Data: 2000-04-17 07:41:28
Temat: Re: "Swój" lekarz przy porodzie
Od: Maja Krężel <a...@h...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Agnieszka Grochowska napisała
> Byc moze lekarzowi nie chce sie ruszyc z domu w nocy o polnocy bez wzgledu
> na wysokosc ewentualnego profitu, albo proponowany profit nie wystarczajacy.
> To moje domysly, oczywista.
Rzecz w tym, że lekarz ruszyłby się i to chętnie (tu nawet nie chodzi o
pieniądze, ponieważ to jedyny lekarz, jakiego znam [też jestem jego pacjentką],
który nie mówi pod koniec wizyty - "należy się ...", ale jest wręcz skrępowany
rozmową o pieniądzach - ewenement, ale go za to szanuję), ale nie ma po co, bo
go ordynator i tak wywali ze szpitala. Tłumaczą to tym, że jakby każda pacjentka
chciała mieć swego lekarza przy porodzie, to by się zrobił bałagan i nie wiadomo
kto miałby dostać pieniądze za dany dzień - lekarz dyżurny za dyżur, czy lekarz
prowadzący ciążę za odebranie porodu. Tak mi opowiadała koleżanka.
Niby trochę prawdy w tym jest, ale miałoby to wszystko ręce i nogi, gdyby lekarz
mający w dniu porodu dyżur wiedział o pacjentce swego kolegi po fachu wszystko
(czyli choroby, brane leki itp), ale skąd ma to wiedzieć, jeśli do karty ciąży
wpisywane są tylko wybiórcze informacje. Pamiętam, że najbardziej w trakcie
porodu wkurzył mnie wywiad przeprowadzany przez położną. Pytała mnie dokładnie o
wszystko, co było w karcie i czego nie było. Niby nic takiego, ale przypominanie
sobie nazwy i dawek leku branego przed dziewięcioma miesiącami i wykrztuszenie
tego podczas jadowitego skurczu nie należało do najłatwiejszych zadań ;~). Gdyby
była przy mnie lekarka prowadząca ciążę, problemu by nie było.
Ale jak widzę (choćby z Twego postu) "zakaz" wstępu lekarza na oddział, gdy nie
ma dyżuru nie jest powszechnie stosowanym procederem.
Chciałabym jednak, żeby wypowiedzieli się na ten temat także lekarze (dlatego
ten wątek idzie równolegle na medycynie), a nie tylko mamy.
--
Pozdrawiam
Maja
|