Data: 2008-01-29 13:32:57
Temat: Re: Wyjscie z/bez meza
Od: Lolalny Lemur <shure1@nospam_o2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Iwon(K)a pisze:
> czy ja wiem czy to jest kwestia potrzeby? imo nie. Po prostu kazdy ma swoje
> zycie, w takim czy innym stopniu. Nie jest sie jednym cialem zawsze i
> wszedzie. I wlasnie moze to jest ta dojrzalosc.
No nie jest się. Ale jeden nie jest na imprezie a drugi przed
telewizorem czy w pracy.
>>> a czy Ty myslisz, ze te osoby ktore chodza na impresy same (z tej grupy
> nawet)
>>> nie lubia byc ze swoim mezem/zona??
>> A czy ty nie rozumiesz, że są tacy, którzy lepiej się bawią, kiedy
>> partner jest razem z nimi?
>
> a czy mozesz mi odpowiedziec na moje pytanie?
Nie, nie myślę tak. Myślę że nie lubią chodzić na imprezy (lub pewien
ich rodzaj) z mężem/żoną.
> odpowiadajac na Twoje- rozumiem. Wtedy rzeczywiscie lepiej siedziec w domu niz
> isc na impreze, gdzie sie chodzi bez osoby towarzszacej. Bo sie wlasnie bedzie
> wygladalo jak kretyn.
Może jak kretyn to przesada. Ale na pewno nie będzie się bawiło pełną parą.
>>> Bardzo bledna zalozenie. Moze dlatego mialas problem czy pojechac na
> cruise
>>> bez meza. Inni by nie mieli.
>> Wielu jak podejrzewam.
>
> podejrzewac zawsze mozna :)
:)
>>> Bo imo pewna dojrzalosc milosci to taka kiedy
>>> cieszy szczescie tej drugiej, i nie przeszkadza, ze odbylo sie bez udzialu
> tej
>>> drugiej polowki.
>> Nie rozumiesz. Chodzi o to dlaczego _ja_ idę na _moją_ imprezę z mężem a
>> nie dlaczego on czuje że musi pójść. Bawię się gorzej kiedy go nie ma.
>
> czyli, jesli dobrze zrozumialam, nie patrzysz na to jak sie bedzie czul maz,
> najwazniejsza jestes Ty, bo Ty chcesz z nim isc. Czy tak?
Nieeee noooo!
Nie tak. Zmuszać męża nie będę (prędzej on mnie ;)), ale jeśli zapytam a
on powie, że "no, może, zastanowię się" to go potem namawiam.
>> Nie proszona przez kogo? Jak się dostaje zaproszenie "tylko sam" to się
>> albo idzie samemu albo nie idzie się w ogóle. Nikt nie mówi o wpraszaniu
>> się w takiej sytuacji.
>
> Co, czyli potrafisz chodzic bez meza i miec swoje zycie??
Potrafię. Ale nie lubię i rzadko to robię.
> (co do Stalkera, ktoremu odpowiadalam, jak tez i Elzniecie pisalam, zadalam
> pyatnie Stalkerowi, bo w jednym z postow stwierdzil, ze jesli bedzie "byly" to
> on idzie na pewno)
To taki żarcik był, wiesz? A może i nie do końca. Chyba rozumiem co miał
na myśli.
>> Ależ ja wierzę. Tyle, że uwierz mi, że u jednych ludzi jest tak a u
>> innych inaczej. I uważanie że to "inaczej" jest buractwem czy czymś tam
>> to IMHO nie jest OK.
>
> Akurat jak u kogos w domu jest mnie nie obchodzi, wiec nie wiem czy ktos jest
> w domu burakiem czy nie. Burakiem bedzie jesli przylezie z zona/mezem a
> impreza byla dla tych drugich polowek.
Jesli było wyraźne zaproszenie dla "solo" i je przyjął a mimo to poszedł
z drugą połówką to się zgodzę - to buractwo.
>> No i dobrze. Ale jeżeli on chciałby żebyś Ty poszła i ciągnąłby Cię tam
>> to poszłabyś - na jego prośbę?
>
> A czemu mialby mnie prosic?
Bo na przykład będzie tam ktoś kogo chciałby żebyś poznała. Albo jest
nieśmiały i lepiej będzie się czuł jak będziesz. Na przykład.
> toz to jego pasja, wiec bawic sie bedzie
> wymsienicie wsrod opowiesci o rybkach, ja gorzej. Chyba z milosci do mnie by
> mnie wrecz nie prosil :)
No dobra, ale w sumie nie o to chodziło w tym wszystkim.
> a gdyby jakis niespodziewany wybryk losu sprawil, ze by mnie jednak poprosil
> to musialbym wiedziec czemu i czy bede tam jedyna zona.
A jeżeli byłabyś to co?
>>> w gabinecie oczekujesz pomocy, i to profesjonalnej. A przyjaciela
> traktujesz
>>> jak ...przyjaciela.
>> To się spotykasz z przyjacielem w kafejce.
>
> juz nie wymsylaj gdzie sie mozna spotkac.
No na pewno nie w miejscu pełnym wspólnych znajomych sprzed lat.
>> Z mojej "praktyki" imprezowej
>> wynika, że nikt się nikomu nie zwierza obszernie z kłopotów rodzinnych
>> na wieloosobowej imprezie. Może w stanie dużego upojenia alkoholowego.
>> Ale ja osobiście takie panie odsyłam na bambus (to znaczy do momentu
>> kiedy przestaną mi siąpać w rękaw).
>
> znaczy nie jestes ich przyjaciolka a tylko znajoma.
Tak. Przyjaciółka pisze do mnie lub dzwoni. Z rzadka przyjeżdża bo z
Tokio niezły kawałek ma. I na pewno nie wypłakiwałaby mi się po pijaku
na imprezie.
> Moze sie zdarzyc tak, ze przyjaciel ze szkoly podstawowej, z ktorym do knajpki
> sie nie mialas jak umowic, bedzie na tej imprezie. Tutaj raczej sprawa jest
> taka- moj przyjaciel nie jest od razu, z definicji przyjacielem meza, wiec
> dlatego min impreza z ludzmi z klasy bez osob tow. jest taka kontrowersyjna.
Ja nie widzę sensu w tym zdaniu. Naprawdę. I co z tego że nie jest? 3/4
klasy (albo więcej) to nie są przyjaciele a nawet nie dobrzy koledzy. To
ich obecność powinna też być zakazana w sumie. Bo chodzo i brudzo.
>>> Maz mojej przyjaciolki z definicji nie jest moim
>>> przyjacielem, i wolalabym mowic do niej o pewnych sprawach bez swiadkow,
> nawet
>>> jesli nie jest psychoterapeutka. Chyba rozumiesz takie rzeczy?
>> Na imprezie? Szczerze mówiąc nie bardzo.
>
> jezuuu, nie chodzi o miejsce a o roznice przyjaciel/psychoterapeutka...
Ale właśnie o miejsce. Bo argumentem w dyskusji jest to, że przyjaciółka
na imprezie klasowej skarży się na męża a jakby był mąż to nie mogłaby
się skarżyć czy coś w podobnym wariancie.
LL
--
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych
dzwiekow - niektore przypominaja odglosy
wielorybow i policyjna syrene, inne,
jak u lemura wari, smiech szalenca.*
|