Data: 2001-11-23 16:11:05
Temat: Re: Psychologiczne aspekty "wiary"
Od: "Duch" <a...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
> To po prostu bazuje na dysonanie poznawczym - musimy gloryfikowac to co
> sami robimy, w co wierzymy, postawy jakie przejawiamy etc.etc.
> Jesli uwazasz, ze to co mowi ktos inny jest lepsze to mozesz albo zmienic
> swoja psotawe co jest kosztowne i nie odbywa sie bez duzych oporow
> naszego "ja" (no bo oznaczaloby, ze wczesniej sie mylilem i to co sadzilem
> bylo niemadre/glupie/mniej wartosciowe) albo po prostu przedkladac swoje
> zapatrywania, postawy nad inne - konsekwencja rulez :-)) - jest to
> latwiejsze, mniej kosztowne i utrwala samoocene.
Jak najbardziej.
Ale (IMO), Ty nie wiesz co jest dalej - idac droga "obiektywizmu naukowego".
Matka, ktora wierzy, ze jej dzicko jest najwazniejsze, zaczyna studiowac
powiedzmy psychologie, i dowiaduje, ze wszystkie matki tak "maja".
To niestetu powoduje, ze moze stracic ona "wiare" w swoje dziecko.
Bo swoje subiektywne oceny zaczynaja jarzyc sie jako "zabobonne",
"zwierzece", "z perspektywy milionow".
"Obiektywna nauka" mowi, ze jestesmy "zbiorem atomow",
a co gdy "naukowcowi" ... nagle pojawiaja sie pytanie o sens zycia,
"subiektywne odczucia" zaczynaja sie dobijac i taki czlowiek nie
wie co zrobic?
Powiem wiecej: na terapii pojawia sie pacjent, ktorego
subiektywne odczucia sie "nieprawidlowe" wzgledem grupy
(np. "zabobonny strach")
Ma zostac "wyleczony". Potem okazuje sie,
ze jego subiektwne, "nieprawidlowe" odczucia,
byly .... prawdziwe, tzn. odzwierciedlaly to co (nieswiadomie)
grupa odrzuca i nieakceptuje, udaje ze nie ma,
to pojawilo sie w tego czlowieka "nieswiadomych sygnalach".
Wydaje mi sie, ze albo nie wiesz o czym mowie, albo unikasz tego
co chce przekazac. Mozesz sie ze mna nie zgadzac, ok,
ale czujesz chociaz sens tego co chce przekazac?
Bo wydaje mi sie, ze Piotr.M wie mniej wiecej o czym mowie
(co nie znaczy, ze sie ze mna zgadza! :-), ale czuje gdzie lezy problem,
nad ktorym sie zastanawiamy)
> Ja szczerze mowiac powiem otwarcie dlaczego nie wierze w sily
> nadprzyrodzone... boje sie pajakow!!! Nie jakos tak strasznie ale
> to jednak agrachofobia i staram sie za wszelka cene ja ukryc :-)
> W koncu kto to widzial, zeby mezczyzna bal sie malych stworkow,
> ktore przy kazdym kontakcie z czlowiekiem sa kilkaset razy bardziej
> zestresowane - to jest nieakceptowane w spolecznstwie !!!
> Gdyby ktos sie dowiedzial to juz byloby po mnie!!! Dlatego wlasnie
> jestem ateista ;-))
:-) Ej, szczerze mowiac nie rozumiem jak to sie ma do tego co napisalem :-)
Jeszcze raz: albo mnie naprawde nie rozumiesz (nie mowie o zgadzaniu sie),
albo umykasz.
> Wybacz, ale takie konkluzje wynikaja z Twojego wywodu :-))
> Szanuje Twoje poglady i ciesze sie, ze masz duzo do powiedzenia
> - bardzo chetnie czytam Twoje posty ale jednak pewne swoje sady
> przedstawiasz jako pewne i obiektywnie sprawdzone co prowadzi do
> tworzenia sztycznych implikacji motywacjnych jak ta powyzej :-)
Nie obrazam sie :-) Ale chyba sie ine rozumiemy
> Z mojej perspektywy wynika wlasnie, ze wiara jest ucieczka od
> problemow, z ktorymi nie mozna sobie poradzic inaczej ale powodow
> moze byc oczywiscie milion.
Problem w tym, ze 50% tego co nas otacza to cos z czym
nie mozemy sobie dac rady.
Tam gdzie nie mozemy dac sobie rady, "szarpiemy sie",
"szamoczemy", "usztywniamy" itp.
Ty sugerujesz nie-wprost (typowo dla "naukowca" ;-) ),
ze ta wiara/szamotanie sie/szarpanie jest niepotrzebne,
bo wystarczy zrozumiec, a nie "wierzyc".
Kazdy z nas "szamocze sie" w -powiedzmy- 50%,
jak wiec mozesz mowic o sobie, ze rozumiesz zawsze,
a nigdy nie "szarpiesz sie"? (w przeciwienstwie do tych "zabobonnych")
Nic bardziej mylnego, nawet nie jest to "zgodne z psychologia".
Podobno najbardziej dramatyczne terapie musza przechodzic
.... sami terapeuci.
Wiesz co tam sie dzieje? Jest szarapnie, wycie, histeria, skowyt itp.
"Wiedza teoretyczna" jest niczym, do tego co wychodzi podczas
wiary/szarpania/przerabiania lekow i fobii.
Wiesz dlaczego?
Dlaczego "zrozumienie naukowe" malo daje, na polu naszej psychiki?
Bo rzadza "przezycia".
Wydaje mi sie, ze po prostu wierzysz w "prawde teoretyczna",
jako cos bardziej stabilnego/obiektywnego od "instyktu".
Byc moze po prostu nie przezyles "zwatpienia".
> > Wlasnie! I to mnie interesuje najbardziej...
> > Co sie takiego stalo, ze musimy pokazywac sie jako "wyzwoleni"?
> > Bo... wazniejsze sie stalo nie "przerabianie" swoich problemow tylko...
> > ich ukrywanie, pokazywanie jakim sie jest silnym i wyzwolonym.
>
> Moim celem wcale nie byla taka autoprezentacja, wyszlo to poniekad
> niechcacy czego zaluje bo przechodzimy do argumentow 'ad persona'
> co nie wrozy nic dobrego :-))
Bo ja chyba nie do konca odczytalem na czym najbadziej Ci zalezy.
Prawdopodobnie widzisz na okolo "przejawy religji", i nie wiesz co z tym
zrobic, "dysonansuje" to z Twoim spojrzeniem na swiat,
wiec probowales okreslic te (czesc wlasciwie) religji jako "nieprawidlowa".
A ja staralem sie zasiac Ci watpliwosc.
Ale nie widze, zebys mial watpliwosci/szukania,
wiec wlasciwie nie jestem w stanie *pokazac* Ci cos "z poza",
*pokazac watpliwosc*, zebysmy sie chociaz wspolnie zastanowili,
nie mowie nawet o tym zebys sie ze mna zgodzil.
No nic, mysle, ze dalsze ciagniecie tematu nie ma sensu.
Nie zalezy mi zeby Cie personalnie atakowac,
ale wiem, toche Cie "zaczepialem" :-),
zebys zobaczyl rowniez, gdzie tkwi Twoj problem w tej calej sprawie.
Pozdrawiam! Duch
|