Data: 2011-02-17 16:49:55
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Aicha" <b...@t...ja> napisał w wiadomości
news:ijjgcf$45r$1@news.onet.pl...
> Powiedz mi, czy Ty z żoną wychodzisz "na miasto"?
> On ze mną nie chciał wychodzić nawet na spacer. Imidż mu rzekomo psułam :>
A widzisz. Taki detal, ale istotny. Jeśłi jest dokładnie tak jak mówisz,
to problemem nie są same wyjścia, ale brak fundamentalnego komfortu
w przebywaniu razem, pokazywaniu się razem. To jednak coś innego.
> Nie tylko.
> "Jest ktoś kto mnie kocha takim, jakim jestem.
> Kocha i akceptuje, choć nieobca jej pokusa by mnie zmienić.
> Próbowała...Przegrała...
> Choć wciąż wygrywa..."
> (zdaje się, że naruszam kopirajt, ale chyba będzie mi to wybaczone)
No dobrze, ale zastępujesz krwistego faceta ideą-wierszem. Rozumiem, że
tego kogoś przy Tobie ciągle nie ma ? Bo jak jest - to inasza bajka i eot :)
> Bardzo możliwe. Zatroszczony był :) Ale kiedy pozycja "właściciela"
> została zachwiana (być może ten właściciel też miał skazę na ego albo
> potrzebował "gwarancji" stałości), jego kolega z pracy oberwał (ustnie) za
> to, że rozmawia ze mną przez telefon!
> Za to wcześniej, pocałunek z innym kolegą zupełnie nie zrobił na nim
> wrażenia - bo był mnie pewien i było wiadomo, że na pocałunku się skończy.
> Reszta chłopaków, wszyscy młodsi, za to była zszokowana z lekka.
> Może i masz rację... w pewnej chwili, świadomie "wysmyknęłam" mu się z
> rąk... Ale miałam powody - patrz piętro niżej.
No dobra. Wychodzi że bardzo długo dojrzewaliście do tej decyzji
o rozejściu. Ja to nazywam 'wgniataniem w glebę'. Widać jak na dłoni,
że związek nie ma przyszłości, że nie funkcjonuje - a delikwent ciągle
sprawdza, wrzuca kolejne eksperymenty - i ciągle nie dowierza wynikom.
Masakra ... To jest przykre - bo ta sama energia powinna teoretycznie
iść w próby poprawy, szukania porozumienia, wspólnej płaszczyzny
- a idzie w zbieranie toksycznych dowodów, że sypiasz z wrogiem.
Coś takiego funkcjonowało w małżeństwie moich rodziców. To jest
jakieś nieporozumienie totalne, szczególnie, że dochodzi jeszcze czasem
asymetria postaw - jedna strona szuka porozumienia, a druga jej starania
kompletuje jako dowody na nie i mówiąc łagodnie - miesza wszystko
z błotem. Zamiast skończyć na szybkiej decyzji, mamy niepotrzebny,
na wskroś niszczący proces niszczenia, zabijania szacunku do drugiego
człowieka ...
> Ale! po tym, czego się dowiedziałam od córki (tu odsyłam do archiwum) na
> temat jego zachowania, ogarnął mnie wstręt. Kiedyś przychodziłam do
Nie wiem o co chodzi, ale w sumie to już nie muszę ...
> mówiąc o seksie... Nie bardzo sobie wyobrażałam dalsze życie z kimś, kogo
> nie byłam w stanie znieść. Moja znajomość z kim innym w tym momencie to
> był ważny, ale jednak poboczny wątek. Ja już po prostu odcięłam się
> mentalnie i fizycznie, nie mogąc tak naprawdę wyjaśnić mu dlaczego.
Jasne. Pozostaje tylko to pytanie - po co było tak długo w tym tkwić
- a sądzę, że trwało to trochę. Ale tak to w praktyce niestety jest.
Nie chciałbym jednak być w JEGO skórze - siedzieć pod jednym
dachem z kobietą, która czuje fizyczny wstręt - a jednak siedzi.
Takie cuś trzeba leczyć albo ciąć. Widzę tu po Twojej stronie jakieś
zaniechanie - i rozumiem też wzbierającą w facecie agresję. Generalnie
wydaje mi się, że uczucie fizycznego wstrętu w związkach, bez
próby pracy z nim - to jedno z piekieł, na którego dnie ludzie
po prostu tracą zmysły i należy tam przebywać tak krotko, jak
siętylko da.
To może być zabawa dla emerytów, którzy inaczej juz podchodzą
do własnej cielesności i po prostu muszą olać. Ale nie dla
młodych ludzi, którzy teoretycznie wchodzą dopiero w życie i zaczynają
rodzić dzieci.
> czułam. Takie wieczne dziecko, zatrzymane w jakiejś fazie rozwoju :)
No to pozostaje chyba powiedzieć: Uffff ... Dobrze, że to przeszłość ...
|