Data: 2005-07-26 10:06:05
Temat: Re: ***Potrzebuję obiektywnej oceny***
Od: krys <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Old Rena wrote:
> krys napisała:
>
>> Podepnę się. Ciekawe, co by się stało, gdyby ta matka przeczytała
>> "Rodzeństwo bez rywalizacji" i zastosowała opisuywane tam metody, zamiast
>> opierać się na metodach które prawdopodobnie stosowano wobec niej?
> Pomarzyć, dobra rzecz. Zaczęłaby wcielać w życie rady tam zawarte, co
> jakiś czas wracając do utartych schematów...
Od czegoś trzeba zacząć. Ja próbowałam, i kurczę, to naprawdę działa.
Zwłaszcza wobec młodszego dziecka.
> Ja po takiej historii pewnie bym porozmawiała z synem przed snem. Bez
> oskarżeń, bez pytań "dlaczego". O sobie, o tym jak się o niego bałam i o
> jego siostrę, jak mi przykro, gdy się drażni z siostrą... Jak mi miło,
> gdy się zgodnie bawią i jestem z niego wtedy dumna. I takie tam, byle
> prawdziwe.
To też działa. Ale ten chłopak ma siostrę, która prawdopodobnie przyczynia
się do sporej ilości konfliktów, podłożem których jest jednak zazdrość. Bo
jak by nie kombinować, jakaś nutka zazdrości u dzieci jest zawsze
>> Gdyby w
>> momencie zrabowania butelki i wybuchu konfliktu rzuciła uwagę, że "widzi
>> dwoje dzieci i jedną butelke, którą oboje chcą się bawić, no i co my
>> teraz zrobimy?"
> Raczej: wykrzyczała uwagę. Mała włączyła już syrenę.
> Synek byłby kompletnie zaskoczony i pomyślał, że mu mamę zamienili.
I dobrze, że by pomyślał, element zaskoczenia jest pożądany w momencie
zmiany metod o 180stopni;-)
> Mama też, jeśli już lubi sobie pokrzyczeć czasem, mogła zamiast opcji
> "oddaj jej!" zastosować opcję "bawcie się razem!, tak ładnie do tej pory
> się bawiliście".[ Albo - bardziej zaskakująco - do córeczki "daj mu! nie
> bądź taki sobek!" ;)] Czy coś. Też by się mogło inaczej potoczyć. Może
> mniej dramatycznie.
Chodzi właśnie o to, żeby nie dawać na tacy gotowych rozwiązań, bo wtedy
zawsze jest się po czyjejś stronie. Czyli zawsze jedno z dzieci jest
"pokrzywdzone". Jeśli zauważysz tylko, że jest konflikt, i na jakim tle,
dzieciaki muszą ruszyć głowami, jak go rozwiązać. A jeśli same znajdą
sposób, to dalej będą się bawić spokojnie, bo w końcu to jest ich własne
rozwiązanie.
> To zadziwiające, swoją drogą... znamy nasze dzieci jak łyse konie
> właściwie. Wiemy jak reagują w sprawdzonych już uprzednio sytuacjach...
> i zdarza nam się tak idiotycznie zachować, że zamiast uspokoić atmosferę
> doprowadzamy do burzy, jak w opisanej scenie.
Bo powielamuy schematy, które stosowano wobec nas. Przynajmniej ja u siebie
to zauważam. Ale walczę;-)
> IMO mamie przydała by się refleksja, spokojne spojrzenie na siebie i
> swoje dzieci. Przemyślenie innych sposobów reakcji na przyszłość.
Na pewno. I lektura też by nie zaszkodziła, choćby po to, żeby zrozumieć
mechanizmy.założę się, że dokonałabny paru "odkryć" z gatunku "to jest
takie proste, że też na to wcześniej nie wpadłam".
> Mnie jest łatwo mówić, mam jedynaka.
Z całą pewnością z jedynakami też są jakieś problemy, nieznane rodzicom
rodzeństw.
--
Pozdrawiam
Justyna
|