Data: 2002-06-03 10:13:27
Temat: Re: Powrót?
Od: "cecylia" <c...@b...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Tego nawet spokojnie czytać nie można! Może się nad tobą poużalać, jaki to
Ty jesteś biedny i w rozterce?! Jesteś kawał egoisty od co! I kiedyś
powiedzą Ci to córki. A kto ci powiedział, że w małżeństwie to tylko
sielanka? Męczą Cię wyrzuty sumienia? Szukasz rozgrzeszenia? Biedne są te
Twoje córki, tatuś zastanawia się po 10 latach czy można oprzeć związek o
miłość do nich. Chyba mnie szlag trafi. Przepraszam, ale poniosło mnie.Może
zamiast filozofować, zastanowisz się, jak swoją głupotę naprawić, bo akurat
Twoje szczęście tu się najmniej liczy. I co zrobić, żeby konflikty
rozwiązywać bez pomysłów rozchodzenia się i kłótni, które niszczą.
Cecylia
Użytkownik "Wojtek" <3...@w...pl> napisał w wiadomości
news:ade5fq$m77$1@sunsite.icm.edu.pl...
> Witam. Jestem pierwszy raz na grupie i od razu prośba.
> 8 miesięcy temu odszedłem od rodziny. Po 10 latach związku zostawiłem żonę
z
> dwiema córeczkami . Problem rozpadu i odejścia długo dyskutowaliśmy,
> wspólnie z żoną doszliśmy do tego, że tak będzie lepiej. Dodam, że powodem
> nie były osoby trzecie. Obyło się bez awantur, obelg i nienawiści.
Rodzinie
> zostawiłem wszystko co miałem, teraz bardzo pomagam żonie (nadal nią
jest),
> jak mogę w upierdliwościach życia codziennego. Praktycznie codziennie
widzę
> się z dziećmi.
> Problem mam taki, że jestem bardzo mocno związany z córeczkami, są one dla
> mnie wszystkim, a jestem dla nich gotowy zrobić wszystko. To ja je bardzo
> potrzebuję a poza tym mam silne poczucie obowiązku troski o ich życie.
> Dzisiaj rozważam, czy ukorzyć się przed żoną i wrócić do domu. Wiem, że
ona
> na to by poszła. Ale czy to ma sens? Żony nie kocham już, jakkolwiek to
> boleśnie brzmi. Owszem, jest sympatia, jest rodzaj szacunku, ale na pewno
> nie odbudujemy miłości. Te przyczyny, które spowodowały rozpad nadal w nas
> są, będą dalej pracować i nie da się ich usunąć (uwierzcie, 1000 razy
> przedyskutowane). Możemy się poświęcić, uzgodnić jakieś "modus vivendi",
ale
> kosztem własnych istotnych potrzeb, wyrzeczeń i adaptacji do ciężko
> akceptowalnych wymagań. Możemy stworzyć coś na kształt domu, nawet czerpać
z
> tego satysfakcję, zasiadać do świątecznego stołu, jeździć na wycieczki,
> troszczyć się o bliższą i dalszą rodzinę, dzielić radości i smutki, ale
> niestety nie wszytkie.
> Czy można i warto budować dom w oparciu wyłącznie o miłość do dzieci?
Znacie
> podobne przykłady z życia i ich losy?
> Możliwe, że ta cała sytuacja mnie przerosła, że jestem niedojrzałym,
> uzależnionym emocjonalnie człowiekiem, ale to już przerabiałem, więc
> podobnych diagnoz nie potrzebuję. Mam dużo siły na kompromis, ale po
prostu
> nie wiem, czy warto i z tym się do Was zwracam.
> Pozdrawiam wszystkich
> Wojtek
>
>
|