraz jej nie dam - potem będzie miała hopla" ?
<Moja Zona> tak - przeczytaj w książce b.popularnej i mądrej psycholog
<ja-redart> Bo ja uważam, że chęci masz dobre, ale źle kombinujesz.
<ja-redart> Nie tędy droga.
<ja-redart> ja nie chcę jej zabraniać. (*** tu zaczynam mówić normalniej)
<Moja Zona> dzieci miały zabonione winogrona nie słodycze w związku z czym czatowały
tylko na te zabronione z jakichś powodów winogrona
<Moja Zona> cały rozdział jest tam o tym
<Moja Zona> chyba nawet prosiłam kiedyś, żebyś to przeczytał "karuzela
macierzyeństwa" Deborah Kerry chyba jest autorką.
<ja-redart> Tak Kasia, ale ty mylisz wg. mnie dwie rzeczy: zabraniać, a nie
podpowiadać.
<ja-redart> Ty Juli podpowiadasz.
<Moja Zona> nie robie tego
<ja-redart> Za dużo chcesz załatwić na zapas.
<Moja Zona> skąd ty możesz wiedzieć skoro cie w domu nie ma jakieś bezsensowne
zarzuty
<ja-redart> Idealizujesz ją (to nie moje słowa zresztą).
<ja-redart> Kasia - ja to widzę. Chcesz ją uchronić przed niebezpieczeństwami, które
jeszcze nie istnieją. które istniały tylko w Twoim dzieciństwie.
<ja-redart> Ja też tak robię.
<ja-redart> I dlatego musimy o tym dużo i spokojnie rozmawiać
<ja-redart> podpierając się badaniami naukowymi.
<ja-redart> Ale nie możesz mnie traktować jak wymondrzającego się przygłupa.
<ja-redart> Mój ojciec jest biochemikiem i tak samo jak Twoja mama "wiedział co
robi".
<ja-redart> Kiedy dziecko ma na czymś "hopla" to stoi za tym coś wiecej niż tylko
"brak dostępu w dzieciństwie". Ja nie miałem w dzieciństwie bardzo wielu rzeczy i nie
mam teraz na ich punkcie hopla.
<Moja Zona> większość dzieci ma - to stwierdzone naukowo
<ja-redart> Przypuszczam (sorry, że znów teoria, ale jak już mówię, to mówię), że u
Ciebie słodycze są pewnym obiektem zastępczym dla miłości matki. Że jako dziecko w
"braku słodyczy" upatrzyłaś sobie namacalny dowód "braku bliskości matki". I teraz
próbujesz dawać to Julii.
<ja-redart> To jest uproszczenie. Ty w ten sposób wyrażasz swoją miłość do niej.
<ja-redart> Spróbuj może jednak inaczej ?
<ja-redart> To jest zły sposób.
<ja-redart> A w reklamach tylko Ci przyklasną - zobacz jak są konstruowane.
<ja-redart> Sugerują rodzicom, że dzieciaki o niczym innym nie marzą - tylko o
zabawkach i słodyczach.
<Moja Zona> o czym ty mówisz człowieku -JAKIE SŁODYCZE DAJĘ JULI?
(*** żona bazuje na tym, że słone paluszki itp. "niesłodkie" rzeczy - to już nie są
słodycze - kolejna drobna
manipulacja z jej strony - udaje, że nie wie, o co mi chodzi. Słodyczami nie są też
rodzynki i sezamki.
A może naprawdę nie wie, o co mi chodzi ?).
<ja-redart> Kasia - dlaczego ja musiałem z Tobą toczyć niemalże wojnę o to, by
odstawić lizaki ?
<ja-redart> TU JEST PROBLEM. ja bym w ogóle jej do nich nie przyzwyczaił i nie byłoby
czego odkręcać, rozumiesz ? ONA NIE POTRZEBUJE I NIGDY NIE POTRZEBOWAŁA LIZAKÓW.
<ja-redart> I dalej wielu rzeczy nie potrzebuje.
KONIEC
> Akurat tak się składa, że macie dokładnie odmienne zdania
> z żoną w tych dwóch punktach. Żaden z nich nie jest wart
> codziennych przepychanek. Gdybyś przyjął model żony,
> moglibyście pewnie w miarę spokojnie ustalić rozsądne
> zasady dotyczące proporcji poszczególnych składników
> diety, tak by dziecko odżywiało się dobrze.
Nie mamy aż tak odmiennych zdań wbrew pozorom.
Generalnie właśnie dzięki moim naciskom głównie udało
się wypracować te rodzynki - zamiast cukierków. Gdybym
nie naciskał, to żona by odpuściła i nawet by się nie zastanowiła.
A tak efekt jest taki, że rzeczywiście, zarówno żona jak i teściowa,
zwracają uwagę na to, by nie dawać Julii twardych słodyczy
niszczących zęby (czyli np. te lizaki, które jej zaczeli dawać jak
jeszcze zębów nie miała), nie dawać mentosów itp. - tylko zwykłe
rodzynki. W dalszym ciągu mam zastrzeżenia, co do zasadności
wyposażania Juli w całą kieszeń rodzynek przy każdym wyjściu
na dwór, ale tu odpuszczam. Żona też upiera się przy tych sezamkach,
ja jednak nie mam do nich zaufania (w końcu czymś to jest poklejone,
nie jest to czysty sezam), ale tu też żonie chyba odpuszczę.
Wydaje mi się też, że z tą szufladą to też jest jak żona mówi - Jula
się pyta, sama nie bierze. Może to i dobrze zostało ustawione
i cieszę się, że to jakoś wygląda. Powiem o tym żonie.
No i wczoraj na kolacji nie było kabanosów. Pierwszy raz od dawna :)
W sumie dzięki za merytorycznego posta, który zmusił mnie
do dokładnego ponownego przeanalizowania mojej rozmowy
z żoną na temat jedzenia. :)
|