Data: 2003-05-07 09:47:30
Temat: Re: Wojna o zmywanie-fragment z wyborczej
Od: "Madda" <m...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"AsiaS" <a...@n...onet.pl> wrote in message
news:b9ajg0$4c$1@news.onet.pl...
> Użytkownik "Madda"
> > Dla Ciebie bezpieczne przechodzenie przez jezdnię jest równie ważne
jak
> > porządek?
> Nie, ale to wszystko są elementy wychowania, które uzyskuje się tymi
samymi
> środkami.
Do momentu kiedy dziecko odmówi współpracy. Przejście przez ulicę jest
sytuacją, w której muszę działać sprawnie niezależnie od chęci czy
niechęci dziecka. W przypadku sprzątania nie mam zamiaru stosować
przymusu.
> >Jak nie chce iść za rączkę to biorę
> > na ręce i już.
> A jakbyś nie mogła wziąć na ręce? ;-) Widzisz ja na przykład nie mogę.
To bym nie przechodziła przez ulicę. Jeżeli była bym zmuszona chwyciła
bym dziecko za nadgarstek i przeciągnęła siłą. Trudno.
Podkreślam chodzi o sytuację kiedy dziecko całkowicie odmawia
współpracy.
>
>
> > Ale nie widzę powodu do zmuszania (założenie że dziecko
> > nie chce się bawić w sprzątanie) dziecka do sprzątania jeżeli nie
jest
> > ono w stanie pojąć sensu tej czynności.
> Ja tam wolę wychowywać od początku ;-) Dziecko nie jest w stanie
> pojąć sensu wielu czynności czy sytuacji, np. zapinania pasów
> w foteliku, nie kupowania każdej rzeczy którą weźmie do ręki itd., co
nie znaczy
> że zadaniem rodziców nie jest pokazywanie co można, trzeba a co nie.
Jest różnica między pokazywaniem, tłumaczeniem, a wymaganiem i
zmuszaniem. Powiem banał, dzieci są różne, nie wiem jakie jest Twoje. Ja
mam dwie dziewczynki. Młodsza to otwarty kontaktowy dzieciak, który na
hasło "bawimy się w ...", "zróbmy razem..." zrobi wszystko. Na starszą w
tym samym wieku działało to raz (za drugim razem taka zabawa była już
nieciekawa) albo wcale. O ile przechodzenie przez jezdnię (wylewanie
wody z wanny też) jest sytuacją, w której widzę sens zastosowania
przymusu (od podniesionego głosu do przeniesienia/przeciągnięcia
dziecka), o tyle sprzątanie, a już w szczególności przez dwulatka taką
sytuacją nie jest.
Inną sprawą jest że dzieci bardziej uczą się z tego co rodzice robią niż
z tego co mówią. Jestem bałaganiarzem i moje dzieci pewnie też takie
będą (chyba że odezwą się w nich geny teściowej). Nie wiem czy jest to
taka straszna wada. W końcu ja mogę funcjonować i w porządku i w
bałaganie, a moja koleżanka czyścioszka w bałaganie nie funkcjonuje.
Pozdrawiam
M.
|