Data: 2009-12-19 13:39:16
Temat: Re: Śmierć osobowości
Od: "Chiron" <e...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "flyer" <f...@g...pl> napisał w wiadomości
news:hgifvh$f1v$1@nemesis.news.neostrada.pl...
Jako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto
rzeczowe [powtarzalne-przewidywalne]?
Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera,
które umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem
dziecka związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi,
ale mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika
albo z przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba,
która zbyt szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba
"zła", mimo że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla
naturalnych procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania
świadomości śmierci dziecka.
Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
"jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
"schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
[schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
techniczną. Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna
zniknąć w momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i
"zacznie żyć od nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu
wszystkiego od początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są
przypisane interakcjom z określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować,
skoro nie ma ich [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań,
trzeba szukać siebie.
Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten
sam partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie -
nie ma w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych
zachowań wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować*
[kierując się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne.
Błąd - osoba zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu
"biologicznego" i należy ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie
ma znaczenia, że to "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się
20 lat" - dla behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie
istniały.
----------------------------------------------------
----------------------------------------------------
--------------
Pierwsza sprawa: kulturowa. Byłem u rodziny na wsi na pogrzebie- najstarszy
syn zginąłw wypadku. Owszem, rozpacz, tragedia. Jednak w rodzinie, gdzie w
jednym domu mieszkają 4 pokolenia ludzi- często ktoś się rodzi, inny umiera.
Jest coś, co jest dla tych ludzi naturalne, oswojone. Dla mieszczucha- wręcz
przeciwnei. Śmierć- to na ekranie TV. Jak ktoś się zestarzeje- to dom
starców, gdzie też umrze. Jeśli więc umrze małe dziecko- czy w ogóle ktoś
bliski- taki mieszczuch nie potrafi sobie tego uświadomić, spróbować
zrozumieć.
Sfera ducha- jesteśmy ze sobą połączeni. Widzący aurę twierdzą, że bliskie
sobie osoby "mieszają" swoją aurę ze sobą. Czyli- przynajmniej część ich
aury jest wspólna. Jeśli wychodzą z takiego bliskiego związku- śmierć
jednego z nich w szczególności- pozostający bierze na siebie całośćtego-
taki "mentalny śmietnik".
Co jest ważne- w sferze duchowej zmarły rozpoczyna swą wędrówkę. Jeśli nie
potrafimy go pożegnać- cały czas kotłują się w nas emocje- on jest przy nas.
Zatrzymujemy go, nie pozwalamy odejść. A to jest złe. Dla nas- jak i dla
niego. Dla niego- bo nie może iśc dalej- tam, gdzie powinien. Ten, któy
pozostał- cały czas jest w trelacji ze...zmarłym- co utrudnia, a wręcz
czasem uniemożliwia nawiązanie relacji z żyjącymi.
--
serdecznie pozdrawiam
Chiron
|