Data: 2008-09-10 18:32:22
Temat: Re: Polski Fritzl
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Wed, 10 Sep 2008 15:38:08 +0200, medea napisał(a):
> Ikselka pisze:
>
>> Nadal bez zmian. Ta dziewczyna zresztą nie wyabortowała się. Oddała dzieci
>> - pisałam o tym, że aborcji mówię nie
>
> Wyobrażasz sobie życie tych dzieci ze świadomością swojej tożsamości?
A kto im powie?
> Jak to mam połączyć z Twoim stanowiskiem co do genów i adopcji?
Nic złego w ich (dzieci) genach nie ma poza tym, że są z "hodowli" wsobnej
(okreslenie zootechniczne) czyli zostały spłodzone w bliskim pokrewieństwie
rodziców, w szczególności w kazirodztwie. Bliskie spokrewnienie rodziców
odbija się na potomstwie dopiero, kiedy dzieci płodzone są w tej samej
spokrewnionej grupie w kilku pokoleniach (w zootechnice nazywa się to
hodowlą wsobną) i niesie ujemne skutki somatyczne, psychiczne i większe
ryzyko chorób różnego typu, ukrytych w genach praktycznie każdego
człowieka, a w tym szczególnym przypadku następuje kumulacja tego ryzyka -
to jedyne zagrożenie.
Ich biologiczna rodzina jak na warunki polskie jest i tak w granicach normy
:->
Co do bliskiego spokrewnienia rodziców - sytuacja wcale nie jest tak
rzadka, jak Ci się wydaje.
> Czy to
> nie jest hipokryzja w najczystszym wydaniu?
Nie. Nie jestem przeciwko adopcji - nie przekręcaj. Jestem przeciwko
adopcji, kiedy w rodzinie są już własne dzieci, przeciwko braniu w niej pod
uwagę tylko interesu dzieci przysposabianych, bo nikt, absolutnie nikt
dotąd nie wnikał w sytuację dzieci rodzonych.
> Jaką przyszłość widziałabyś
> dla tych chłopców?
Adopcja, normalna adopcja. I żadnej świadomości w kwestii rodziców
biologicznych.
--
"Ludzki mózg jest zbyt skomplikowany, aby dał się poznać
samemu sobie... A gdyby taki nie był, byłby po prostu zbyt głupi, aby
siebie poznać."
S. Lem
|