Data: 2003-01-27 19:59:21
Temat: Re: Wiecej szczescia poprosze! (DLUGIE)
Od: "Slawek [am-pm]" <s...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Bacha" napisała:
> Szczęście nosimy w sobie, a właściwie w swoich genach. Do takiego wniosku
> prowadzą badania. Dowodzą one, że nasz podstawowy poziom dobrostanu
> określają geny, a wydarzenia życiowe jedynie na krótko zmieniają osobiste,
> subiektywne odczucie zadowolenia. Po każdym epizodzie radości lub rozpaczy
> powracamy do pewnej normy, czyli poziomu nastawczego (set point). Ten poziom
> nastawczy jest zróżnicowany osobniczo i w znacznej mierze wyznaczony
> genetycznie.
O rany, ale super kawałek nam zaserwowałaś! :-))) Uwielbiam takie rzeczy,
ale czy inne tygrysy z 'psp' też to lubią najbardziej? Pochwalę się, że niemal
to samo (chociaż nie tak ładnie) napisałem na początku swojego
wcześniejszego tekstu:
> [...] każdy człowiek ma swój własny, typowy poziom
> zadowolenia/niezadowolenia czy pesymizmu/optymizmu. Jakieś
> tragiczne czy wspaniałe wydarzenia wytrącają tak pesymistę, jak
> optymistę z równowagi, ale po jakimś czasie obydwaj wracają do
> swojego naturalnego poziomu odczuwania zadowolenia z życia.
> A poziom ten w małym stopniu zależy od obiektywnych warunków,
> w jakich się znajdują (tak w skrócie).
Pominąłem tylko to "zaprogramowanie genetyczne". Wszak
to oczywiste. ;-)
Nie jestem pewien, czy definicję szczęścia możemy odfajkować.
Zauważam na grupie chwalebną tendencję do definiowania różnych
ważnych pojęć. Czegoś podobnego zabrakło mi w tamtym wątku,
rozwinęła się ciekawa dyskusja, tylko trochę nie do końca wiadomo,
o czym. Próbowałem to zrobić teraz. Zatem czym w ogóle jest
szczęście? O przymiotnikach (totalne, absolutne, czy zwykłe - ludzkie)
wolałbym ewentualnie porozmawiać w dalszej kolejności.
Może to jest zbyt trudne i marudne zadanie? W końcu jakie szczęście
jest, każdy widzi... W moich usiłowaniach próbowałem tylko wykazać,
że jest ono dane wyłącznie istotom myślącym. Napisz chociaż, co
masz na myśli opisując stan naukowca po wielkim odkryciu:
> > Poznał prawdę - i poczuł się szczęśliwy. Czy jest tutaj miejsce na
> > chwilowe choćby zmącenie umysłu?
>
> Owszem. I to wcale nie jest ta chwila olśnienia, tylko to, co zaraz po niej.
Czy ma to coś wspólnego z flaszeczką, po którą wyskoczył któryś
z asystentów? Dopytuję się, bo nigdy nie przeżyłem stanu olśnienia
(teoryzowałem tylko ;-). Owszem, zdarzyło mi się kilka razy w życiu
palnąć dłonią w czoło ("O rany, jakie to proste!"), ale do prawdziwej
iluminacji wiele mi brakowało.
> Szczęścia całkowitego, zupełnego zatem nie ma.
> Może być tylko względnie wysoki ten poziom nastawczy.
> "Ja to się cieszę byle czym ..." - była chyba taka piosenka. ;)
I to jest połowa wyjaśnienia. To znaczy wiadomo mniej więcej,
jak to szczęście jest "skonstruowane". Ale dlaczego jest tak
skonstruowane? O tym w następnym odcinku. ;-)))
Przy okazji - widział może ktoś felieton Magdaleny Nawrockiej
pod tytułem "Szczęście"? Ma ktoś u tej autorki jakieś chody, aby
ewentualnie zamówić okolicznościowy tekścik?
> Pozdrówka. Bacha.
Po-zdrówko. Życzę wysokiego poziomu nastawczego.
??? Przecież to bez sensu! :-)))
--
Sławek
|