Data: 2002-08-01 10:20:18
Temat: Re: Partnerstwo czy tradycja?
Od: Maria Miller <m...@b...net.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Sokrates wrote:
>
> Użytkownik "Maria Miller" <m...@b...net.pl> napisał w
> wiadomości news:3D47E640.A6070AD6@biz.net.pl...
>
> > Jasne, ze mniej sytuacji konfliktowych, jesli w rodzinie
> panuje
> > zamordyzm i wladze dzierzy jedna strona a druga nie ma nic
> do gadania
> > ;). Rozumiem, ze druga strona musi podzielac poglady
> wladcy i nie
> > ujawniac wlasnych mysli, bo inaczej konflikt nieunikniony.
> I Ty to
> > nazywasz zdrowa 'caloscia'?
>
> Zamordyzm, dzierżenie władzy, poglądy władcy - chyba nie
> rozumiesz o czym piszę.
No prosze, od razu zaczynamy od sugestii, ze zwykla kobieta nie jest w
stanie pojac slow pana ;). Jesli napisales, cytuje:
" gdy oboje z
> małżonków są równorzędnymi partnerami, to stwarza to więcej
> sytuacji konfliktowych spowodowanych odmiennymi poglądami na
> niektóre sprawy i wtedy dochodzi trudny czynnik wyrabiania
> kompromisów, które w mojej ocenie nie zawsze są czymś dobrym
> same w sobie, ponieważ są "zlepkiem" a nie "całością""
- to znaczy, ze zakladasz, ze lepiej jak malzonkowie nie sa
rownorzednymi partnerami tylko jest jeden rzadzacy (w Twoim rozumieniu
oczywiscie maz). Jesli nie wskazane jest posiadanie odmiennych od meza
pogladow i wypracowywanie kompromisu, to znaczy, ze zona musi ulec
pogladom meza i zgodzic sie z nim bez protestu. Czy to nazwiemy
zamordyzmem czy jedynowladztwem w rodzinie, czy dyskryminacja zony,
wszystko jedno. Ale po co ja Ci tlumacze Twoje wlasne slowa, chyba wiesz
co piszesz, a nie tak sobie tylko klikasz po klawiaturze, snujac slodka,
senna wizje? ;)
>
> > A poza tym moze w roli sternika lepsza bedzie kobieta, bo
> cos wariant z
> > facetem w roli sternika nie bardzo sie sprawdzil na
> przestrzeni dziejow
>
> Możesz to szerzej opisać:-)
To proste, stopien agresji wsrod ludzi sie nie zmienil, dalej sa wojny i
konflikty zbrojne, przestepczosc wsrod mlodziezy a nawet dzieci wzrosla.
Co niby dobrego przyniosly rzady facetow? ;)
M.M.
|