Data: 2002-04-16 09:06:11
Temat: Re: TOKSYCZNA RODZINA
Od: "Koranja.." <k...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Little Dorrit" <z...@c...pl> napisał w wiadomości
news:a9fgaa$9vh$2@news.tpi.pl...
> A może to Ty jesteś nieprzystosowana. Zaczyna się okres zwany w
psychologii
> rozwojowej "sturm und dragen", okres buntu przeciwko autorytetom świata
> dorosłych, rodziców przede wszystkim. U jednych przebiega to bardzo
> łagodnie, u innych nastolatków niezwykle silnie i to nie tyle z "winy"
> rodziców, co ich własnej konstrukcji psychicznej.
Wybacz, ale ja sie nigdy nie buntowalam. Bo balam sie, ze ich zranie. Bylam
ulegla grzeczna coreczka, i bylam wtedy dobra, jak robilam to, czego chcieli
rodzice, a jak juz chce pozyc wlasnym zyciem - wyjsc do ludzi, itd - to juz
jestem zla i niewdzieczna. Zadnej krzywdy im nie robie. Chce po prostu zeby
dali mi w koncu troche pooddychac. A z ich strony byla wieczna kontrola..
Nie robie w domu zadnego przewrotu. Mam juz swoj wiek i czas wyfrunac z
gniazdka, ale oni ciagle podcinaja mi skrzydla.. A nie jest milo slyszec od
najblizszych osob (jak sama mowisz o rodzicach), ze sie jest do niczego i ze
sie sobie nie poradzi samemu...
A poza tym.. nie jestem juz nastolatka...
> U rodziców masz wikt, opierunek, ciuchy, naukę, telefon i dach nad głową
za
> darmo. Powiesz - to ich psi obowiązek. Pewnie tak, ale czy Ty za to
wszystko
> nie czujesz się zobowiazana nawet do elementarnej wdzięczności?
Owszem, czuje sie zobowiazana. I jestem im za to wdzieczna. Jestem wdzieczna
im za to, ze dali mi dach nad glowa, ciuchy i zarcie. Ale niczego wiecej mi
nie dali. A nie samym chlebem zyje czlowiek. Potrzebuje tez czasem troche
milosci i ciepla, jak sama pewnie wiesz..
Dajesz im do
> zrozumienia, że dla Ciebie jakiś obcy chłopak liczy się bardziej niż oni?
To
> niech on Cię utrzymuje ;).
Nie, chce sie sama utrzymywac. Poradze sobie jakos.
> A zastanowiłaś się, co ich boli?
Widzisz, sprawa jest taka, ze ich malzenstwo to jeden wielki burdel i nie da
sie juz tego uporzadkowac. W wyniku tego ojciec przylazi do mnie i mowi, ze
matka to k...., a matka mwoi o ojcu, ze jest h... Mam dosc wysluchiwania tym
pierdol. A kiedy mowie, ze nie chce tego sluchac, jest rozdarcie mordy i
oskarzenia, ze trzymam z ktoras ze stron! A ja z nikim nie trzymam, ja mam
juz po prostu tego po dziurki w nosie. Jak ja moge miec do nich szacunek?
Sama juz nie wiem, co mam myslec o moich rodzicach, bo zwyczajnie nie
pamietm calej przeszlosci. Oni moga mi wszsytko wmowic, zeby tylko mnie
jakos nastawic przeciwko drugiemu..
Chce ich kochac, ale nie potrafie. Jednoczesnie wiem, ze sa dla mnie kims
waznym. Dlatego chciaalbym wyprowadzic sie z domu, zeby nabrac do tego
jakiegos dystansu. Chcialabym za nimi zatesknic i zdac sobie sprawe, ze
przeciez ich kocham. Tutaj nie moge, bo wiecznie sa jakies pretensje, zale,
klotnie. To jest po prostu koszmar. Moj dom jest jak pole minowe -
nieostroznie stapniesz i wszystko wybucha. A zwlaszcza ojciec, jest tak
przewrazliwiony, ze zawsze trzeba uwazac, co sie do niego mowi. Wiem, ze to
dlatego ze ma problemy z matka, ale jaka w tym moja wina? Chyba tylko taka,
ze sie urodzilam... Ja sie na ten swiat nie pchalam, sami chcieli, wiec
niech traktuja mnie jak czlowieka, a nie jak zabawke. A na razie ojciec ma
do mnie pretensje, ze ja nic nie robie!!! Ze ja nic nie robie, zeby ich
pogodzic!! Przeciez to paranoja... Wyglada na to, ze ja mam za nich
rozwiazywac ich problemy.
Pozdrawiam
ann
|