Data: 2016-03-19 18:55:54
Temat: Re: Syrop glukozowo-fruktozowy
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wiesiaczek pisze:
>>> Zakładasz, że te grzyby bez robaka są hodowane oddzielnie,
>>> na chemii? :)
>>
>> Nie. Próbuję zgłębić, na czym polega upodobanie do brzydkiego
>> i robaczywego. :)
>
> Jednym z argumentów może być fakt, że obecność robaków wyklucza
> stosowanie chemii.
"Tłum ludzi, rozkładany stolik na rogu ulicy, pełen puszek ze środkami
owadobójczymi, i żar walący z nieba. Ale nasz Jose, berecik na bakier,
traktuje gapiów bez cienia uprzejmości. Towar, który ma zaszczyt oferować,
sam za siebie mówi i nie wymaga podlizywania się. Środek owadobójczy
w aerozolu pod ciśnieniem, niezawodny i niedrogi -- dwie zalety, które
rzadko chodzą w parce.
Produkty, którymi handlują w drogeriach, mają prospektów od cholery
i sprzedają je w kolorowych puszkach, na których widać zdychające muchy
-- ale przysięgam, że więcej jak połowa z nich to środki wzmacniające,
psikniesz na robaka, a on, zachwycony, tylko nóżkami majda i drapie się
na ściany, chętnie fikałby koziołki. W sumie za osiemdziesiąt pesos
zaprowadziłeś go pan do doktora. Tu żadne takie, puszeczka skromna,
wprost za darmo, a w ogóle nie rozchodzi się o nabieranie gości na
obrazki w technikolorze, całość sama się reklamuje. Uwaga, może mnie
państwo szczerze wierzyć, a jak nie, to za moment same się państwo
przekona.
Jose bierze szklany słoik i podnosi go, żeby wszyscy mogli zobaczyć
komara naturalnej wielkości, który bez entuzjazmu fruwa po małej
przestrzeni.
Jose uchyla pokrywki słoja, przytyka produkt w aerosolu i psik --
porządnie zrasza dwuskrzydłowca. Wyżej wymieniony, jak przystało
na mężczyznę, lata jeszcze około dwóch sekund, po czym przykleja
się do szkła, jakby chciał wypocząć, wyciąga nóżki, nagle traci
oparcie i spada na dno słoika. Publiczność zaś zachłannie wpatruje
się w jego efektowne i urozmaicone konwulsje aż do końcowego
zesztywnienia.
-- Dwie sekundy osiem, a zaczyna działać, cztery sekundy pięć,
a towar należy do państwa -- sentencjonalnie wygłasza Jose.
-- Chwileczkę, nie pchać się, starczy dla wszystkich, najpierw ta pani
tutaj, bo coś mi się widzi, że jej się pieczonka przypala w piecyku.
Sześćdziesiąt pięć pesiaków i od dziś idzie pani z mężulkiem do łózia
i robi sobie figle migle bez strachu, że jakieś robactwo będzie pani
w tem trakcie na plecach siadać... oj, przepraszam, nie widziałem,
że są dzieciaczki, lepiej zmieńmy temat. Dla pana puszeczkę, proszę
uprzejmie, dla panienki... ale ci się, laluniu, bluzeczka opina na...
no, proszę tylko spojrzeć, ale kolorki, przecież nic złego nie miałem
na myśli.
-- Uwaga, bo mnie krzywdę państwo zrobicie, do ogonka i po jednemu,
jak się należy. Dla wszystkich starczy.
Kupujący rozchodzą się w różne strony, Jose chwilę odczekuje, po czym
podnosi słoik i potrząsa nim.
-- Hajda, Toto -- powiada. -- Nie widzisz, że już poszli? Wstawaj,
bracie, i zbieraj się do kupy, bo wyglądasz jak zdychająca krowa.
No, wstawaj, mówię ci, bo idą następne. Dobra, tera mi się podobasz,
obleć do góry aż do przykrywki naokoło ze trzy razy, jak Pan Bóg
przykazał, no prędzej, pośpiesz się, bo są tuż, tuż.
-- No, fajnie, Toto -- przychwala Jose odstawiając słoik na miejsce --
jeżeli będziesz się dalej tak prowadził, wieczorem usadzę cię na dwie
minuty na dupie gospodyni. Prima sort, Toto, możesz mi wierzyć nasłowo.
-- E, co mi będziesz mówił, bracie, przecież nie od parady jesteśmy
wspólnikami."
--
Jarek
|