Data: 2005-09-14 09:10:27
Temat: Re: Rozwód
Od: "Dorota D." <potforrrek@to_nalezy_usunac.gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Margola" <m...@s...precz.kafeteria.pl> napisał w wiadomości
news:dg8jme$o56$1@atlantis.news.tpi.pl...
>
> Czasem warto wyjść (umysłowo) poza granice własnej, ułomnej
> wyobraźni.
Ułomne jest dla mnie to, co starasz mi się wmówić - że ze względu na chorobę
(rak, grypa, czy choroba psychiczna - cóż za różnica?) może przestać
obowiązywać Cię obietnica dana komuś, że będziesz z nim na dobre i na złe.
Wiesz, w ogóle, co oznacza to "na złe"? Bo dla mnie oznacza to tyle, że
nawet, jeśli mój mąż - odpukać - zeświruje kiedyś, to nigdy by mi do głowy
nie przyszło prosić Kościół, czy jakąkolwiek instytucję, aby unieważniła to,
co łączyło nas przez wiele lat. Poza tym nie wiem, po co wspominasz tu o
dość ekstremalnych przypadkach, bo wątek dotyczy normalnej pary, która jest
ze sobą 14 lat, mają dwoje dzieci i sami jeszcze dobrze nie wiedzą, co w ich
związku i kiedy się popsuło. Nie lepiej usiąść i porozmawiać, tylko zaraz
pisać do głowy Kościoła o unieważnienie przysięgi małżeńskiej? Że niby co?
Nie kochali się, kiedy brali ten ślub? Nie żyli razem? Nie wiedzieli o sobie
czegoś bardzo istotnego? Dzieci w kapuście znaleźli? Przez te 14 lat tylko
mieskzali razem i nic ich nie łączyło? Nie bądźmy śmieszni, prawo kanoniczne
przewiduje sytuacje, w których można unieważnić małżeństwo, ale IMO nie w
tym przypadku, kiedy od razu widać, że Ci ludzie byli i są nadal
małżeństwem, tylko coś się zaczęło sypać i należałoby się zabrać za
składanie tego do kupy, a nie myśleć, jak to wymazać.
D.
|