Data: 2005-06-10 07:28:23
Temat: Re: Odpowiedzialność rodziców za szkody
Od: "Sowa" <m...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Orka" <o...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:d8976p$ic7$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "Oasy" <u...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
> news:d895de$ckl$1@nemesis.news.tpi.pl...
>> Na zielonej szkole koleżanka synka rozwaliła mu okulary, niechcący jak to
>> zwykle bywa. Nie przyszłoby nam do głowy żeby rozwiązywać problem w
>> sposób
>> opisany przez Ciebie.
>
> Ano właśnie, rozmawiałam z przyjaciółką, która przytoczyła identyczny
> przykład, i ja jestem pewna, że gdyby to były okulary, to stanęłabym na
> głowie, żeby zdobyć pieniądze i odkupić. Ale łańcuszek dla 6latka jest jak
> dla mnie fanaberią rodziców.
>
>> Z drugiej strony to nie wiem czy nie zdecydowalibyśmy się pokryć jakiś
>> kosztów strat wyrządzonych przez nasze dzieci ...... o ile nie byłoby to
>> wymuszane jakimiś chamskimi nagabywaniami, w takim układzie ciężko by
>> było
>> cokolwiek z nas wyciągnąć.
>
> No właśnie. Sposób w jaki to zrobiono, pozostawia wiele do życzenia :(
> Łańcuszek juz dałam do naprawy, ale cały czas biję się z myślami czy
> dobrze
> robię, czy moje dziecko nie wyrobi sobie o mnie opini słabej i mało
> asertywnej osoby,
IMO robisz dobrze, pokazujesz że nawet jak zbroi sie coś niechcący - no
zdarza się, nawet dorosłym- to warto wyciągnąć rękę i poszkodowanej osobie
pomóc.
Może na drugi raz (a może za 10-15 lat) dziecko bogatsze o to doświadczenie,
najpierw pomyśli 5 razy co tez może sie stać i jakie mogą być tego
konsekwencje, zanim zrobi niechcący dużo większe głupstwo.
Żeby nie być gołosłowną - kiedyś niechcący potrąciłam koleznakę w pracy,
która niosła sobie kawę (na szczęście juz nie gorącą), zalała sobie bluzkę i
biurko kogoś innego. I mimo że to nie moja wina była, bo to nie miejsce było
na przechadzki z kawą, to i przeprosiłam i bluzkę jej zaprałam i jakoś nikt
nie potraktował tego jako okazania miękkiego kręgosłupa. Ja się czułam w
porządku a ona nie czuła urazy choc musiała wracać do domu w bluzce która
wyglądała... tak sobie.
Grzeczności to nie kara boża, tylko pewna norma społeczna ułatwiająca życie
w grupie.
I mimo że to nie moja wina była po której wszyscy mogą jeździć jak chcą :(
Już nie mówiąc
> o tym, że Weronika nie chciała iść dziś do szkoły, bo cała klasa jej nie
> lubi...(czuje się upokorzona tym publicznym przepraszaniem, jak sądzę)
No wydaje mi się, że tu to musisz nad córka popracować - przeproszenie
kogoś, nie jest i nie powinno być karą bożą.
W sumie dziecko samo powinno powiedzieć to magiczne "przepraszam" skoro
łańcuszek chcący , czy nie chcący zerwało.
Może , skoro Ty masz przekonanie, że jak coś niechcący to przeprosiny się
nie należą i sa czymś hańbiącym, tez juz ma problemy z mówieniem
przepraszam? Warto to rozpracować, takie podejście nie ułatwi je życia a
jedynie jak widać przysporzy problemów.
Przy czym, nie uważam, że dziecku należy się jakaś bura, ja bym starała się
swoje w takiej sytuacji wspierać, ale jednocześnie parę rzeczy przetłumaczyć
i na pewno nie robić atmosfery "biedna pokrzywdzona córeczka musiała
przepraszać, co za obciach". raczej tłumaczył bym, że te przeprosiny były z
jej strony zachowaniem bardzo ładnym i że jestem bardzo zadowolona że się na
nie zdobyła.
--
Edyta Czyż
>>Sowa<<
Kłamie ten, co zna słowa, a nut nie pamięta. Leśmian
|