Data: 2021-07-08 10:48:02
Temat: Re: Tuńczyk, szlachetniejszy kuzyn makreli
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> W latach dziewięćdziesiątych, gdy nie było jeszcze sieciówek,
>> kupowałem tuńczyka w małym okolicznym sklepie spożywczym.
>> W dużych kawałkach (tak z kilogram pewnie), prosto z lodówy.
>
> W Polsce? Już dawno nie spotkałam małego sklepiku rybnego ze świeżymi
> rybami. W latach dziewięćdziesiątym jeszcze się zdarzały, ale też rzadko
> i głównie ze świeżymi dorszami i śledziami. Wtedy o tuńczyku myślałam
> jako o rybie, która występuje tylko w postaci zapuszkowanej. ;) Obecnie
> jeden sklepik rybny na niedalekim ode mnie targowisku jest, ale ze
> świeżością świeżych ryb tam coraz gorzej.
Tak, w Polsce. Lata dziewięćdziesiąte to był okres radosnego testowania
nowej rzeczywistości. Czegoś wcześniej nie było, nie dało się, a teraz
już można -- więc trzeba spróbować. W sklepach pojawiało się wszystko,
co stęsknione oko handlowcy dostrzegło gdzieś w którymś nowym kanale
zaopatrzenia. Dopiero potem nastąpiła weryfikacja, zostało tylko to,
co "idzie". W tym samym sklepiku kupiłem też kiedyś minogi.
Już nie pamiętam dobrze, czy ten tuńczyk był całkiem świeży, czy tylko
mrożony -- w każdym razie była to surowa ryba. Bywał regularnie, dopiero
potem znikł. Nie kosztował majątku. Za to świeżą makrelę udało mi się
kupić tylko raz, całkiem niedawno. W Polsce to rybsko znane jest wyłącznie
w postaci wędzonej. A szkoda.
--
Jarek
|